Łódką po Unichowie
Data: 21-12-2004 o godz. 10:45:00
Temat: Wieści znad wody


Nigdy w grudniu nie byłem na rybach na łodzi i w końcu postanowiłem to uczynić. W sobotę pogoda była dobra, więc łatwiej było podjąć decyzję o wyjeździe (jest w tym również duża część waszej "winy").



W niedzielę rano otworzyłem oczy, spojrzałem w okno i co zobaczyłem?

Żegna mnie żona i jakiś osobnik, okupujący skrzynkę wędkarską. Czyżby dawał mi coś do zrozumienia?

Na miejscu przywitał mnie opiekun łowiska, pomógł ze sprzętem i pokazał co i jak z łódką. Okazało się, że nie jest tak źle. Śniegu w łódce było tylko trochę, więc można płynąć. W stanie najwyższej koncentracji zapiąłem na agrafkę wobler i z niespotykaną precyzją rzuciłem w wybrane miejsce. Jeden rzut, drugi, trzeci... sześćdziesiąty.
Nie wiem kiedy ulotniła się koncentracja, a skupienie i precyzja przestały współpracować. Echosonda uparcie pokazywała pokaźne łuki, ale doszedłem do wniosku, że nabija się ze mnie.

Po ponad dwóch godzinach rzucania, zupełnie niespodziewanie pierwsze branie. Szczupak po chwili schodzi (zagięte zadziory), ale w następnym rzucie znowu branie i holowanie szczupaka do łodzi. Przydał się pożyczony podbierak .

Nie był to rekord - miał 51 cm. W grudniowy dzień potrafi ucieszyć i rozgrzać bardziej od małego co nieco. Moja radość była tak wielka, że śnieg w łódce zaczął topnieć i czym prędzej zabrałem się za wylewanie wody.

Później było już tylko bardziej ekstremalnie. Śnieg zasłonił świat i po omacku, tylko dzięki mojemu instynktowi „globtrotuara” dopłynąłem do przystani.

Kilka brań i jeden szczupak - jak na grudniowy krótki dzień uszczęśliwiło mnie całkowicie. Wyjazd dostarczył wielu emocji i dzięki rybie nie był to czarno-biały dzień.

Myślę, że zapamiętam ten dzień dłużej niż niejeden, w którym szczupaki same wskakiwały do podbieraka.

Jjjan







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1008