W bardzo czystej morskiej wodzie promienie świetlne docierają na głębokość 1100 m, a światło księżyca w pełni rozjaśnia wodę do głębokości 600 m.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 341
Zalogowani 0
Wszyscy 341
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
krzysztofCz: [quote:f2a4672e65="jjj
an"]W tym wątku będę
podawał wpłacone kwoty ...(18237) Mar 27, @ 16:07:40
lecek: Wielkanoc w Ustroniu.
Zapowiedziałem
małżonce, że święto,
świętem ...(59104) Mar 26, @ 15:02:24
lecek: Pooszło. k ...(18237) Mar 26, @ 14:43:29
krzysztofCz: Za Lucka i Bedmara...
poszło k ...(18237) Mar 26, @ 14:00:16
artur: Poszło ...(18237) Mar 26, @ 10:30:05
krzysztofCz: Poszło k ...(18237) Mar 26, @ 07:09:09
jjjan: Nikt się nie kwapi
więc jeżeli ktoś chce
wpłacić,, to proszę
blik ...(18237) Mar 25, @ 20:19:56
mario_z: Dzisiaj spotkanie
jajeczkowe nad wodą,
oczywiście bez wędki
bym n ...(59104) Mar 24, @ 20:50:03
Krzysztof46: nic nie trzeba
,zbierajcie na
nastepny rok i tyle w
temacie ...(18237) Mar 24, @ 17:30:00
krzysztofCz: To komu mamy wpłacać
;question Ktoś
zapłacił, to trzeba Mu
się ...(18237) Mar 24, @ 17:27:29
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Lekcja pokory
Opublikował 21-02-2007 o godz. 12:20:00 Monk |
Bombel napisał
No, czas najwyższy! – powiedziałem sobie, gdy Sacha wspomniał o wyprawie na pstrągi. Prawie czterdzieści lat uganiam się z wędkami, a kropkowańca jeszcze nie próbowałem przechytrzyć. Więc co? Mam tylko wypieków dostawać, czytając o tych młynkach, wyskokach, tej sile? Figa! Czas i na mnie! Czas stracić pstrągowe dziewictwo!
Najpierw zakupy: kijaszek ze średniej półki (Cormoran Black Bull 2,40), zachwalany kręciołek (Okuma Elektra – 5 lat gwarancji), ze dwadzieścia nowych Sendalków, Salmiaków, Rapalek, Sieków i coś tam jeszcze (i ze dwadzieścia już posiadanych), trochę wirówek, gumki. Jestem gotów? Chyba tak.
Z takim wyposażeniem to chyba wszystkie ryby wyłowię! Szczególnie, że i teorią się naładowałem. Przez dwa tygodnie wyszukując w necie wszelkich porad o sposobach, metodach, podawaniu i prowadzeniu przynęt, stanowiskach ryb itp. W niedzielny poranek ruszam z Darkiem w trasę. Po trzech godzinach meldujemy się w pensjonacie. Przemiła pani usiłuje podjąć nas kawą czy herbatą, ale gdzie tam! Ryby czekają!
Nie jest dobrze… Sacha się zasępił. Widzisz? Przymarznięty śnieg skrzypi pod nogami, nie da się cicho podejść do brzegu. A zachowanie ciszy to podstawa. I to słońce na bezchmurnym niebie. Liście ni żadne chabazie nas nie osłonią. A maskowanie to kolejna z podstaw. Do tego woda jest zaskakująco niska. Od ostatniego tu pobytu opadła ze trzydzieści centymetrów. Widać to nawet na sterczących sterczących wody, licznych tu, opadłych z drzew konarach.
Kiepsko to rokuje. No i te nawisy lodowe przy brzegach, wiszące o 15 – 20 cm nad powierzchnią wody. A że brzeg dość stromy i zaśnieżony, to można widowiskowo zjechać i się wykąpać…
A co mi tam! Musi się udać. No nie ma siły, żeby przez dwa dni nie złowić choćby jednego kropka! Niech się trafi nawet i niewymiarek. Muszę pstryknąć sobie fotkę z własnoręcznie pstrągiem. Jakimkolwiek. Byle by fotka była. Byle bym wreszcie stracił to od lat doskwierające mi dziewictwo!
Darek zaplanował taktykę: zaczyna od jednego mostku, ja od drugiego, 2 km niżej. Spotkamy się gdzieś pośrodku. Potem powrót po własnych śladach. Do zachodu słońca powinniśmy dokładnie obłowić te odcinki.
Zapominam o doskwierającym, obolałym kręgosłupie i katarze. Czym prędzej zbroję sprzęt i heja! – nad wodę! Tu pierwsza konstatacja: ''cuś'' 'mizerna ta rzeczka. 4 - 5 metrów szerokości, gdzie niegdzie pewnie i 3 nie będzie… Dla mnie, wychowanego na rzekach nie węższych niż 10 metrów, na zaporowych przestrzeniach, na żwirowniach czy jeziorach, cuś tu za wąsko… No, ale pstrągowe ciurki tam mają. Się naczytałem, nasłuchałem, że kabany się łowi nawet i na siurkach o szerokości metra.
Pierwsza prostka płyciuteńka, trzeba iść na zakręt. Tam powinno być podmycie, dołek. Jest. Że też, do diaska, polaroidów nie mam! Znaczy – mam. Ale wypadło jedno szkło. Może by tak jednym tylko okiem? Nie idzie. To już lepiej nieuzbrojonymi oczami. Zresztą jakby mnie kto w takich patrzałkach zobaczył, to mógłby się posikać ze śmiechu…
Zaczynam. Zamach i… grzmocę szczytówką w gałąź nad głową. Aha, trzeba jeszcze było się rozejrzeć. Więc się rozglądam. O kurde! Przecież na dobrą sprawę tu się nie da rzucać inaczej niż płasko, z boku. Mało tego! Gałęzi tyle, że wolna przestrzeń dla ruchu szczytówki miewa nie więcej niż metr. A tak nie umiem, nigdy nie miałem potrzeby uczenia się. I dlaczego ja się uparłem na wędkę 2,40? 2,10 to świat i ludzie na nim. Ale zaraz… Przecież Darek ma 3 metrowy kij. Twierdził, że zawsze z nim tu łazi. Znaczy, że i ja sobie poradzę. Zresztą innego wyjścia nie mam.
Więc drugi rzut. Tym razem nie zaczepiam o gałąź. Wobek sobie leci i… po trzech metrach lotu radośnie się kołysze na innej gałązce. Znaczy, że trzeba lepiej się rozglądać i rzucać jeszcze bardziej płasko. Spróbuję. W trzecim rzucie nie zaczepiam kijem, nie wieszam wobka na gałęzi. Sadzam go za to na brzegu po mojej stronie. Ech, dlaczego ja się nie uczyłem tych krótkich, płaskich rzutów?! Rzut czwarty - wobek na drugim brzegu, na uschniętym badylu. Naciągam żyłkę, badyl pęka. I razem z wobkiem stacza się tuż pod brzeg. Gdzie wspólnie wczepiają się w olchową gałąź. Faaaajnie, kurna, faaaajnie! Na szczęście ściągam całe to towarzystwo bez problemu. Niestety, dołek na pewno już spalony. Teraz to pewnie nawet i miejscowe żaby się pobudziły i spieprzają w podskokach.
Na kolejnym łuku sytuacja się powtarza. Na następnym - także. Jak nie puknę o gałąź, jak nie zaplączę żyłki w ogromnie licznych badylach, jak nie wrzucę wobka na gałąź, na swój lub przeciwny brzeg, to się pośliznę. Ratunkowo grzmocąc dupskiem o glebę tak, że nawet i ptaki z okolicy wolą trzymać się ode mnie z daleka. Może bojąc się, że to polowanie?
Mam dość. Warunków, obrzydliwie wąskiej rzeczki, w którą nie mogę trafić, skrzypiącego śniegu. A najbardziej – samego siebie mam dość. Że dałem się namówić na wyjazd. Że choć tyle lat z wędką biegam, przekonanym będąc o swoich umiejętnościach, tu teraz popełniam znacznie więcej błędów niż wtedy, gdy jako dzieciak latałem po krzakach z leszczynówką i dwoma haczykami na zapas.
Siadam więc na jakimś pieńku, sięgam puszeczkę zupki chmielowej (brr! Jaka zimna!), zaczynam myśleć. Najpierw o tym, że jestem patałach, a nie wędkarz. Że w umiejętności posługiwania się spinningiem do pięt nie urastam dziesiątkom tysięcy nawet i młodzieńców wędkującym od roku czy dwóch. A co dopiero starym wyjadaczom? Jak ja teraz wyglądam? Ja, który o wędkarstwie od lat pisuję, próbując pouczać innych? Straszny wstyd! Ech, szkoda gadać.
Potem otwieram i drugą puszeczkę. Co okazuje się niezłym pomysłem. Gdzieś tak w jej połowie zaczynam myśleć pozytywnie i konstruktywnie. Że przecież pierwszy raz spinninguję w tak trudnych warunkach. Więc chyba mam prawo do błędów. Że na trzecim zakręcie, równie trudnym, popełniłem już mniej błędów. Że jak się postaram, to czegoś się nauczę. A ja lubię się uczyć. Szczególnie w wędkarskiej branży. Wreszcie, gdy puszka już pusta, wraca mi odrobina optymizmu. Tym bardziej, że Darek nie dzwonił z informacją, że coś złowił. A umówiliśmy się, że kto pierwszy coś złowi, to się pochwali. Sięgam po telefon. Kurde! Brak zasięgu! Więc pewnie łowi, bo zawsze tu coś połowił, a dodzwonić się nie może. Nieco przygasa moje świeżo odrodzone dobre samopoczucie. A trzeciej puszki nie mam…
Kawałek dalej wreszcie znajduję krótką prostkę z dobrym dostępem. Jest tam wyraźna, wąziutka rynienka tuż pod brzegiem, przy nawisach traw. Udaje się podejść cichutko, skryć między dwoma grubymi olchami. Uff, może wreszcie coś? Niestety, wobek Dorado nie cieszy się zainteresowaniem. Ale przynajmniej trafiam niemal dokładnie tam, gdzie chciałem. Znaczy, że jednak czegoś się już nauczyłem!
Sięgam więc po gorąco polecanego mi Sendala. I… na 5 rzutów 4 są spaskudzone. Bo przednia kotwiczka zaczepia za ster, toteż podczas ściągania wabik kręci się jak śmigło. Sprawdzam pozostałe Sendalki – wszystkie mają to samo! Myśl pierwsza: pogadam ja sobie z tym, który mnie namówił! Toż małe Rapalki i Salmiaki są tańsze! Myśl druga – pozbyć się przednich kotwiczek. Co czynię przy pomocy kombinerek. Bo paluchy zmarznięte, nie mogę zdjąć maleńkich kółek łącznikowych. Kombinerki też zmarznięte, ale one radzą sobie z pokonaniem problemu.
Niestety, choć już nauczyłem się prawie za każdym razem trafiać w wodę prawie tam, gdzie chcę, choć sprawdzam nie tylko z dziesięć wobków w różnych kolorach i wielkościach, ale też kilka wirówek, nawet gumek – nic, nawet puknięcia. Nie skutkuje też pstrągowy kogucik, podarowany mi w Borsukach przez Torque. Podobno rewelacyjny. Niestety, to akurat zostaje w wodzie. Otwierając listę strat.
Wreszcie spotykamy się z Darkiem. Też nie zaliczył nawet jednego brania. Jedynie widział, dochodząc do brzegu, kilka uciekających w popłochu pstrągów (Darek ma polaroidy, więc widzi więcej). Spotkany przez Niego spinningista też, po wielu godzinach prób, nie zaliczył ani jednego puknięcia. Znaczy, że sprawdziły się obawy. Sam chrzęst deptanego śniegu nie pozwoli na złowienie czegokolwiek. Chyba, że przypadkiem. Pod warunkiem wypuszczenia wobka z prądem na sporą odległość. Ale jak wypuszczać, skoro co parę metrów rzeczka zakręca? Niemniej już namierzyliśmy kilka miejsc, w których to możliwe. W drodze powrotnej do punktów startowych sprawdzimy je ponownie. Może teraz, gdy słońce już się chyli ku zachodowi, jakiś kropek da się oszukać?
Nie dał się. Wracamy. Zaraz będzie ciemno, a tu mróz się nasila. I czas na zamówioną obiado – kolację, bo w brzuchach burczy. Humory nam jednak dopisują. Bo choć dzień zupełnie bezrybny, to jednak warto było się nałazić, poznać nowe miejsca, czegoś nowego nauczyć, rozruszać gnaty zastałe za biurkiem, przy kompie, zapomnieć o pracy, zachwycić pięknem tych zakątków, malowniczym zachodem słońca…
Domowe żarełko okazuje się przepyszne. Przemiła, stale uśmiechnięta gospodyni podejmuje nas tak, że każdemu można życzyć podobnej obsługi, takiego nastroju miejsca. Obżeramy się aż po przełyki (Darek pożreć może trzy razy więcej niż ja; chyba taniej wychodzi ubieranie Go). I wędrujemy do pokoju. Przywiozłem „książkę”, czas na „lekturę”. Bo wieczór długi. Więc co jakiś czas podsuwam Darkowi i sobie kolejny, niewielki rozdział. A lektura mocna, ma z pięćdziesiąt „koni”. Tematów do pogaduch mnóstwo. Do tego z ciekawością przeglądamy Atlas ptaków i kilka książek o regionie, podrzuconych nam przez gospodynię. Sacha znajduje co ciekawsze fragmenty, wczuwając się w rolę lektora i czytając na głos. Wreszcie tuż przed północą wędrujemy do łóżek. Wcześnie wzajemnie naładowując się nadzieją, że nazajutrz uda się coś złowić.
Poniedziałkowy poranek (ciut zaspaliśmy, choć koguty darły dzioby jak opętane) to szybkie śniadanko. Też przepyszne! Do dyspozycji m.in. świetny bigosik, swojska kiełbasa, własnej produkcji żółte sery (Darek „wymiótł” cały półmisek), swojska kaszaneczka, jakieś wędliny… I hajda nad wodę! Zostało nam tylko trzy godziny łowienia, więc trzeba maksymalnie je wykorzystać. Pogoda rokuje nieco lepiej. Niebo zasnute chmurami, temperatura na plusie. Śnieg stał się wilgotny, miękki, już tak nie chrzęści pod butami. Więc może jednak się uda?
Nie udało się. Żadnemu z nas. Darkowi to dobrze. On pstrągowe dziewictwo już dawno temu stracił. A mnie nie dotknęło nawet „prawo frajera”… Znów nawet puknięcia. Czyżby pstrągi pościły? A może zagłodzić się chcą na śmierć? Nie dowiemy się. No cóż, każdy ma swoje tajemnice… Lecz przecież gdyby ryby tych tajemnic przed nami by nie miały, to co to by była za przyjemność? Ot, to jak pojechać do sklepu odległego o 200 km i kupić. A tak chociaż pobiegaliśmy sobie nad wodą, dotleniliśmy się, wypoczęliśmy.
Wracamy inną drogą. Zatrzymując się nad Narwią i z podziwem patrząc na to, co się stało: tysiące hektarów niskich łąk, zalanych przez zamarznięciem dwumetrowym przyborem, aż po horyzont ciągną się niczym lodowa pustynia. Z rzadka okraszona krzakami i drzewami, moczącymi nogi głęboko pod lodem.
Widoczna na środku, pozioma kreska, upstrzona pojedynczymi przecinkami topoli, to odległa o półtora kilometra skarpa na prawym brzegu Narwi. W lewo i w prawo – zalane łąki ciągnące się kilometrami. Nic dziwnego, że nawet miejscowi spece nie mogą znaleźć swoich ulubionych miejsc na licznych starorzeczach. Nie mogą znaleźć ryb. Widocznie rozeszły się po tych łąkach, korzystając z okazji do wydłubywania z dna wszelakiego robactwa. Więc miejscowi podlodowcy odpuścili i czekają na wiosnę. Dziwi nas tylko, że na narwiańskim dopływie, zaledwie o kilka kilometrów dalej, trafiliśmy na bardzo niską wodę.
Pstrągowego dziewictwa nie straciłem. Choć bardzo chciałem. Trudno. Lecz jeszcze popróbuję. Bo chyba jednak bakcyl zaczął we mnie kiełkować.
Bombel
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 21-02-2007 o godz. 13:16:02 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Zamkusiu - czas rzeczywiście spędzony znakomicie. A że i na mnie przyjdzie czas... Na Kurpsiach powiadają: srali muchy, będzie wiosna:))) |
]
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 21-02-2007 o godz. 19:30:07 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Pod Kadzidłem też mają fajne powiedzonka. Ale także nie zacytuję. Ze względu na regulamin i Adminków:))) |
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez SpinerK (kuba.vino@gmail.com) dnia 21-02-2007 o godz. 14:29:54 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Dobrze było Bombel, ważne że w ogóle się wybrałeś :) Pstrągi po jakimś czasie przyjdą same :) Wystarczy trochę popracować na rzutami, polecam przede wszystkim rzut "spod siebie". |
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 22-02-2007 o godz. 09:03:12 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Nad rzutem "spod siebie" pracowałem. Ale kiepsko mi idzie. I jeszcze forhand (nie jestem pewien, czy tak się to pisze...) muszę potrenować. Za diabła mi nie wychodziło:( |
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez torque (torque@pogawedki.wedkarskie.pl) dnia 21-02-2007 o godz. 14:52:14 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Tak się Bombel złożyło, że w ten weekend i ja i wielu moich znajomych, w różnych częściach kraju, próbowało złowić pstrąga. W wielu wypadkach na próbach się kończyło. Słoneczko, które wyszło zza chmur, na czas weekendu, spowodowało, że pstrągi niechętnie lub wcale nie współpracowały. A już w poniedziałek siedząc pracy, od rana dostawałem informacje o pięknych pstrągach złowionych zarówno na północy jak i południu kraju. Wystarczyło, ze słońce schowało się za chmury.
Tak więc pocieszyć się możesz, że nie jesteś jedyny, który nie połowił podczas ostatniego weekendu.
|
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 21-02-2007 o godz. 19:42:11 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Marku, ja się nie muszę pocieszać. A bo to pierwszy raz? :) Tego typu niepowodzenia tylko "nakręcają" mnie do dalszych starań. Zdaje się, że wykiełkował we mnie bakcyl:)
P.S. Na kogucika Twojej produkcji miałem lekkie puknięcie. Jakby okonkowe. Po kilku kolejnych rzutach kogucik został na jakiejś gałęzi. W wodzie, nie nad głową:) |
]
|
|
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez farti dnia 21-02-2007 o godz. 19:04:33 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Z fartiego nie ma się co podśmiewać :-). Dodam tylko że łojewek wcale nie należy do tych rzeczek w które najtrudniej trafić przynętą :-). Tekst OK! |
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 21-02-2007 o godz. 19:19:37 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Tiaaa, w Łojewek nie tak trudno trafić... Kawałek dalej jest następny pstrążkowy ciurek. Ponoć taki, że długość kija miejscami bywa większa niż szerokość siurka...
Kurde! Na normalnych łowiskach, na dystansie 20 m, a niekiedy więcej, trafiam z dokładnością do pół metra.
Znaczy, że jeszcze dłuuuugo będę musiał się uczyć. To nie przeszkoda, nie powód do frustracji. To bodziec do nauki:) |
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez farti dnia 21-02-2007 o godz. 21:30:37 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | O to to ! Prawdziwe atrakcje są wtedy gdy szerokość rzeczki jest mniejsza od długości wędki :-) |
]
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez jarekk dnia 21-02-2007 o godz. 15:50:23 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.grodzkie.pl | Bardzo sympatyczny tekścik :) Szczerze, bez zadęcia i przemądrzałości. Od razu przypominają się sceny sprzed paru (..hmmm) lat, gdy połowę woblerowego pudełka wieszało się wiewiórkom w oknach. Przyznam zresztą, że nawet obecnie na pierwszy wypad w sezonie zabieram zwykle drugoligowe wabiki, bo po zimie i ręka niepewna i oko jakby krzywe. A co do dziewictwa, to podobno samo mija, kwestia czasu ;) |
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 21-02-2007 o godz. 19:35:27 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Dziewictwo samo mija??? Akurat! Kiedy traciłem dorszowe - to w pierwszym spuszczeniu pilkera. Sandaczowe - bodajże w trzecim rzucie. No, ale tam łatwiej było w wodę trafić. Szczególnie z bałtyckiego kutra:))) |
]
]
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Anguiler83 (p.daniec@op.pl) dnia 21-02-2007 o godz. 22:03:52 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Bomblu złowisz jeszcze nie jednego pstrąga. Przy takim zapale i miłości do tego co się robi wyniki murowane. I myślę, że nie będziesz długo czekał. A sama relacja jak zawsze na poziomie – czyta się, wyobraża sobie to co opisujesz i czuje jakby było na rybach :) |
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 21-02-2007 o godz. 23:14:23 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Dzięki, Pawle, za dobre słowo:)
Moje wędkowanie powoli przeradza się w pobyty nad wodą. Z wędką w garści. Gdy cenniejsze staje się towarzystwo znakomite. Nieodmiennie także i Twoje:)
I te pianie kogutów, robiących za budziki. Te kwilenie orlików krzykliwych, świegot skowronków, wieczorne kląskanie słowików; obserwowanie rzadkiej rybitwy czarnej, króra złowi więcej niż ja; klangor żurawi, wędrujących gdzieś pod nocnym, wygwieżdżonym niebem...
Ryba - to już tylko dodatek do mojego biegania z wędką...
Wklikaj się w to:
http://www.targeo.pl/ Potem wklikaj , w wyszukiwarce, hasło "wizna".
Uprzedzam: ocipiejesz, zobaczywszy układ starorzeczy przyległych do Narwi.
Urlopów, a może i życia nie wystarczy, by to poznać. |
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Yelcyn dnia 21-02-2007 o godz. 23:58:41 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.wcwi.pl | Andrzej, podobno dziewictwo najszybciej się traci w samotności...ale - w grupie raźniej! :) W moim pierwszym (i jedynym) wypadzie na kropkowańce sukcesy miałem podobne: było nas 7-miu! Poznałem co to przyjaźń, posłuchałem swietnych opowieści, poznałem technikę... tylko dziewictwa nie straciłem! :) Może dziurka (głęboczek) była za płytka??? ;) |
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 22-02-2007 o godz. 08:39:47 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Grzegorz, w moim wędkowaniu od lat najważniejsze jest to, o czym piszesz:) Ryba to tylko przystawka:) A co się człek nałazi, nawącha, naogląda, nagada i naśmieje z dobrym towarzystwie - to niepowtarzalne i nieocenione:) |
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez tomek79 (jackpot.baby@gmail.com) dnia 22-02-2007 o godz. 14:12:46 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | No niby masz rację, a jednak to troche takie odwracanie kota ogonem. Toż wiadomo, że ryba jest najważniejsza, ze to ona jest na celowniku, ze ona jest numer 1, ze ona ściąga nas na łowisko, uganiamy sie za rybami nie dlatego, że fajne towarzystwo, krajobrazy, zapachy itp., uganiamy sie za nimi bo są, po prostu. Wszsytko to o czym piszesz, co niepowtarzalne i nieocenione, można doświadczyć niekoniecznie nad wodą i niekoniecznie z kijem w ręku :))) Tylko sie nie oburzaj ;) |
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 24-02-2007 o godz. 08:35:27 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Tomek, się nie oburzam. Po prostu chyba przeszedłem swego rodzaju transformację. Dlatego palma mi odbija i gotów jestem czekać godzinę na możliwość pstryknięcia fotki bobrowi czy wydrze. Co mi się jeszcze nie udało, choć próbowałem:)
Albo na czworaka, potem czołgając się, próbować podejść do pary żurawi. Też po fotkę. Też mi się nie udało - odleciały:)
A czy to, że lubię się wyciągnąć kołami do góry, na łące i konstatować, że skowronek to taki ptak, co wisi na niebie i drze mordę?
(to akurat cytat ze szkolnego zeszytu:)
Inny cytat: Pan Tadeusz myślał, że to dziewica. Ale to była Telimena. |
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez old_rysiu dnia 23-02-2007 o godz. 07:36:57 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Tomek - witaj w klubie - wędkarstwo to szukanie i poznawanie ryb z wędką w ręku.
Jest oczywistą sprawą, że otoczenie wokół to dodatkowe doznania emocjonalne.
Np - można iść za potrzebą do latryny polowej lub do eleganckiej ubikacji w kafelkach firmy '' Roland ". I w tym i w drugim przypadku, najważniejszy jest fakt ulgi a nie podziwiania otoczenia :-) |
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Megalodon dnia 22-02-2007 o godz. 01:07:24 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Bombel - to nic, że tym razem nic nie złapałeś. Liczy się duch i upór czego widzę Tobie nie brakuje. Tak trzymać. Gratuluje wyprawy i zapału. |
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 22-02-2007 o godz. 08:49:56 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Z upierania się za złowieniem ryby za wszelką cenę to już wyrosłem. Nie wyrosłem natomiast z chęci poznawania nowych miejsc, nowych rzeczy. Ze szlajania się po możliwie najdzikszych miejscach też. I mam nadzieję nie wyrosnąć, póki zdrowie pozwoli:) A kropkowańca i tak kiedyś dopadnę:) |
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Czez dnia 22-02-2007 o godz. 08:54:33 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Tekst bardzo mi się spodobał z jednej prostej przyczyny jam też dziewica w ten deseń ;-)))) i dokładnie tak wyobrażam sobie próby utraty dziewictwa przez siebie. Jak tak czytałem to na myśl mi iągle przychodziło, kurcze przecież ja też bym na 100% nie trafił, zawadził itd. :-))))
PS. A tak na marginesie to nie wiedziałem, że z Ciebie taki pieszczoch...Sacha bajeczki do snu czytać musiał ...no, no, no... |
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 22-02-2007 o godz. 10:12:34 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Trafić wobkiem w wodę naprawdę trudno:)
A ja wcale nie jestem pieszczoch. Sacha tak sam, z własnej woli i inicjatywy:) |
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez farti dnia 22-02-2007 o godz. 21:13:50 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Czez ...poczekaj aż sięociepli. A pojedziemy i sięrozprawiczysz:-). Tylko potrenuj na sucho z tymi rzutami.Co one ze śmiechu nie wypływały do wierzchu , bo nas zgarną podejżewając jakąś nową technikę kłusownictwa :-) |
]
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez farti dnia 22-02-2007 o godz. 21:39:54 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Zamkiowi nawet kwadransa nie było trzeba. By wuczuć nosem że gdzieś kłusownicctwem zaleciało. :-) :-) |
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez trutta dnia 22-02-2007 o godz. 11:24:09 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Bombel z pstrągami to jak z kobietami im dłużej jej nie możesz mieć tym lepiej później czujesz smak zwycięstwa.
Doczekasz się doczekasz!!!.
|
]
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 22-02-2007 o godz. 22:27:02 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Rusałce podpowiem, co ewentualnie mogłeś mieć na myśli:) A potem broń się sam:))) |
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez tomek79 (jackpot.baby@gmail.com) dnia 22-02-2007 o godz. 15:19:31 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Brawo, jak zwykle fajowska relacja... :) Twoje teksty mają to do siebie, że nawet gdy nie ma w nich zdjęc albo na zdjeciach nie ma ryb, to i tak słowami wystarczająco działasz na wyobraźnię...:) pzdr |
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 22-02-2007 o godz. 16:39:36 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Dzięki za dobre słowo:)
W odniesieniu do wcześniejszego Twojego komentarza: Tomku, dawno temu wyrosłem z poszukiwania wyniku wędkarskiego. Serio. Najważniejsze stało się dla mnie to, by wyszlajać się, styrać nad dzikim brzegiem. A potem zasiąść czy to w pokoju w pensjonacie, czy - tym bardziej - przy wędkarskim ognisku. Ze wspaniałymi ludźmi, których na codzień spotkać nie idzie, bo każdy z nas zaganiany.
A że pstrąga nie złowiłem? Niech one żałują. Głównie te miarowe. Bo żaden nie będzie miał zaszczytu i przyjemności spotkania się z moją patelnią:)
A co się nałaziłem, naoglądałem, nagadałem, nawąchałem, darcia mord przez koguty, krowy czy orliki krzykliwe nasłuchałem - to moje.
Ryby też się liczą. Lecz spróbuj kiedyś przeciągnąć się przynajmniej z kilometr nad dziką wodą. Z wędką w jednej łapie, a aparatem w drugiej. Rozejrzyj się dookoła. Wsłuchaj się w to, jak ptactwo drze japy, jak wiatr gra w wiklinach, jak żaby kumkają; wciągnij nozdrzami powietrze nasączone zapachem ziół, których nazwać nie sposób...
Takie się stało moje wędkowanie... W którym płacę nie za rybę, a bardziej za możliwość legalnego poszwędania się, z kijem w garści, nad wodą. Za możliwość postawienia gruntówki (na którą niekoniecznie coś weźmie) nocą, gdy w znakomitym gronie siedzę przy ognisku.
Moje wędkowanie to sposób na relaks. Nie na szybkościowe kaleczenie ryb. |
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Barach3 (barach3@poczta.onet.pl) dnia 23-02-2007 o godz. 11:50:28 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://okon.glt.pl | Ja w tym roku byłem w podobnej sytuacji. Dopiero od tego sezonu rozpocząłem zabawę z "kropkowańcami". Miałem jednak szczęście, bo już na drugiej wyprawie straciłem "pstrągowe dziewictwo". Także głowa do góry i marsz na drugą wyprawę, a może znajdziesz swe rozdziewiczenie (tak jak ja ) na drugiej wyprawie :) |
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 23-02-2007 o godz. 11:56:42 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Rzecz nie w tym, żeby zajączka złapać. Ale żeby go gonić:)))
No pewnie, że się kolejny raz wybiorę:) Cholera mnie brała, ale bardziej wziął bakcyl:) |
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Robert (gosia67600@aol.com) dnia 24-02-2007 o godz. 13:03:37 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Przesympatyczny i zgrabny tekst !
Sporo w nim prawdy i o moim łowieniu !Takie rzeczki u mnie
to tradycja.Mimo iż oswoiłem już rękę do rzutów w takich warunkach,
nie raz i nie dwa „wieszam”przynętę na krzakach.
Nie złowiłeś swojego pstrążka, ale tak właśnie bardzo często wyglądają
i moje wyprawy(jeśli to ma Cię pocieszyć).
Podoba mi się również Twoje podejście do wedkowania,mam podobny
punkt widzenia :-)).
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Bombel dnia 24-02-2007 o godz. 18:24:06 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Robert, ależ ja nie szukam pocieszeń żaqdnych! A bo to pierwszy raz nie zobaczyłem rybiego ogona? :)
Samo to, że człek się wyszlaja w dzikim terenie, słuchając jak para orlkików krzykliwych drze japy nad głową, że zbłądzi między krzaczory, między które chyba nawet łosiom nie chce się wchodzić - czyż nie jest to pięknę?
No co? Może zbieranie znaczków jest lepsze? Gdy paru gości, przez parę godzin, siedzi przy stole i sobie duma: kancer? Czy nie kancer?
Albo to, że trochę luda, płci różnej, okłada się wzajem jakimś zelastwem. Bo akurat w bractwie rycerskim są. Wzajem rozbijając sobie łby czy miażdząc paluchy:)
Mnie, a przecież nie tylko mnie, przestrzeń woła. Nawet, jeśli w programie wyprawy jest możliwość namoczenia czterech liter w bagnisku czy niepodziane włożenie kopyta do zamaskowanej jamy bobra, wydry, lisa czy innego futrzaka. Albo półgodzinne stanie bez ruchu, gdy się człek spotka o ko w oko z klępą prowadzącą cielaka. Albo gdy na drzewko biegusiem wskakiwać trzeba, bo się natknęło na lochę prowadzącą warchlaki.
Albo gdy wydra przyjdzie i ukradnie cały zapas kiełbasy. A z lekka porąbany człek, fotkę chcąc pstryknąć, się nie rusza. By zwierzaka nie spłoszyć. Po czym nie ma ni fotki, ni kiełbasy:)))
A gdy jeszcze nocą się siedzi, przy ognisku, a nad głowami, gdzieś pod niebosami, żurawie mordy drą, gdy w pobliskich krzakach słowiki mordy drą na inną nutę, gdy ktoś obok udaje, że umie grać na gitarze, cała banda przy ognisku - że umie śpiewać...;)
Czego więcej trzeba? Rybci, którą się wypuści? Dziesięć razy taniej by wyszło zakupienie rybci w sklepie,
Klimatu, który tworzyny, który wchłaniamy z przyjaciółmi i dzięki Nim - nie jesteśmy w stanie oszcować. Nie próbujmy.
|
]
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez orzech dnia 26-02-2007 o godz. 15:35:26 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Ciekawy pomysł aby napisać o traceniu dziewictwa nie tracąc go.
Mój pierwszy dzień nad rzeczką był niemal identyczny. Też ozdabiałem drzewa świecidełkami, też denerwowałem się na siebie i rzeczywistosć. Było tylko trochę cieplej a mój kolega-guru złowił trzy sztuki. I ta wąska woda gdzie niby pływają kabany:) Czytałem jakbym czytał własne myśii.
|
|
|
Re: Lekcja pokory (Wynik: 1) przez Amitaf dnia 05-03-2007 o godz. 14:20:12 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Bombel, ciekawy artykuł bez przesady i prawdziwy. Któż z nas, kto zaczynał nie miał takich przygód „niech pierwszy rzuci kamień”. A i później niejednokrotnie zdarzy się (mnie w ostatnią sobotę 03.03.07r.) zostawić nieco „żelastwa” w wodzie na zaczepie i tego najbardziej łownego tzw. tajna broń. Bo jak się nie zerwie to jak mawia mój przyjaciel po kiju „otwieramy pudełko i do wody” – przynętę. Będzie okazja uzupełnić coś nowego i na pewno „super łownego” . Nie zniechęcaj się, następnym razem będzie lepiej. No i wiosna idzie, a wiosną jak żabka ruszy to drżyjcie narody . Pozdrawiam i życzę cierpliwości oraz pierwszego (i nie ostatniego) kontaktu z piegusem.
PS. Polecam rzuty z kolana tzw. forhend i backhand.
|
|
|
|