Milan napisał
Dzisiejszy ranek potwierdzał zapowiedzi meteorologów. Upalna niedziela odeszła w zapomnienie i poniedziałek przywitał ochłodzeniem i chmurami. Mimo że było 14 stopni i zanosiło się na deszcz, wiedziałem, że tego dnia nie będę siedział w domu...
Niespecjalnie wcze¶nie, bo o 9.40 dojechałem swoim dwu¶ladem nad wodę i nie¶piesznie zabrałem się za montowanie sprzętu. Zachęcony ostatnim powodzeniem od razu "zaparkowałem" na grobli oddzielaj±cej "trzeci" i "czwarty" (staw). W zasadzie nie oczekiwałem poprawy wyniku z soboty (trzy wymiarki). Bior±c pod uwagę do¶wiadczenia z zeszłego roku, nie liczyłem na wiele brań. W tak± pogodę zwykle brał jeden, może dwa, z tym że były to już solidne pięćdziesi±taki. W tym sezonie jeszcze nie udało mi się przekroczyć granicy pół metra i to wła¶nie był cel na dzisiaj, tym bardziej że pogoda ku temu sprzyjała.
Pierwsze rzuty nie przyniosły kontaktu z rybami, podobnie było przez najbliższe 40 minut. Dopiero w miejscu, gdzie ostatnio brał jeden za drugim, doczekałem się brania i to już na samym pocz±tku tego ciekawego odcinka. Niestety, ale zaraz po zacięciu dał susa w ziele i się wypi±ł. Trudno ocenić, jaki był duży, ale najważniejsze, że co¶ się zaczęło dziać.
Seria rzutów i nic, kilka kroków i znowu wachlarz, niestety ci±gle zero. Cały czas rzucam na wyprzedzenie wzdłuż brzegu, ale na pusto. Nawet wyj¶cia do przynęty nie udało mi się zaobserwować. W pewnym momencie, gdy ¶ci±gałem gumę, zahaczyłem ziele. Szarpn±łem mocniej i na powierzchni się zakotłowało. Przynęta z zielem wyskoczyła jak z armaty, co przestraszyło ok. 70-cio centymetrowego esoxa, który zrobił tylko ¶wiecę i gdzie¶ przepadł. Trudn± miejscówkę wybrał jak dla mnie. Kilka rzadkich trzcinek a wkoło pełno ziela. Jak my¶licie gdzie stał??? Tak macie rację, w samym ¶rodku tego skupiska pomiędzy trzcinami. Jeszcze nie wiem jak, ale ja go dorwę, tak łatwo mu nie odpuszczę.
Oddałem w tym miejscu jeszcze ze trzydzie¶ci rzutów z różnych miejsc, obławiałem tamto skupisko z lewej i prawej strony, rzucałem na styk, wolnej wody z zielem, przerzucałem to skupisko i starałem się jako¶ poprowadzić wabik w interesuj±cym mnie terenie pod różnymi k±tami napłynięcia na samo stanowisko jak i jego s±siedztwa predatora nr 3. Wszystko na darmo. Niemal każde przeprowadzenie przynęty kończyło się wyjęciem wodorostów a i zmiana kolorów nie dawała rezultatów.
Wracam do białego z czarnym grzbietem, posyłam go pod zwisaj±c± brzózkę i nic. Tym razem wydłużam rzut ok. 5 metrów. Obrót korbk± i siedzi. Walka toczy się na powierzchni, dużo przy tym chlapaniny, zniżam szczytówkę do powierzchni wody. Cwaniak próbuje skryć się w kępie zaro¶li, ale szybka kontra z mojej strony i znów jest pod brzegiem na otwartej wodzie. Jeszcze chwila, szybki chwyt za kark i jest. Na oko widać, że podobny do tych z soboty. Gramolę się na brzeg, miarka wskazuje 51 cm. Rado¶ć jest podwójna, bo i zdobycz na brzegu, i przekroczyłem w końcu te pół metra. Szybko ustawiam aparat na jakim¶ kołku i foto z "pstryka". Szczupły do wody, a ja już wiem, że nawet gdy nic nie złowię i tak będę zadowolony.
Powoli idę i obławiam kolejne rokuj±ce miejsca. W jednym z nich miałem już wychodzić na brzeg i i¶ć dalej, ale co¶ mnie tknęło i posyłam tym razem perłowego predatora z niebieskim grzbietem daleko w sam ¶rodek rzadkiej ro¶linno¶ci. Pobicie jest natychmiastowe i pewne. Od razu widać, że ten jest większy, trzyma się dna i uparcie prze w podwodn± ro¶linno¶ć. Na moje szczę¶cie w tym miejscu jest dużo wolnego miejsca i jako tako mogę kontrolować hol. Na dobrze dokręconym hamulcu idzie do¶ć łagodnie, dopiero pod brzegiem stawia większy opór i ponownie szuka schronienia w g±szczu podwodnej ro¶linno¶ci. Plecionka i kijek do 35 g łatwo jednak sobie z nim radz± i po trzech minutach moje palce zaciskaj± się na jego karku, tuż za kaczodziobym pyskiem. Miarka wskazuje 58 cm, a więc jest tegoroczny rekord. My¶lę sobie – powoli do przodu, będ± większe, bo przecież w tej wodzie nie takie pływaj±. Foto z "pstryka" i mogę oddać go wodzie.
W tym samym momencie dostrzegam zawirowanie na powierzchni w miejscu, gdzie przed 10 minutami biczowałem wodę. Czekam, aż mój ostatni rywal spokojnie nabierze sił i odpłynie. Długo zreszt± to nie trwało, bo od razu wyrwał się i popłyn±ł w sobie tylko znanym kierunku.
Wycieram ręce, oczywi¶cie o spodnie, bo szmatę zostawiłem w plecaku przy rowerze. Kongerek w dłoń i już patrzę jak podać przynętę w zauważony rewir. Rzut troszkę zszedł o metr w prawo, chciałem podać bliżej gęstwiny ziela, jednak i to wystarcza. Kilka obrotów korbk± kołowrotka i jest atak. Wał wody w błyskawicznym tempie poszedł w stronę kopyta, po ułamku sekundy czuję branie, zacięcie i jest. Ten od razu wykonał ¶wiecę. Wiedziałem już, że jest podobny do pierwszego. Po minucie był już na brzegu. Normalna kolej rzeczy, mierzenie, wyhaczanie, fotka i do wody.
Jeszcze tylko seria rzutów tak dla własnego spokoju i idę dalej. Miejsce, gdzie 1 maja trafiłem pierwszego wymiarka sezonu, jest puste. Decyduję się na długi rzut na otwart± wodę tak aby poprowadzić przynętę tuż obok wystaj±cych z wody dwóch trzcin. Atak jest tym razem niewidoczny na powierzchni, ale kij dobrze przekazał informacje o zainteresowaniu się gum±. Energiczne zacięcie i kolejna ryba płynie z lekkim sprzeciwem w moim kierunku. Przy brzegu widać, że to kolejny nieduży wymiar. Wyci±gam aparat, trochę się przy tym szamoczę, z czego skwapliwie korzysta mój przeciwnik i daje nogę. Wydawał się dobrze zapięty, starczyła tylko chwila nieuwagi, by mógł się uwolnić. Mimo tego i tak jestem szczę¶liwy. Ten byłby czwartym wymiarkiem tego dnia, a jeszcze sporo wody przede mn±.
Zmieniam miejsce, parę machnięć kijem i branie na granicy wolnej wody i ziela. Tego rozbójnika musiałem przedrzeć przez dziesięciometrowy pas ro¶linno¶ci. Ostatecznie trafił w moje ręce.
Miarka wskazuje 47 cm, a więc jest nowy rekord. Cztery miarowe szczupaki na jednym wypadzie, lepiej chyba być już nie może. Ten ostatni trafił się w miejscu, gdzie zaczyna się głębsza woda. Choć mniej w niej ziela, to w zeszłym roku miałem tam dużo słabsze wyniki w porównaniu z płytsz± czę¶ci± stawu. Fotka – i do wody
Kolejny rzut i od razu branie, ten jest wariat szczytówka niemal styka się z wod± a "skoczek" daje niezły pokaz ¶wiec. Niestety, ale ten ma już tylko 43 cm. Po nim trafiły się już tylko dwa krótkie, dużo mniejsze egzemplarze esoxa.
Obszedłem staw wkoło, patrzę na zegarek, jeszcze sporo czasu. Wracam do tego przestraszonego siedemdziesi±taka. Na próżno, nic się nie dzieje. Zmieniam staw na "drugi". Tam też kicha pomimo obłowienia najlepszych miejsc. Następny jest "pierwszy". Już po chwili zauważam atak na powierzchni w miejscu, gdzie tarła się płotka. Staję dobre pięć metrów od wody i rozpoczynam serię. Prowadzę skokami i gdy już wyci±gam gumę z wody, jest atak. Nie zd±żył, ale już wiem, gdzie jest. Schował się w samych trawach przy brzegu i czekał, aż płotki wystraszone wcze¶niejszym atakiem wróc± na miejsce igraszek. Ponawiam i sytuacja się powtarza, wszystko widzę jak w akwarium. Muszę trochę zwolnić, przytrzymać, aby mógł uderzyć. Jak pomy¶lałem, tak zrobiłem. Tym razem też nie udało mi się zaci±ć. Już lekko podenerwowany prowadzę skokami gumę juz czwarty raz. Jest atak – wstrzymuję się sekundę z zacięciem, może teraz się uda... udało się!!! Szybka walka, w której nic nie pokazał, i mam go w rękach. Wydawał się większy... a to tylko 47 cm. Jest strasznie gruby. Jeszcze nie widziałem tak spasionego kurdupla.
... i do wody z nim. Idę dalej na kolejne miejsce, jeszcze dalej i dalej. Obszedłem wkoło kolejny staw, jednak bez dalszych efektów. Wracam do mojego jedno¶lada i zaczynam powolne składanie sprzętu. Korzystaj±c z okazji postanawiam zrobić jeszcze jedno zdjęcie,
by pokazać, jakie widoki nie s± mi obce podczas wędkowania na poligonie. Akurat obudziłem się w porę, bo ostatni pojazd z całego sznurka niebezpiecznie się oddalał. Dogoniłem go jednak zoomem.
Milan