Ja i Kropki – szwajcarski (k)raj
Data: 10-01-2005 o godz. 07:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Na ten wyjazd czekałem z utęsknieniem od dobrych paru miesięcy. Wreszcie 20 lipca wsiadłem do autokaru i udałem się w moją „Magical Mistery Tour”. Podróż trwała 21 godzin, a spędziłem ją głównie na czytaniu gazet wędkarskich, których normalnie nie kupuję.



W stolicy Szwajcarii – Bernie czekał już na mnie Ojciec, z którym miałem spędzić najbliższe 2 tygodnie. Razem udaliśmy się do oddalonego o ok. 50 km Fryburga stanowiącego cel naszej podróży.

Pierwsze kroki po rozpakowaniu, skierowaliśmy na policję i za „jedyne” 120 CHF czyli około 340 złotych wykupiliśmy pozwolenie na łowienie w kantonie (odpowiednik naszego województwa) Frybourg. Generalnie przepisy tam obowiązujące, bardzo się różnią od naszych, dlatego nie będę ich tutaj opisywał. Jeśli ktoś miałby jakieś pytania, to postaram się odpowiedzieć na nie w komentarzach pod tekstem lub mogę przesłać zeskanowany regulamin (w języku francuskim lub niemieckim).

Rzeka, w której łowiłem, nazywała się Sarine. Poniżej zamieszczam kilka zdjęć, zarówno samej rzeki jak i najbliższej okolicy.

A jak ryby?

Gdyby ktoś przed przyjazdem powiedział mi, że największą złowioną rybą będzie sandacz, z pewnością zostałby przeze mnie wyśmiany. A jednak...

O istnieniu sandaczy przekonałem się zupełnie przypadkowo. Podczas powolnego ściągania wahadłówki pod prąd poczułem charakterystyczne „pstryk”. Po krótkim holu moim oczom ukazał się mały sandacz. Kilka wycieczek w to miejsce z „gumisiami” zaowocowało w sumie 5 sandaczami.

Jeśli chodzi o pstrągi to czuję duży niedosyt. Złowiłem co prawda kabanka o długości 40 cm, a dwa dużo większe zerwałem, ale przed przyjazdem liczyłem na więcej. Poza wspomnianym pstrągiem miałem jeszcze zaledwie jednego 30-staka (kilka kolejnych spadło) i 4 pstrągi w przedziale 24-29 cm.

Myślę, że główną przyczyną moich niepowodzeń była słaba znajomość rzeki, brak dostatecznych umiejętności holowania na hakach bezzadziorowych oraz pogoda (przez 2 tygodnie upały). O tym, że są tutaj naprawdę duże ryby przekonałem się osobiście, siedząc pewnego wieczora na kamieniu, na środku rzeki. Otóż ni stąd, ni zowąd pojawiło się stado 6, może 7 pstrągów. Na oko żaden z nich nie miał mniej niż 50 cm! Od razu oczywiście spróbowałem podsunąć im pod nos różne przynęty. Ryby jednak zupełnie je ignorowały. Czasami tylko któraś nieznacznie przyspieszała, pozorując atak i dając upragnionemu łowcy nadzieję, że w końcu weźmie. Niestety mimo wielu prób tego wieczora, nie udało mi się żadnej skusić do brania. Również złowienie takich...

...pstrągów stanowiło dosyć poważny problem.

Poza pstrągami i sandaczami udało mi się złowić kilka okoni...

...oraz niewielkiego pstrąga tęczowego. Natomiast główną zdobyczą miejscowych były świnki, klenie oraz leszcze bardzo licznie zasiedlające tą rzekę.

Poza łowieniem czas spędzałem głównie w takich miejscach jak to.

Mimo trudności językowych (tutaj mówi się po francusku) udało mi się zaprzyjaźnić z szefem jednej z knajpek.

Wyjazd, mimo nie najlepszych wyników, zaliczam do bardzo udanych. Chociaż nie złowiłem ryby życia, to poznałem nową rzekę, nowych ludzi i rozdałem większość swoich woblerów.

Na koniec przedstawiam widok bardzo charakterystyczny dla Fryburga.

Lucek







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1018