Quo vadis
Data: 14-12-2004 o godz. 08:00:00
Temat: Nasza publicystyka


Ostatnio przez wszystkie wędkarskie portale przetacza się burzliwa dyskusja na temat przyszłości wędkarstwa w Polsce. Padają różne niekiedy dziwne, wręcz kuriozalne propozycje. Niestety prawdziwe wydaje się przysłowie, że gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania na dany temat. Cóż zrobić, ludzie, którzy przez lata pozbawieni byli demokracji i swobodnego wyrażania swoich poglądów teraz próbują wszystko nadrobić i nie słuchając innych chcą za wszelką cenę przekonać pozostałych do swych "racji". Myślę, że czas już na przeanalizowanie prezentowanych tam poglądów i krótkie podsumowanie tematu.



Główne wątki poruszane w dyskusjach to chęć uzdrowienia PZW przez jednych i likwidacja tegoż przez drugich. Jak to zwykle bywa racje mają obie strony a diabeł tkwi w szczegółach. PZW jeśli ma istnieć dalej (ja jestem za istnieniem, choć oczywiście w innej formie i z troszkę innymi zadaniami statutowymi niż teraz), to niestety, ale musi przejść pewne przeobrażenia, czy to się komuś podoba, czy nie. Kto to ma zrobić? Na pewno nie obecne kierownictwo. Ci ludzie mieli już swoją szansę i swój czas. Niestety szansy nie wykorzystali a czas zmarnowali bezpowrotnie. Jednak nie łudźmy się, że obecne kierownictwo związku tak łatwo się podda, że z dnia na dzień odejdzie. Nie chodzi mi wcale o przeprowadzanie czegoś na kształt lustracji. To jest zupełnie niepotrzebne. W tym wszystkim nie chodzi o to czy ktoś jest z poprzedniej epoki, czy spał na styropianie, czy jest młody (są takie głosy oddajcie władzę młodym), czy stary, ale jak powiedział nieodżałowany, nieżyjący już, niestety, aktor Władysław Kowalski, że ludzie nie dzielą się na tych z kresów i pozostałych tylko na mądrych i głupich.

Należy zatem życzyć sobie i związkowi aby przy władzy byli tylko ci pierwsi. Co zatem zrobić? Nie narzekać po próżnicy tylko iść na zebranie przekonać ogół do siebie i swoich poglądów i przejmować władzę w związku. Stopniowo od koła do okręgu. Czy to coś zmieni? Może zmienić, ale wcale nie musi. Może bowiem okazać się, że nowi ludzie zamiast opracować wspólnie program naprawczy zaczną działać każdy na własną rękę próbując udowodnić, że to oni mają rację i tylko ich poglądy są słuszne. Przykładów, niestety, daleko nie musimy szukać, wystarczy popatrzeć na naszych polityków. Zachodzi więc prawdopodobieństwo graniczące wręcz z pewnością, że i tutaj tak by było. Co zatem robić? Jeden z kolegów na WCWI rzucił hasło, aby wędkarze internauci (najłatwiej do nich dotrzeć i najłatwiej im wymieniać i uzgadniać między sobą poglądy), zaczęli się organizować i próbować coś zmieniać, nie w pojedynkę, ale jako świadoma wiedząca czego chce - grupa. Pomysł uważam za dobry. Niestety znam również polskie realia i śmiem twierdzić, że nic z tego nie wyjdzie. Ale czy to znaczy, że nie warto spróbować? Warto! Może właśnie to ja w tym temacie się mylę!

Może nie doceniam naszych rodaków którzy, owszem, dobrzy są gdy coś trzeba zburzyć (przeprowadzić rewolucję), ale gdy przyjdzie do codziennej systematycznej pracy u podstaw szybko się zniechęcają (nie mówię, że do pracy bo to już by była krzywdząca opinia) i każdy chce mieć tylko święty spokój. Na tej sytuacji korzystają tylko cwaniacy i niemoralne, pozbawione wszelkich zahamowań jednostki. Czy warto zatem próbować coś zmienić na lepsze? Na pewno warto! Czy to przyniesie zamierzony efekt? Nie wiem. Żyję już dostatecznie długo w naszym kraju (bardzo modne jest teraz powiedzenie w tym kraju, ale używają go malkontenci z jednej strony i cwaniacy, aferzyści bez skrupułów z drugiej), aby mieć wątpliwości. Na pewno warto próbować bo jest o co walczyć.

To opcja dla tych, którzy nie chcą pożegnać się z PZW i uważają, że jak związek zniknie to życie (wędkarstwo) nie będzie przez to łatwiejsze i piękniejsze. Ludzie, którzy już na tyle sparzyli się na działalności związku, że nie widzą w nim już swojego miejsca a mają jeszcze wiele dobrych pomysłów oraz chęć i zapał do pracy, powinni zakładać nowe towarzystwa wędkarskie. Zakładajcie nowe towarzystwa, tylko na Boga, dlaczego uważacie ze skoro założyliście nowe towarzystwo, nowy związek, to stary musi się rozwiązać. Nie musi i nie powinien. W każdej dziedzinie potrzebna jest konkurencja. Gdy mamy do czynienia z monopolem sytuacja jest taka jaką właśnie obserwujemy. Tak się dzieje w każdej dziedzinie życia. Wszędzie potrzebna jest konkurencja. Inaczej wszystko jest byle jakie i drogie. Jest takie bo inne być nie musi. To jeden z aspektów pozostawienia starego PZW na rynku. Tłumaczenia te przemawiają do wszystkich, nie tylko do wędkarzy. Takie są prawa rynku. Wolność konkurencji i niech na rynku zostają najlepsi ale drogą naturalnej selekcji a nie administracyjnych rozporządzeń.

Za dalszym istnieniem i dalszą działalnością PZW na wędkarskim rynku istnieją jeszcze względy czysto merytoryczne. PZW obecnie gospodarzy na zdecydowanej większości udostępnionych wędkarsko (poza wodami morskimi ale to całkiem inna bajka) wód w Polsce. Owszem organizuje się obecnie przetargi na wody i na pewno zdarzy się tak, że część wód przejmie ktoś inny, może nawet utworzone Towarzystwa Wędkarskie. Bardzo dobrze niech tak się stanie. Na pewno część nowych gospodarzy stworzy wzorowe wędkarskie łowiska jednak będzie to pewnie coś na wzór już istniejących łowisk specjalnych. Z wędkarskiego punktu widzenia to może być dobre, ale czasami może być i złe. Mamy obecnie wiele takich przykładów zwanych nawet łowiskami specjalnymi, na których dzierżawca patrzy tylko na uzyskanie szybkich korzyści ekonomicznych i eksploatuje łowisko przez kilkuletni okres dzierżawy a później całkowicie wyjałowione z ryb oddaje i stara się o dzierżawę na następne parę lat, ale już całkiem innego akwenu, takiego w którym są jeszcze ryby. Czy należy mu się dziwić? Każdy chce zarobić. Po co ma dokładać do interesu. Zarybiać łowisko, budować wędkarską infrastrukturę skoro to wszystko kosztuje a on ten akwen dzierżawi tylko przez kilka lat. Po co ma uganiać się za kłusownikami, z którymi nikt łącznie z PZW (niestety ale w tym temacie związek ma jeszcze wiele do zrobienia), nie może sobie poradzić. Ryby należy odłowić możliwie szybko i szybko je sprzedać póki jest jeszcze na nie koniunktura.

Zastanówmy się nad trapiącą nas plagą kłusownictwa. Dlaczego tak się dzieje? Jak wszyscy wiemy (mam taką nadzieję), nie ma złodzieja bez pasera, a więc nie ma kłusownictwa bez zbytu na ryby. Przeznaczone do tego celu służby baczną uwagę powinny poświęcić na kontrole różnych smażalni, hurtowni i sklepów oferujących świeżą (niekoniecznie słodkowodną) rybę. To jeden aspekt sprawy. Tak jak możemy powiedzieć, że nie ma złodzieja bez pasera, tak możemy powiedzieć, że nie ma pasera bez... No i tu dopowiedzcie sobie sami bez kogo. Czy kiedyś kłusownictwa nie było? Oczywiście, że było, ale nie na taką skalę. Musimy tutaj oczywiście rozgraniczyć dwie rzeczy. Kłusownika niezorganizowanego, który zabrał kilka ponad limit złowionych ryb lub nie wypuścił jakiejś niewymiarowej ryby, od zorganizowanej przemysłówki. Kłusownictwo zorganizowane (mafie kłusownicze) było też i dawniej, jednak skala kłusownictwa była o wiele mniejsza a i asortyment kradzionych ryb był całkiem inny. Kiedyś opłaciło się sprzedawać tylko ryby szlachetne, węgorze, sumy, sandacze, szczupaki i ryby łososiowate. Inne były w takich cenach, że nie opłaciło się kłusować. Niestety transformacja ustrojowa poza stymulowaniem gospodarki wygenerowała również enklawy biedy o niewyobrażalnym wręcz bezrobociu i świadomości beznadziejności sytuacji dla mieszkających tam ludzi. Nagle okazało się, że pogardzane do niedawna rybie mięso to darmowe (do tego smaczne) białko. Mamy wiec przyczynę nagłego zwiększenia się popytu (i to na pogardzane do niedawna poślednie gatunki) na rybie mięso. Niestety kłusownictwo będzie istniało w tej formie z jaką mamy obecnie do czynienia dotąd dopóki nie poprawi się na tyle sytuacja ekonomiczna społeczeństwa, że faktycznie każdego będzie stać na to aby mógł pójść do sklepu i zakupić rybę z legalnego (droższego) źródła.

Dlatego śmieszą mnie wędkarze propagujący idee no kill (tak samo jak ci co nawołują do "uwalniania" świątecznych karpi). Ich działanie niewiele może zmienić. Tą metodą niestety nie osiągniemy wiele bo problem jest gdzie indziej i inaczej należy go rozwiązywać. Czy to znaczy, że ja rozgrzeszam kłusowników? Absolutnie nie. Złodziejstwo jest złodziejstwem ale łatwiej mi zrozumieć człowieka, który ukradł bochenek chleba bo był głodny od tego który ukradł kilka wagonów mąki aby się na tym nieuczciwie wzbogacić. Co zatem robić? Zarybiać i nie dawać się okraść. Odnośnie zarybiania. Bardzo boję się aby nowi dzierżawcy i nowi właściciele akwenów nie zarybiali w sposób nieprzemyślany a niekiedy i szkodliwy. Nie wszystko co szybko rośnie jest smaczne i atrakcyjne wędkarsko, musi pływać w naszych wodach. Niektóre gatunki ryb nie powinny tam się nigdy pojawić. Boje się, że to również może wymknąć się spod kontroli.

Inny aspekt to gdy braknie PZW, w niektórych regionach kraju wędkarze faktycznie mogą nie mieć gdzie łowić. Wcale nie żartuję. Dobitnym przykładem może tutaj być polska centralna, bardzo uboga w zbiorniki wodne. Załóżmy, że po likwidacji PZW częścią wód nikt nie będzie zainteresowany. To całkiem realna perspektywa. W rzekach centralnej Polski od kilku lat jest wręcz katastrofalnie niski poziom wody. Te rzeki z roku na rok umierają. Nie tylko te małe rzeczki, które już pozamieniały się w rowy, a niektórych wręcz już nie ma, ale i trzecia rzeka w Polsce - Warta. To co dzieje się w tej chwili z Wartą to katastrofa. Rzekę jeszcze nie tak dawno słynną z licznych gatunków ryb już niedługo pewnie będzie można przeskoczyć bo w woderach to już teraz prawie wszędzie można przejść. Ryby tam nie ma no bo niby gdzie ma być? Czy ktoś przy zdrowych zmysłach (oprócz PZW) będzie chciał inwestować w takie akweny? Nie będzie żadnego zarybiania, żadnej kontroli i wszystko powoli umrze, niestety.

Gdy znajdzie się dzierżawca zbiornika to pewnie nie będzie chciał się porozumieć z innymi dzierżawcami gospodarującymi na okolicznych wodach, aby wydawać wspólnie licencje dla wędkarzy (jaki będą w tym mieli interes?). Co pozostanie nam wędkarzom? Jeden zbiornik, na który wykupimy licencję lub (dla tych, których będzie na to stać) cały portfel licencji, każda na inną wodę. Czy to jest pomysł na uzdrowienie wędkarstwa w Polsce? Nie sadzę. Zobaczmy jak to jest rozwiązane na świecie, tylko na siłę nie starajmy się wprowadzać wzorców, które nijak nie mają się do naszej sytuacji. Ktoś kiedyś mądrze powiedział (wiem kto ale nie będę drażnił kolegów), że powinniśmy wzorować się na przepisach prawnych i gospodarczych jakie obowiązywały kiedyś w krajach będących w tak trudnej gospodarczo sytuacji jak Polska obecnie i dzięki tym regulacjom prawnym stały się bogate. Inaczej to będzie tak jakby biedny spytał się bogatego: co mam zrobić abym żył tak dobrze jak ty, a ten by mu odpowiedział: to proste, musisz wydawać dziennie tysiąc dolarów na swoje utrzymanie.

Co zrobić i jak to zrobić aby nie trzeba już było w przyszłości biadolić, że kolejny wędkarski rok jest gorszy od poprzedniego i że kiedyś to były ryby? Jak ma wyglądać polskie wędkarstwo? Dla mnie podstawowe pytanie jest takie: czy wędkarstwo ma dalej być masowe, czy też może jednak musi stać się bardziej elitarne? Niestety, wydaje mi się, że z tą masowością to nie był dobry pomysł. Może warto bardziej korzystać z doświadczeń myśliwych. Wędkarstwo to ma być hobby. Na pewno nie będzie to bardzo tanie hobby, ale do diabła nie mówcie mi, że elitarne to znaczy tylko dla elity finansowej i koniecznie no kill. Ja takiego modelu wędkarstwa po prostu nie chcę i wcale za takim nie tęsknię.

Zmiany na pewno są konieczne tylko co zrobić aby budować nowe nie burząc starego? Zgadzam się, że aby wybudować nowy budynek trzeba najpierw zburzyć stary, ale tak się dzieje tylko wtedy, gdy nie mamy miejsca pod budowę. Tutaj miejsca starczy dla wszystkich a obawiam się, że niektóre działki zarosną niestety pokrzywami.

Pomyślmy co zrobić oraz jak to zrobić i spróbujmy się zjednoczyć, może coś wreszcie się uda. Byłby to co prawda ewenement na skalę naszego kraju ale podobno cuda się zdarzają, choć ja raczej jestem realistą. Zmiany są potrzebne tylko nie pozwólmy aby realizowali je panowie o których Wojciech Młynarski kiedyś napisał piosnkę, z której pozwolę sobie zacytować jakże złowieszcze zdanie: "Co by tu jeszcze spieprzyć panowie, co by tu jeszcze..."

Jeszcze jedno proszę tylko, aby nikt nie wystartował z pomysłem, że do tych celów trzeba stworzyć nowa partię polityczną. To kompletne niezrozumienie problemu i mnie proszę do tego nie mieszać.

Jarpo







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1004