Rozpoczęcie sezonu
Data: 08-01-2005 o godz. 12:50:00
Temat: Spinningowe łowy


Czas między świętami Bożego Narodzenia a sylwestrem, wypełniło mi zaglądanie do schowka, kilkakrotne przepakowywanie plecaka i szykowanie przynęt. Noc sylwestrową spędziłem spokojnie, bo rano muszę jechać nad rzekę. To już jest tak u mnie zakorzenione jak wigilia czy śniadanie wielkanocne.



Umówiliśmy się we czwórkę: Wiesiek Halbina, Krzysiek "K4" Zawadzki, Gienek "Ojro" Krajewski i ja. O 7.30 rano pierwsza przykra niespodzianka - dzwoni Gienek i ledwo słyszalnym głosem mówi, że niestety grypa jest mocniejsza i musi zostać w domu. Jadę po Wieśka i Krzyśka. Nasz plan wygląda następująco: dzisiaj dolny odcinek w okolicach Mazowa a jutro powyżej Sławna. W połowie drogi z Wilkowic do Mazowa zjeżdżam na pole i tam zostawiamy samochód, przebieramy się powoli i zachwalamy pogodę - że dobra na troć. Jesteśmy naładowani jak króliczki Duracell.

Schodzimy ze skarpy i oczom naszym ukazał się potop. Łąka zalana cieczą w kolorze bawarki, Wieprzą płynie coś podobnego. Trochę nas to załamuje, ale podejmujemy szybką decyzję: w tył na lewo i lecimy powyżej Sławna. Zajmuje nam to ok. 25 min. Samochód zostawiamy na skraju lasu, do rzeki mamy jakieś 200 m przez łąki. Jeszcze przed wypakowaniem sprzętu wypatrzyłem wędkarza obławiającego dwa głębokie zakręty. Dzisiaj w pierwszym dniu sezonu jestem nawet zadowolony, że kogoś spotkamy, latem raczej wolałbym unikać tłoku nad rzeką.

Wreszcie dochodzimy do rzeki jest ok. 9.30. Woda jest dość wysoka, lekko przyciemniona ale klarowna, jednym słowem - super! Dodatkowo atmosferę podgrzewa wędkarz, który opowiada o spławie troci i o tym, że jego kolega na Słupi już o 9.00 złowił troć. Pierwsze rzuty dają wiele przyjemności, łowimy głównie wahadłówkami. Staram się przeprowadzić blaszkę jak najwolniej przy każdej gałązce, każdym krzaczku, w rynnach przy brzegu przerywam skręcanie i patrzę jak kolebiąca się przynęta wygina szczytówkę wędki. Brania jak na razie nie widać, ale jeszcze przyjdzie na to pewnie czas. 300 metrową prostkę dzieli mniej więcej na pół zwalisko w poprzek rzeki. Po przeciwnej stronie rośnie nad wodą kępa olch, której gałęzie wystają na ok.4 m nad rzekę.

Swoje wahadłówki przeprowadziłem kilkadziesiąt razy pod olchami i pod zwaliskiem. Za zwaliskiem rzekę dokładnie przeorał "K4". Teraz przed nami 100 m szerokiej płytkiej prostej zakończonej zakrętem 90 st. w prawo, na którym leży kilka powalonych drzew. Ja i "K4" zaczynamy zbliżać się do tego książkowego miejsca. Wiesiek łowi troszkę inaczej. Wykonuje więcej rzutów w jednym miejscu, więc został przed zwaliskiem. Na prostej, na której łowimy, jest na dnie rzeki pień drzewa, na którym często łapałem zaczepy. Postanowiłem go spenetrować. Przynętę prowadzę na pamięć tak, aby przepływała jak najbliżej kłody. Cały świat przestał dla mnie istnieć, widzę tylko koniec wędki i środek rzeki, gdzie leży kłoda. Niemal czuję jak wahadłówka przeskakuje tuż nad śliskim konarem i nagle z odrętwienia wyrywa mnie krzyk. Spokojne ale stanowcze: - Piotrek, mam!.

To Wiesiek. Melduje, że zaciął troć. Szybko zwijam żyłkę i biegnę do niego, aby obejrzeć hol i oczywiście pomóc w podbieraniu. Wiesiek stoi na metrowej skarpie 20 m powyżej zwaliska, które z "K4" tak "obiliśmy". Wędka pracuje umiarkowanie a ryba jest gdzieś pod nawisem skarpy i usiłuje zaszyć się w trawie. Wiesiek lekko dokręca hamulec i ryba idzie w jego stronę, pokazuje się pod powierzchnią. Nie jest duża, więc decydujemy się ja podbierać. Krzysiek "K4" kładzie się na ziemi, ja przyklękam nad nim a on wolno, ale pewnie podaje rybę Wieśkowi. SEZON ROZPOCZĘTY!

Teraz jak zwykle robimy zdjęcia i opowiadamy o holu: o tym gdzie wzięła, jak wzięła i jak walczyła. Samiczka troci ma 52 cm i 1,22 kg. Wzięła na wirówkę Balzer Colonel 4 miedzianą pod nawisem olch. Każdą złowioną w rzece rybę opijamy kubkiem herbaty (bez uzdatniaczy). Wszyscy trzej dopadamy komórek i wysyłamy sms'y i mms'y, cieszymy się jak dzieciaki. Dalsze wędkowanie nie przyniosło już wymiernych rezultatów poza spłoszoną przez Wieśka spod krzaka trocią i zaobserwowanym przeze mnie spławem troci w zwisających gałęziach. Od wędkujących na tym samym odcinku dowiadujemy się, że jakiś wędkarz też miał rybę na wędce, ale zerwała żyłkę. Sam jednak miał wątpliwości czy winą była wielkość ryby czy osłabiona stara żyłka.

Pierwszego stycznia złowiono kilkanaście troci, głównie powyżej Sławna. Największe ryby miały nieco powyżej 70 cm. Drugiego, w niedzielę, grypa i żona usadziły mnie w domu i to jest mój największy błąd w tym roku. Co chwila przychodzą sms'y od chłopaków znad rzeki. Pierwszy zameldował się "K4" z trocią 64 cm w Korzybiu. W tę niedzielę złowiono powyżej Sławna na pewno 4 komplety troci. Dwa z nich złowili wędkarze z Bytowa w Korzybiu, do tego jednemu z nich dwie sztuki spadły w czasie holu a jedna nie zapięła się po ostrym braniu.

Wędkarze, którzy w pierwszych dniach sezonu łowili w Wieprzy mają złowione po 2-3 ryby. Chodzi też plotka, że do dzisiaj tj. 06.01.2005 wędkarz ze Sławna ma na koncie 6 sztuk. Ryby niestety nie są duże - do siedemdziesięciu kilku cm. Według mnie wynika to z tego, że przy tak dużym stanie wody, kiedy łowić da się tylko wysoko tj. pod Korzybiem, ciężko jest namierzyć większe sztuki, które wybrały głębszy odcinek rzeki poniżej Sławna. Niestety, odcinek w chwili obecnej niedostępny z powodu powodziowej wody w kolorze kawy z mlekiem.

Dodam w tajemnicy, że większość złowionych troci połakomiła się na woblery i jak powiedział mi wędkarz, który tak skutecznie się do nich dostosował, nie kolor był najważniejszy, a sposób podania woblera i jego akcja. Więcej nie mogę napisać bo łowienie straciłoby swój smak polowania.

Do zobaczenia nad wodą!

Halbin







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1016