Przypadków Kuby cd.
Data: 28-02-2005 o godz. 08:30:00
Temat: Bajania i gawędy


Kiedy wszystko idzie dobrze to znaczy, że albo czegoś nie wiesz albo o czymś zapomniałeś.



Po ostatniej wpadce z rybami Kuba postanowił trochę udobruchać kobietę swojego życia. Poszło mu tym łatwiej, że zimowa aura nie nastrajała do wycieczek z wędką i Kubuś mógł cały wolny czas poświęcić rodzince. Do pełni szczęścia minusowe temperatury pozwoliły łatwo przekonać Kasieńkę, iż malowanie to najgorszy z pomysłów. Tak więc życie towarzyskie rozkwitło w domu Kubusia a z nim kwitła Kasieńka.

Tydzień pracy wyglądał zawsze tak samo, ale weekendy były dla niej. Przedpołudniami Kubuś pokornie dreptał za swą połowicą po sklepach, bez szemrania znosząc kolejne zakupy, a wieczorami udzielał się na niwie rodzinno-towarzyskiej. Tu trzeba dodać, że Kubuś nawet lubił swoje grono znajomorodzinne i przebywanie w ich towarzystwie nie stanowiło aż takiego problemu jak to czasem sugerowała Kasia. Faktycznie miewał niejakie problemy z wytrzymaniem dyskusji o Ewie z "M jak Miłość" czy z zachowaniem ciszy podczas emisji serialu o problemach lekarzy ze szpitala w Leśnej Górze, ale odrobina alkoholu i widok szwagra, który miał to na co dzień, pozwalały Kubusiowi wytrzymać nawet cotygodniowe seanse "prawdziwych" amerykańskich historii z serii "Z życia wzięte".

To, że Kasia była dopieszczana nie ulegało wątpliwości, tak jak nie ulegało też to, że Kasieńka jako kobieta doświadczona nie zostawiała nic przypadkowi. Kuba odwoził co rano żonkę do pracy, a wieczorem (dość często) zabierał ją stamtąd do domu. Ewentualny margines był skutecznie niwelowany przez elektroniczną smycz czyli telefon komórkowy. Jeżeli do tego dorzucić wymagającego szefa wydawałoby się, że Kubuś na dobre zapomniał o rybach. Nic bardziej mylnego.

Chwilowe odseparowanie od wody zmusiło Kubę do intensyfikacji życia wędkarskiego w Internecie. Codzienne wizyty na kilku portalach stały się rytuałem. Jeżeli do tego dorzucić okresowe wyjazdy do klientów, w czasie których można było odwiedzić sklepy wędkarskie, to ten przymusowy post nie był zbyt ścisły. Przez dobre dwa tygodnie Kuba trzymał się dzielnie jednak z dnia na dzień wędkarski chochlik dawał coraz bardziej znać o sobie. Coraz trudniej było mu oderwać się od stoiska z kijkami czy półki z młynkami. Co najmniej dwa razy zdecydowany był na sfinalizowanie zakupu jednak myśl o nadszarpnięciu domowego budżetu nadwątlonego świętami powstrzymywała go przed tym czynem. Niebagatelną rolę pełniła tez w tym Kasieńka, która żelazną ręka trzymała budżet domowy i (co najciekawsze) kilkoma słowami potrafiła wybić z głowy Kubusiowi jakiś zakup, jak i uzasadnić inny. Gwoli sprawiedliwości trzeba tu dodać, że wszystkie zakupy Kasi były absolutnie niezbędne dla funkcjonowania rodziny. Problem w tym, że wraz z upływem czasu i przyrostem odległości dzielącej Kubę od Kasi wszelakie skrupuły wykazywały tendencję do minimalizacji. Ale mimo to trzymał się dzielnie. Do czasu.

W połowie stycznia Kubusiowy kapitalista zdecydował się wreszcie wypłacić nagrody za poprzedni rok. Kuba przeliczywszy zawartość koperty (jak zwykle w środku był też kwitek z podpisem szefa i informacją, za co i ile) w przypływie szlachetnego odruchu postanowił zrazu przeznaczyć dodatkową gotówkę na wakacje. Przy tej desperackiej decyzji utrzymał się aż do popołudnia, kiedy to wracając od klienta zajrzał do zaprzyjaźnionego sklepiku. Pan Zdzisio na widok Kubusia aż się zacukał i zaraz wyciągnął najnowszą nowinkę w dziedzinie spinningu, której to producentem był numer jeden wśród liderów. Kijek był śliczny, leżał w dłoni jak ulał i co najciekawsze był właśnie tym kijkiem, którego Kubusiowi najbardziej brakowało. Żeby było jeszcze ciekawiej to kosztował dokładnie tyle ile Kubuś miał w kieszeni (a raczej w kopercie). Jak się pewnie domyślacie w pół godziny później Kuba pakował nabytek do auta kombinując jednocześnie jak przemycić go do domu nie budząc podejrzeń Kasieńki. Resztki wyrzutów sumienia zagłuszył solenną obietnicą (daną sobie w duchu), że już nigdy więcej, że jeszcze na wakacje zarobi, po czym trzymając kij w dłoni wkroczył do...

Nie, nie wkroczył do domu, ale do niewielkiej kafejki znajdującej się tuż-tuż, celem przemyślenia następnych kroków. Tu warto dodać, iż tego dnia akurat Kasia siedziała w domu i wkroczenie tam z dowodem zbrodni mogłoby doprowadzić do następnej. Po trzecim kieliszku Kuba miał już gotowy plan i mógł zabrać się za jego realizację.

Po wejściu do mieszkania Kuba jak gdyby nigdy nic postawił kij w przedpokoju i zabrał się za zwykłe czynności. Umył ręce, przebrał się, przywitał się z Kasieńką i dzieciakami i jak zwykle usiadł do obiadu, bowiem Plan przewidywał absolutną codzienność i obojętność w stosunku do nowego nabytku. Kij miał zostać dopiero późnym wieczorem obojętnie przeniesiony do pokoju i przedstawiony jako własność Rycha wzięta tylko na chwilkę. Jednak jak to zwykle bywa, kiedy wszystko idzie dobrze to znaczy, że albo czegoś nie wiesz albo o czymś zapomniałeś. Kubuś zapomniał o kilku sprawach i właśnie jedna z nich (w postaci Juniora) wrzeszczała z przedpokoju.

- Tata ma nową wędkę, tata ma nową wędkę!

- Nie nową - Kubuś próbował zażegnać problem spokojem - tylko starą i nie moją a Rycha. Łgał jak z nut usiłując wytrzymać badawcze spojrzenie Kasieńki.

- A kiedy ty ją od niego odebrałeś? - przy Kasi nawet najwięksi spece od przesłuchań to było małe miki.

- Teraz, znaczy w ciągu dnia - trzymał się twardo planu Kubuś. Przecież Grubego nie ma od tygodnia! Ilość epitetów, którymi Kubuś obdarzył się w tym momencie była powalająca. Jak mógł zapomnieć, że Rycho wyjechał gdzieś na akcję?

- No, tak, ale Jagoda jest w domu a z nim już się dawno umówiłem.

Tłumaczył spokojnie zastanawiając się jak załatwić alibi u Jagody (dziewczyny Rycha). O dziwo, Kasia łyknęła (a przynajmniej sprawiała takie wrażenie) bajeczkę i dalej nie drążyła tematu i na szczęście zajęła się bardziej przyziemnymi sprawami.

- Włączam pranie - oświadczyła i zniknęła w łazience. Kuba odetchnął i na wszelki wypadek zaczął zmywać talerze, co jak wiadomo jest czynnością uspokajającą i co najważniejsze zapewniało mu ono chwilową samotność.

- Kuuuubaaaa - drgnął nerwowo słysząc wołanie Kasieńki, ale ciąg dalszy nie zwiastował kłopotów (tak mu się przynajmniej zdawało) - dawaj koszulę.

- Leży w koszu - odkrzyknął i pogwizdując zmywał dalej dopóki nie wyczuł czyjejś obecności za plecami. W drzwiach kuchni stała Kasia. W jednym ręku trzymała gwarancję na Kubusiową wędkę a w drugiej kopertę, z której wystawała karteczka od szefa.

- To było w kieszeni koszuli - powiedziała.

Byba







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1057