Dobry początek: „Cztery Pory Roku 2005 - ZIMA”
Data: 14-03-2005 o godz. 08:00:00
Temat: Wieści znad wody


Tydzień po wyjeździe znad Wieprzy Torque i Wykrzyknika podejmuję następnych gości. Są nimi uczestnicy pierwszej w tym roku edycji zawodów z cyklu „Cztery Pory Roku”. Tradycyjnie miejscem zbiórki jest plac pod kościołem w Sławnie.



Rok - 2005, miesiąc - luty, dzień - 06, zaczął się od niespodzianek.
Czekam na Prezesa Towarzystwa pod domem. Czas umówionego spotkania już minął, a jego nie ma. Dzwonię do ojca:

- Co jest? Spóźnimy się i będzie obciach!
- Ten skubaniec nie chce odpalić (mowa o moim samochodzie, który jest nad wyraz złośliwy).
- Dobra - ja grzeję piechotą na plac, a po Ciebie zaraz przyjedziemy.

Na placu kolejna niespodzianka! Ludzi jak na odpuście. Rozdzielam zadania, kto ma przyjąć wpłaty, a kto jechać po zaopatrzenie, bo ilość chętnych troszkę nas zaskoczyła - stawiło się 41 wędkarzy z całej okolicy.

Po przywitaniu oraz przeprowadzeniu odprawy Prezes Towarzystwa Miłośników rzeki Wieprzy wręczył dyplom koledze Cezaremu Wawrzyniakowi za wygranie zawodów „Otwarcie sezonu 2005”.

O godzinie 7.45 rozchodzimy się do aut i każdy udaje się w sobie tylko znane miejsca w wiadomym celu. My, tzn. Prezes, Gienek „Ojro”, Czarek „Farciarz”, Krzysiek „K4” i ja „Halbin”, udajemy się na miejsce zakończenia zawodów tj. polanę między Wilkowicami i Mazowem. Zostawiamy samochody przy ognisku i schodzimy do rzeki. Woda jest piękna, podniesiona i klarowna, temperatura ok. - 5 st Celsjusza.

Rozdzielamy się: Krzysiek zostaje na dole, a my idziemy w górę rzeki. Czarek dyplomatycznie stwierdza:

- Idę z wami, bo na zawodach trzeba z kimś pogadać, a „K4” leci gdzieś w krzaki i tyle go zobaczę.

Obławiamy dokładnie metr po metrze cały odcinek, choć bardziej interesuje nas, czy ktoś coś złowił. Na prostej „przy bagnach” Prezes zakłada srebrną karlinkę i oficjalnie ogłasza, że teraz będzie ryba! Rzuca z boku pod leżący pod drugim brzegiem skośnie pień.

- Coś miałem!
- Jak miałeś? - pytam.
- No, takie seryjne puknięcia: trr, trr...

Stoję powyżej tego pnia, rzucam pod niego ze 20 razy bez rezultatu. W końcu zarządzam picie herbaty. W trakcie delektowania się trunkiem z góry dochodzą Tadek z Jankiem i nie mają dobrych wieści. NIC!.

Kiedy stoimy jeszcze pod drzewkiem Czarek bierze spinning, idzie w moje miejsce i posyła swojego Meppsa longa nr 3 pod wspomnianego wyżej pniaka. Mniej więcej w połowie szerokości rzeki jego kij zaczyna rytmicznie się przyginać.

- Ma rybę! - wyrywa mi się.
- Trotka!
- Pstrąg raczej - padają komentarze

Ryba metr od naszego brzegu pokazuje się przy powierzchni. Ma ok. 45-50 cm, wykonuje młynek i wolna odpływa w głębinę.

- Wiecie, ja chyba nie chciałem jej złowić - mówi Czarek.
- Krzysiek by mnie już nigdy chyba na ryby nie wziął.
- A zaciąłeś ją? - pyta Prezes.

Czarek pokiwał przeczącą głową z miną jakiej nie opisałby chyba nawet sam J.R.R. Tolkien.

Postanawiamy napić się znowu herbatki, ale teraz z „drugiego termosu”. Robimy sobie zdjęcie w miejscu tego wydarzenie i startujemy dalej.

W trakcie pokonywania rowu dzwoni mój telefon. Mało nie spadłem z oblodzonej gałęzi świerka przerzuconej przez rów.

- Piotrek, a lipienie się liczą? - pyta roześmianym głosem Grzesiek Michurski z Koszalina.

Po krótkiej konsultacji z zarządem oddzwaniam do Grzecha:

- Liczą się! A jak! Dużego masz?
- Taki fajny pod 40 cm.

Wyraźnie poprawiło nam to nastroje i ze zdwojoną ochotą zaczynamy łowić. W momencie kiedy Prezes stał na wspomnianej gałęzi, dzwoni jego telefon. Chyba chcą nas potopić.

- Wiesiu, a czy ropucha ok. 30 cm też się liczy? – pyta Antek Hołub z Darłowa chwaląc się swoją zdobyczą.

Tu nie byliśmy jednak skłonni zaliczyć połowu.


Jest godzina 13.00, trzeba wracać i przygotować ognisko, bo na 14.15 zjadą się wszyscy. W drodze na polanę spotykamy Rysia, który informuje nas, że „K4” złowił troć tuż powyżej ujścia Jasienicy. Taką ok. 2 kg. Od tej pory wrzucamy 5. bieg i roześmiani od ucha do ucha idziemy na miejsce zbiórki. Tam przygotowujemy ogień, jedzenie i picie (grzane w kociołku, z czerwonym w...m).

Przyjeżdżają następni zawodnicy. Kolega Zbaraza z Kołczygłów melduje pstrąga potokowego 38 cm w dobrej, jak na tę porę roku, kondycji.

Zawody wygrał Krzysiek „K4” trocią wędrowną 62 cm (1,92 kg), otrzymując 20 pkt do punktacji generalnej.

Drugie miejsce zajął Grzesiek Michurski lipieniem 40,5 cm (0,6 kg), otrzymując 18 pkt do punktacji generalnej.

Trzecie miejsce zajął Zbaraza Marek pstrągiem potokowym 36 cm (0,48 kg), otrzymując 16 pkt do punktacji generalnej.

Zwycięzca otrzymał zebrane przed zawodami przynęty (wraz z pulą z nie rozstrzygniętych zawodów jesiennych), a na następnej edycji otrzyma dyplom.

Mnie udało się osiągnąć cel, jaki sobie założyłem, wymyślając zawody „Cztery Pory Roku”, a było nim zwrócenie uwagi na fakt, że Wieprza jest rzeką, w której licznie żyją różne gatunki ryb. Takie zdjęcie było moim marzeniem.

Na koniec - zdjęcie pamiątkowe.

Następne zawody „WIOSNA” 24.04.2005. Zbiórka w Sławnie o godz. 6.00 na placu koło kościoła. Łowić będziemy do Sławna w górę Opłata startowa – 10 zł plus przynęta do kapelusza. Regulamin dostępny jest TUTAJ.
Do zobaczenia nad wodą!

Halbin







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1073