Karkun napisał
Ledwo wszedłem, jeszcze ręce się trzęs± na klawiaturze, jeszcze nie wiem, co mam robić, w głowie tysi±c usprawiedliwień, dlaczego znów to się stało. Dlaczego tym razem to ja nie wyszedłem zwycięsko, znowu wracam na tarczy...
Nie mam szczę¶cia do dużych szczupaków i już nie znajduję innego usprawiedliwienia. Zawsze muszę mieć takiego na kiju w najmniej odpowiednim momencie, w najmniej odpowiednim miejscu. Gdyby tak policzyć ile razy zostałem pokonany, to uzbierałby się niezły wynik. Na pocz±tku zawodziły nerwy, póĽniej sprzęt, a teraz zostałem po prostu pokonany.
W końcu najbardziej oczekiwany dzień tygodnia. Po pięciu dniach szkoły nareszcie rybki. Pogoda wymarzona, niebo lekko zachmurzone, zero wiatru, cieplutko. Trochę za póĽno jedziemy, ale nie martwię się tym. Za piętna¶cie siódma pod blokiem i wyjazd. Cel wyprawy: rozlewiska na zalewie w Brodach Iłżeckich.
Tydzień temu bardzo ładnie gryzły tu okonie, kilkana¶cie patelniaczków przyniosło mi sporo rado¶ci. Do tego byłem niemal pewien, że dzi¶ też brania będ±, więc szykowałem się na okonia. Plecionka 0,14, leciutki spinnerek i paproszki.
NieĽle się zapowiada. W końcu nad wod±. Nerwowe ruchy, jakby od tych pierwszych rzutów zależało wszystko... 10 minut i cały entuzjazm uchodzi ze mnie jak powietrze z balonika. Na wodzie blaszka, nawet jednej zmarszczki i ani jednego spławu, ani jednego puknięcia. Już wiem, że okonia nie połapię.
Ale nawet się tym nie przejmuję, tylko czekam na to by porzucać, bo cieszy mnie każda chwila spędzona nad wod±. A gdy jeszcze po około 40 minutach mam pierwsze branie, banan nie schodzi mi z pyska. Po wyci±gnięciu z wody okazuje się, że uderzył szczupak. Po setce rzutów w to miejsce idę dalej. Co chwila zmieniam przynęty licz±c, że może jakie¶ palczaki chociaż zaczn± pukać...
Koło 8:00 zaczynam schodzić z rozlewisk w dół rzeki. W końcu dochodzę do wspaniałego miejsca. Bardzo trudne doj¶cie, bo wchodzę w woderach koło pięciu metrów w wodę. Przed sob± mam otwart± wodę z lekkim uci±giem. Po lewej pas trzcin, a po prawej stosy gałęzi. Optymistycznie nastawiony wykonuję kilkana¶cie pustych rzutów. Nagle przy gałęziach potężny spław szczupaka. Od razu podrzucam paproszka, potężne uderzenie, zacięcie i siedzi. Szczupak przewala się na powierzchni, a mnie robi się gor±co. W głowie tylko my¶l o tym, aby nie dać mu wpłyn±ć w krzaki, gdzie od razu umyka. Ryzyk fizyk: dokręcam hamulec, trzymam go na powierzchni jakie¶ 7 metrów od siebie. Nic mi to nie daje, robi co mu się podoba. W pewnym momencie uderza do dna i już wiem, że dopi±ł swego. Twardy zaczep oznacza, że siedzi w gałęziach.
Sam siebie pocieszam, że i tak mam go na kiju. Czekam, czekam minutę, dwie i zaczynam cudować. Szarpię wędk±, uderzam w dolnik, modlę się, żebym to chociaż raz ja był gór±. W pewnym momencie zaczep jakby trochę się zmniejszył. Zaczynam mozolnie ci±gn±c w swoj± stronę. Jednak co¶ zbyt jednostajnie to idzie i już wiem, że… znowu przegrałem. Po minucie z wody przede mn± wynurza się spora gał±Ľ, a na niej moja przynęta. A miało być tak pięknie. Po raz kolejny oszukało mnie stworzenie o mózgu wielko¶ci orzecha włoskiego.
Totalnie zrezygnowany zmierzam powoli w stronę samochodu. Nawet nie chcę mi się opowiadać tego ojcu. Zwijam spinning, ojciec zwija gruntówki. Totalna bryndza - szkoda siedzieć.
W głowie mętlik, jednak wiem, że nie odpuszczę mu tak szybko. Wiem, gdzie mieszkasz łobuzie i b±dĽ pewien, że jeszcze nie raz cię odwiedzę! Masz to jak w banku...
Karkun