Co warto wiedzieć o zanętach
Data: 09-02-2005 o godz. 10:00:00
Temat: Spławik i grunt


Nie ukrywam, że do napisania tego tekstu zostałem sprowokowany polemiką, jaka wywiązała się po pytaniu na forum o zanęty Trapera. Nie ukrywam również, że przynajmniej 70% udziału miał w tym niejaki Xion. Ale do rzeczy.



Jakiś czas temu sprowokowałem dyskusję o zanętach na WCWI. Dyskusja owszem odbyła się. Można powiedzieć, że nawet była merytoryczna, ale jak to bywa nic z niej nie wyniknęło. Na co liczę teraz? Myślę że jak część wędkarzy zastanowi się nad tym ile pieniędzy niepotrzebnie wyrzuca do wody to swój cel osiągnę. To będzie taki pierwszy krok w obronie przed nabijaniem nas, wędkarzy, w przysłowiową butelkę.

Są trzy sposoby na sporządzenie zanęty (niektórym wydaje się, że są tylko dwa).
Po pierwsze, samemu ustalamy skład zanęty i proporcje poszczególnych składników a składniki "produkujemy" samemu. Produkujemy to oczywiście za dużo powiedziane, bo chodzi mi tutaj tylko o odpowiednie przygotowanie (prażenie, mielenie itd.) składników i skomponowanie z nich stosownej mieszanki. To sposób dla prawdziwych maniaków wędkarskiej sztuki przygotowywania zanęt. Tutaj możemy, jeśli wszystko nam się uda, mieć naprawdę rewelacyjne rezultaty i wszystko zawdzięczamy sobie.

Podobnie przy brakach sukcesu nie możemy nikogo winić za nasze niepowodzenia. Niestety z braku czasu prawie nikt już w ten sposób nie postępuje a szkoda, bo to i możemy mieć dobra zanętę i wydatki na wędkarstwo możemy ograniczyć do niezbędnego minimum. Poza tym ktoś, kto sam sporządził takie cudo przy okazji nabierze (bo będzie musiał) ogromnej wiedzy, nie tylko o upodobaniach smakowych ryb, ale i wpływie warunków meteorologicznych na żerowanie ryb i o wielu, wielu innych jeszcze rzeczach. Zostawmy jednak tę grupę, oni i tak mają się najlepiej w porównaniu do dwóch pozostałych grup "mieszających" zanęty.

Zgoła inna sytuacja występuje wśród wędkarzy samodzielnie komponujących zanęty, ale z wykorzystaniem składników kupionych w sklepach wędkarskich i w grupie wędkarzy bazujących na gotowych mieszankach zanętowych. Ci ostatni uważają, że jeśli na opakowaniu pisze, że zanęta jest na leszcze to jest na leszcze i wystarczy do niej tylko dodać robaków i łowić.

Do niedawna sam "robiłem" zanęty w ten sposób, że w sklepie wędkarskim kupowałem bazę zanętową (bardzo sprawdzała mi się tutaj złota baza zanętowa Gutkiewicza - wszystkie składniki wyprażone) i jeśli miałem zamiar łowić leszcze (a najczęściej właśnie na te ryby sporządzałem zanęty), to dodawałem do bazy jeszcze kopromelasę, arachidy, mielone prażone konopie, biszkopty (nie zawsze), klej, coco bele, no i zapach. Można powiedzieć, że ryby brały jak głupie. O, byłbym zapomniał! Pinki i jeszcze raz pinki. Nie ma dobrej zanęty bez robactwa! Na 2 kilogramy suchej mieszanki zanętowej 0,5 litra pinków to w sam raz.

Łowiłem tak przez kilka lat aż zauważyłem (wcześniej chyba nie chciałem zauważyć), że na rynku jest całe mnóstwo gotowych już zanęt. A to leszcz-rzeka, a to leszcz-jezioro, płoć-kanał, karp-lin-karaś. Myślę sobie coś w tym chyba jest (kolega zawzięty mieszacz już dawno kupował gotowce), trzeba spróbować. Została jeszcze kwestia finansowa. Przeliczyłem dokładnie ile muszę wydać na poszczególne składniki do własnej zanęty i okazało się, że gotowa jest dużo tańsza. Zaczęło mnie to zastanawiać, dlaczego tak jest? Wniosek nasuwał mi się tylko jeden. Coś tu kręcą. Gdy spojrzałem na opakowanie dowolnie wybranej zanęty stwierdziłem, że NIE PODANO NA OPAKOWANIU SKŁADU ZANĘTY! NIC NIE WIADOMO O UŻYTYCH SKŁADNIKACH. Wiadomo było tylko, że to zanęta mistrzów, bo chyba wszystkie zanęty obecne na naszym rynku takimi hasłami są opatrzone.

Mówi się trudno. Trzeba wypróbować. Zacząłem od zanęt uznanych na rynku, ale nie tych z najwyższej półki (najdroższych). Na pierwszy ogień poszedł zawodniczy Gutkiewicz. Zrobiłem zanętę dwa razy przetarłem przez sito i oczywiście obowiązkowo dodałem robaków. Nie powiem, nieźle połowiłem. Później był zawodniczy Brud, też nieźle i tańszy od Gutkiewicza. Następna była Stil i Kremkus (sekret bodajże), połów się udał. Któregoś dnia w sklepie zabrakło wyżej wymienionych i kupiłem jakąś nieznaną mi zanętę (nawet nie pamiętam w tej chwili co to było) i tragedia! Mimo długiego namaczania i przecierania przez sito nie mogłem uformować z niej kul. Wyglądało to tak jakby zanęta nie miała wcale kleju. Niestety nie miałem ze sobą kleju i w tym dniu to tylko się zdenerwowałem. Podobna sytuacja miała miejsce z Traperem, choć na mniejszą skalę, ale więcej Trapera nie kupię. Może jest i dobry, ale ja wolę swoje sprawdzone zanęty.

Dlaczego to piszę? Dlatego, że kolega Xsion udowadniając nam, że zanęty Trapera są dobre dopuścił się względem nas małej socjotechnicznej sztuczki. Wziął mianowicie leszczową zanętę Trapera i potraktował ją jak bazę zanętową (nawet nie bazę tylko część bazy), a dalej dodawał już wyszukane drogie składniki. Wierzę, że w ten sposób uzyskał bardzo dobrą zanętę, ale czy o to chodziło? Ja jestem zdania, że wytwórca zanęt sporządził odpowiednią recepturę zanęty. Wyselekcjonował odpowiednie składniki i ich proporcję dla poszczególnych gatunków ryb, metod połowu i wszystko to zapakował w odpowiednie opakowania. No, chyba, że się mylę, ale jeśli się mylę, to właśnie JESTEŚMY NABIJANI W BUTELKĘ. Gdyby wytwórca zanęt myślał inaczej wówczas produkowałby (i prawie każdy produkuje!) poszczególne składniki luzem dla tych, co sami chcą kręcić te lody. Jeśli na opakowaniu pisze, że jest to zanęta na leszcza, to ma to być zanęta na leszcza. Jeśli pisze, że jest to zanęta na płoć, to ma to do cholery, czy się to komu podoba czy nie, być zanęta na płoć.

Dlaczego zatem wytwórcy nie umieszczają składu na opakowaniu? Tak, wiem, nie muszą! TUTAJ APELUJĘ ZRÓBMY COŚ, ABY JEDNAK MUSIELI! Myślę, że przyczyna jest prozaiczna. Cena jest bezpośrednim odzwierciedleniem jakości produktu. Lepiej więc dla producentów, że my, wędkarze, nie wiemy co tam naprawdę jest w środku. W porównaniu z zanętami własnoręcznie wykonywanymi (mam na myśli tutaj tylko te robione z gotowych składników), te gotowe są uboższe w poszczególne składniki a w ich proporcje na pewno. To wynika z matematyki i tyle. Czy te zanęty są przez to złe? NIE I JESZCZE RAZ NIE!

Moim zdaniem gotowe zanęty można podzielić z grubsza na dwie kategorie. Zanęty produkowane z naturalnych składników (nawet wyprażane), z niewielkimi dodatkami syntetyków i zanęty typowo syntetyczne. Zaznaczam, że w pewnych warunkach i jedne i drugie mogą być skuteczne. Ja osobiście z czasem zacząłem przywiązywać coraz mniejszą uwagę do różnych tak zwanych cudownych składników. Uważam, że zanęta sporządzona (właściwie skomponowana) z kilku tylko i to wcale niewyszukanych składników, może być równie a niekiedy i bardziej skuteczna od tych "dobrych" drogich. Bardzo ważne, aby zanęta była przetarta przez sito. Ja kiedyś nie przecierałem zanęt teraz zawsze, nawet te najprostsze - przecieram. Uważam, że nie przecieranie zanęt to wyrzucanie pieniędzy do wody.

Aby zanęta była skuteczna musi odpowiednio pracować - to podstawa. Nawet najlepsza i najdroższa zanęta, która nie pracuje w wodzie tak jak należy będzie gorzej wabiła ryby niż prosta, tania i niewyszukana zanęta. Drugim ważnym czynnikiem jest kolor. Kolor należy dostosować do podłoża. Są różne szkoły ja jednak uważam, że nie powinno robić się zanęt zbytnio kontrastowych w stosunku do podłoża. Oczywiście istnieją tutaj też pewne odstępstwa, ale to są wyjątki potwierdzające regułę.

Trzecim ważnym czynnikiem jest zapach i co za tym idzie smak zanęty. Z zapachem też nie należy przesadzać, ale są takie dni w roku, że zanęta powinna pachnieć całą gamą zapachów na kilometr. Słyszałem o pewnych sztuczkach zawodników a przynajmniej jeden tak podobno robił. O co chodzi? O spowodowanie bardzo szybkiego rozprzestrzenienia zapachu zanęty w łowisku. Pomyślmy co jest najlepszym rozpuszczalnikiem zapachów? Na bazie czego wytwarzane są perfumy? Tak oczywiście chodzi o spirytus. Podobno. Zaznaczam, podobno, ów zawodnik wlewał, co nieco do zanęty i efekty miał jak się patrzy. Być może to bujda, ale jeśli nie alkohol to istnieje cały arsenał spożywczej chemii, która potrafi syntetycznie wytworzyć smak i zapach podobny do naturalnego, tylko o wiele silniejszy. Na tym bazuje przemysł spożywczy, na tym też bazują mistrzowie wędkarstwa. To tak jak z chipsami i hamburgerami, wystarczy raz spróbować i nie można przestać. A że to niezdrowe to już inny temat.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Czy mam za złe producentom wędkarskich zanęt, że tak postępują? Nie. Uważam jednak, że nie powinniśmy być oszukiwani i skład na opakowaniu powinien być podany. Wykorzystywanie gotowych zanęt na poszczególne gatunki ryb i poszczególne metody łowienia jako bazy zanętowej to lekko mówiąc nadużycie. Gdy będę chciał samemu robić zanętę to kupię bazę zanętową (oznaczoną jako baza zanętowa) i poszczególne składniki, a nie super leszcza i traktował go jako bazę. Takie postępowanie nie ma sensu. O skuteczności danej zanęty możemy mówić tylko wówczas, gdy użyjemy jej tak jak powinniśmy a nie będziemy ją "ulepszać".

Ja boję się eksperymentować z gotowymi zanętami właśnie z tej prostej przyczyny, że NIE WIEM, Z JAKICH SKŁADNIKÓW ZOSTAŁY ZROBIONE, a nie znając składu bardzo łatwo coś "przedawkować" i nieszczęście gotowe.

Pamiętajmy jednak, że nawet najlepsza, najdroższa zanęta, to tylko lepsza lub gorsza "substancja wiążąca" do robaków lub innej przynęty. Robaki powinny być starannie pozbawione swego pierwotnego zapachu (odoru) i przez jakiś czas przechowywane z dodatkiem zapachu, który jest w zanęcie. To oczywiście dodatkowy powód do potrzeby znajomości składu zanęty. Tak przygotowane robaki dodajemy do przetartej zanęty, mieszamy i łowimy. Nigdy nie używam innych robaków niż te wyjęte bezpośrednio z zanęty.

Nie dajmy się dalej oszukiwać, to że w tej chwili prawo nie wymusza na producentach podawania składu zanęt nie oznacza, że tak już musi zostać, że nie można zmienić prawa! Przepis ten nie jest przeciwko producentom zanęt. Przynajmniej nie jest przeciwko tym uczciwym producentom. Niech zwycięży jakość za rozsądną cenę.

Na koniec jeszcze jedna ciekawostka. Poprzednim razem, gdy pisałem o zanętach zadzwoniłem do Federacji Konsumentów a tam miła pani powiedziała mi, że to nie jest normalne (ale legalne), że na zanętach nie podaje się ich składu. Ona bardzo lubi zwierzęta i ma w domu psa, i nigdy nie kupi dla tego psa czegoś, co do czego nie będzie miała pewności, że mu nie zaszkodzi, a w tym przypadku (zanęty), miałaby wielkie obiekcje.

Drodzy wędkarze ja nikogo nie oskarżam, ale czy Wy naprawdę wiecie, co jest w zanętach? Co naprawdę sypiecie do wody? Pamiętacie może, że gdy stosownym ministrem był niejaki pan Kalinowski powstał projekt zakazu nęcenia ryb w zbiornikach wodnych przez wędkarzy. Jednym z koronnych argumentów było to, że tak po prawdzie to nie wiadomo, co ci wędkarze do tej wody wrzucają i czy to wodzie i rybom czasem nie szkodzi. Projekt może był i głupi, ale proszę niech ktoś podważy ten argument. Przecież my naprawdę nie wiemy, co wrzucamy do wody.

Jarpo







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1036