Zawody TMRW „Rozpoczęcie Sezonu 2005”
Data: 14-02-2005 o godz. 10:30:00
Temat: Spinningowe łowy


Kiedy już minęła pierwsza nawałnica wędkarzy na rzekach Pomorza postanowiliśmy zorganizować zawody „Otwarcie Sezonu 2005”. Tradycyjnie za miejsce zbiórki służy nam plac przy kościele w Sławnie. Pojawiło się nas dwudziestu ośmiu. Po tradycyjnych opowieściach „Z mchu i paproci” umówiliśmy się na 14.00 na moście w Mazowie i rozjechaliśmy się po rzece.



Z ojcem, Gienkiem „Ojro” Krajewskim i Krystianem (młodym) pojechaliśmy na odcinek Wieprzy pomiędzy Sławskiem a Staniewicami. Pogoda już tradycyjnie na naszych zawodach bardziej piknikowa. Mróz ok. - 5 st. C i słoneczko do opalania się, ale pełni werwy i zadowoleni z frekwencji czeszemy rzekę metr po metrze.
Do godziny 11.30 nic się nie dzieje i nawet zaczepy nie są zbyt dokuczliwe. Postanawiamy przenieść się bliżej Mazowa w okolice „prostej przy bagnie”. W czasie przeprawy przez nadrzeczne łąki do samochodu dzwoni mój telefon.

- Cześć! Co u was? - pyta Krzysiek K4.
- Właśnie idziemy do auta, a co u was?
- Ty, no melduję, że Czarek, farciarz, właśnie złowił pod mostem w Mazowie troć - równe 60 cm!
- Krzysiek to powiedz mu, że ma ode mnie kopniaka! To ja jeżdżę po polach, urywam przewód paliwowy, a on sobie pod mostem, 15 m od ogniska ryby łowi!!
- Dobra! Czekamy na was o 13.30!

Teraz dopiero wstąpiło w nas życie. Znowu na zawodach jest ryba! Jedziemy w stronę Mazowa. Z Gienkiem wysiadamy „koło szałasu” i idziemy w stronę „prostej przy bagnach”. Plecak zostawiam w samochodzie, bo czeka nas przeprawa przez potworny gąszcz krzaków. Dochodzimy do rzeki, a Gienek staje zdziwiony.

- Piotruś, tyle razy tu byłem, ale tej drogi nie znałem, o tu, za tym krzaczkiem, złowiłem troć.
- No, Panie Komendancie, chociaż raz cię zaskoczyłem!!

Do moich miejsc mamy jeszcze jakieś 150 m, ale kurcze, ktoś tam łowi. To nasi koledzy ze Sławna: Irek i Daniel. Idziemy w ich stronę.
- Gieniu, to jest moje najlepsze miejsce trociowe na Wieprzy.
- Siedzi! – krzyknął Irek.
Jakoś ignorujemy ten stłumiony okrzyk i gadamy dalej.
- Siedzi! Siedzi!- Powtarza w kółko Irek.

Patrzę na jego wędkę, a szczytówa pulsuje rytmicznie. Żyłka w miejscu styku z wodą kręci spore koła i zbliża się do naszego brzegu. Od razu rzucam swoją wędkę w krzaki i gratuluję Irkowi ryby, która na razie dzielnie trzyma się dna i nie chce pokazać się na powierzchni. Mój aparat został w plecaku! Okazuje się jednak, że Irek ma aparat, więc każemy Danielowi, który pierwszy raz widzi żywą troć i jej walkę robić zdjęcia holu. Usiadłem na skarpie i czekam na dalszy rozwój sytuacji.

- Irek dawaj ją do brzegu i do góry, bo jak będziesz jej tak pozwalał to się zołza wypnie! – podpowiadam.
- Nie mogę za bardzo, bo woblerek pstrągowy i kotwiczki za słabe, mogą się rozgiąć.


Ryba jak na zawołanie podchodzi pod powierzchnię i kręci wolny młynek ma jakieś 70-75 cm. Jest dość gruba - dajemy jej jakieś 2,5 - 3,5 kg. Troć spływa z prądem, podchodzi pod nasz brzeg i daje się podprowadzić w okolice haka, ale jest jeszcze silna. Stanęła ok.1 m od brzegu w zasięgu haka (mamy z ojcem zasadę, że nigdy nie nabijamy ryb na hak tylko podbieramy pod skrzela). Ryba odbija w kierunku środka rzeki, robi nawrót przez lewą burtę a woblerek, który cały czas był widoczny pięknym lobem ląduje obok nas na brzegu.
„Po co ja mówiłem, że się wypnie” - pomyślałem - przecież szczerze mu tej ryby życzyłem!

Irek stoi jak zamurowany. Nic nie mówi tylko ogląda woblerek. Daniel natomiast jest w permanentnym szoku. Myślę, że zapadł na ciężką salmonellozę.

Idziemy z Gienkiem w dół rzeki na spotkanie z Wieśkiem i Krystianem. Tam opowiadamy im o zdarzeniu i w dobrych nastrojach postanawiamy kończyć wędkowanie i jechać zająć się ogniskiem. Na miejscu dopadam Czarka.

- Pokaż dokładnie gdzie ją złowiłeś? Jak i na co??

Czarek pokazuje mi miejsce na piaszczystym łuku powyżej mostu w Mazowie. Troć wzięła na niebieskiego woblera 7 cm na samym środku! Wszyscy to miejsce omijają. W ogóle w tym roku trocie biorą inaczej niż zawsze, często na płytkiej wodzie na przynętę prowadzoną szybkim tempem powyżej połowy głębokości wody.

Przy ognisku wypytujemy wszystkich jak było? Darłowo nic, Koszalin – jedna sztuka spadła w czasie holu - oceniają ją na 2 kg, Wojtek Stachowicz ze Sławna w Sławsku też holował troć, ale była sprytniejsza i się wyczepiła. Któryś z kolegów ze Sławna mówi, że miał silne targnięcie na środku rzeki, ale nie udało mu się zaciąć.
O 14.15 chcemy ogłosić oficjalne wyniki, ale kogoś nam brakuje. No tak nie ma Irka! Od razu dzwonimy do niego.

- Co jest? Gdzie jesteś?
- Spokojnie został nam jakiś kilometr - zaraz będziemy! - pada odpowiedź.

Przy ognisku panuje świetna atmosfera. Wszyscy opowiadają o tegorocznych holach i braniach troci. Jednogłośnie podkreślają, że łowione trocie są większe niż w latach poprzednich. Prym wiodą:

Irek, który w dwa dni złowił ryby 48, 73 i 90 cm i

Zbyszek „odwrotny”, który w tych samych dniach złowił łososia 85 cm 6,4 kg.
Pierwsze słowa Irka po dojściu do ogniska brzmiały tak: „Jakby ich tam nie było to ona miałaby z osiem kilo!”, za co dostał gromkie brawa.

Oficjalne wyniki zawodów są następujące:
wygrał Cezary Wawrzyniak z Kępic łowiąc troć wędrowną długości 60 cm i 1,54 kg wagi.

Pora kończyć zawody pozostało jeszcze umówić się na zawody „ZIMA” z cyklu „Cztery Pory Roku”, potem do aut i do domów.

Po drodze dzwoni moja mama:
- Małysz wygrał!- słyszę w słuchawce.
To była piękna niedziela!

Halbin







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1041