Udało się już trzeci raz. Mam nadzieję, że uda się jeszcze wiele razy. Kolejna szwedzka wyprawa przeszła do historii jako bardzo udana. Mimo wcze¶niejszych do¶ć obfitych połowów, płacili¶my frycowe jako skandynawscy nowicjusze, łowi±c ryby przeciętnej - jak na Szwecję - wielko¶ci. Tym razem udało się sięgn±ć głębiej do worka wędkarskich niespodzianek, a widoki na przyszło¶ć s± co najmniej optymistyczne.
Podróż promem - jakkolwiek spokojna - dała się we znaki dwóm z naszej czwórki, którzy nie byli kierowcami. Udało nam się bowiem zabukować tylko jedn± dwuosobow± kabinę, pozostali spali w fotelach. Ze względu na remont jednego z promów obsługuj±cych poł±czenie do Karlskrony, cały ruch turystyczny i biznesowy skondensował się na jednej tylko, a do tego mniejszej jednostce - Stena Nordica. W dobrych jednak humorach i przy ogólnej łaskawo¶ci Neptuna ujrzeli¶my znajomy i budz±cy wędkarskie ż±dze widok szwedzkiego wybrzeża.
Szwecja wita... - fot. Esox
Nie zwlekaj±c zanadto ruszyli¶my w drogę, ¶ci¶le trzymaj±c się lokalnych przepisów drogowych. Tradycyjnie już dokonali¶my zakupów w sklepie wędkarskim w Vaxjo, po czym ruszyli¶my dalej, do miejsca przeznaczenia. Pomału odbijali¶my od głównych dróg w węższe, lokalne, aż w końcu trafili¶my na żwirówkę, która zaprowadziła nas pod sam domek, na skraju lasu, nad jeziorem. Tuż przy bramie wjazdowej powitał nas dyżurny pułk koĽlaków.
Od pierwszych chwil na wędkach ruch - fot. Legolas
Gospodarz oprowadził nas po posiadło¶ci i chc±c dodać wędkarskiej otuchy poinformował, że nasi niemieccy poprzednicy z kwatery mieli pocz±tek wyprawy słaby, ale koniec udany, bo złowili dwa szczupaki po... 59 cm. Na takie wie¶ci morale nam trochę spadło...
Ryby, grzyby i tradycyjnie bordowy domek - czego chcieć więcej... - fot. Legolas
Jeszcze tego samego dnia wyruszyli¶my na pierwsze rozpoznanie, z wędkami do trollingu i do rzutu. Zaraz po wypłynięciu zameldowała się pierwsza ryba - 10-centymetrowy okonek. Zaczęli¶my jednak gruntowne rozpoznawanie terenu, co jest konieczno¶ci± na pełnych górek, dołków, półek skalnych i pojedyńczych głazów, szwedzkich łowiskach.
Jest! - fot. Esox
Z ogromn± pomoc± przyszedł nowy nabytek Legolasa - echo z GPS, na którym nanosili¶my sukcesywnie trasy i charakterystyczne punkty. Z czasem pozwalało to spinningować i trollować w sposób bardziej ¶wiadomy, wzdłuż półek skalnych, obok różnorakich przeszkód, na zboczach górek...
Łatwo się nie poddawały - fot. Esox
Szybko okazało się, że gwarantem dobrych połowów s± dwa czynniki - namierzenie wszelkich nierówno¶ci struktury dna, oraz zlokalizowanie ławic białorybu.
A mam cię! - fot. Legolas
Najchętniej były atakowane przynęty płyn±ce tuż nad dnem, od czasu do czasu stukaj±ce o nie. Tradycyjnie już sprawdziły się typowe szwedzkie, a dzikie u nas kolory fluo i malowanie typu "firetiger". Daleko w tyle nie pozostawały "redheady". Największy jednak szczupak wyprawy został złowiony na fińskiego killera - wobler Nils Master w pomarańczowej barwie. Być może z powodu skuteczno¶ci wła¶nie Nils Master bije cenowo woblery Rapali w szwedzkich sklepach.
Nie brakowało dorodnych okoni - fot. Esox
Co ważne - przekonali¶my się o konieczno¶ci wymiany kotwic w woblerach (szczególnie Rapali) na Ownery. Radykalnie zwiększa to skuteczno¶ć zacięć i holi. Jednak nie bez przyczyny na opakowaniach tych kotwic znajduje się specjalne ostrzeżenie. W ferworze walki z rybami mocno ucierpiały nasze palce, szczególnie za¶ Legolasa, który wbił sobie Ownera centralnie w kciuk, po kolanko, przy wypinaniu ryby. Operacji wykonanej na łódce opisywać nie będę, bo dla niektórych może to być zbyt drastyczne.
Mam! - fot. Legolas
Po pierwszych dniach łowienia mieli¶my już niejakie przekonanie co do najlepszych miejsc. Na szczupaki okazały się nimi wej¶cia z plosa do zatok. Samo ploso - niezbyt głębokie zreszt± (jeden rów do 6-7 metrów) - praktycznie nie darzyło ryb±.
Tato - czyli Kiełbik - podci±gn±ł się wędkarsko w tym roku i zapewnił kapitalny obiadowy wikt - fot. Esox
Przy zatokach jednak, na przedłużeniach krańców brzegu, otaczaj±cych zatokę, znajdowały się skalne rumowiska i tam wła¶nie łowili¶my szczupaki. Co ważne, zatokopodobne struktury dna zdarzały się również pod wod±. Można to sobie wyobrazić jako zatokę otoczon± brzegiem, który zalany jest na metr lub dwa wod±. To również były doskonałe miejsca.
Ten widok spowodował potężny kop adrenaliny - fot. Esox
Oko w oko z metrowcem - fot. Esox
Jeszcze jeden zryw... - fot. Esox
Witamy na pokładzie - fot. Esox
Foteczka na pami±tkę, ryba powraca do wody - fot. Esox
Obiecuj±ce były też podwodne półki skalne, gdzie dno nagle opadało z półtora metra na 4-5 metrów. Te ostatnie łowiska darzyły też okoniem, który przebywał głęboko, przyklejony do skałek, ale raz po raz zapuszczał się na skalny, płytki blat i atakował drobnicę, co przypominało z wygl±du dawny widok z mazurskich jezior. Najlepszy na okonia okazał się jednak ci±g trzech górek, gdzie trafił nam się "wywróżony" nieco wcze¶niej dublet okoni. Oba okazy (40 i 44 cm) wzięły równocze¶nie mnie i Legolasowi i zostały wprowadzone do jednego podbieraka.
Dublecik - fot. Esox
Okoń wyprawy - fot. Legolas
Takich było całkiem sporo - fot. Esox
W sumie, w ci±gu 6 dni łowienia (jeden dzień wypadł, ze względu na pogodę), w ekipie 2-osobowej, wspieranej od czasu do czasu przez 2 wędkarzy pocz±tkuj±cych, złowili¶my 79 szczupaków, z których bodajże 3 były mniejsze niż 50 cm. Najczę¶ciej łowione były ryby w przedziale 60-65 cm, sporo było ponad 80-tek. Rekordowy okaz Legolasa mierzył 111 cm.
Jest! - fot. Esox
Przystojniak - fot. Esox
Złowili¶my też kilkana¶cie pięknych okoni, z których sporo przekroczyło 40 cm. Największego udało się złowić mnie, a mierzył on 44 cm. Po całorocznym wędkowaniu w kraju, takie wyniki wprowadziły nas w wędkarsk± ekstazę, chociaż jeste¶my przekonani, że "nasze" łowisko kryje w sobie znacznie więcej. Według gospodarza jeszcze nie zacz±ł się prawdziwy sezon na drapieżniki, ze względu na ciepły wrzesień. Dwa przepotężne brania zakończone spięciem ryb, oraz fakt, że łowili¶my ponad 80-centymetrowe szczupaki poranione przez swych pobratymców dodatkowo pobudzaj± wyobraĽnię i chęć następnych wyjazdów.
Nadgryziona 80-tka - fot. Esox
Kolejna pokancerowana 80-tka - fot. Legolas
Znakomita większo¶ć złowionych ryb, z okazami wł±cznie - a może nawet przede wszystkim - została wypuszczona. Za zasadę przyjęli¶my zabieranie tylko tych ryb, które po spotkaniu z wędkarzem miały marne szanse przeżycia, lub tych, na które nasza wyjazdowa kuchnia złożyła zapotrzebowanie. A wspomnienie takich rarytasów jak piekielnie ostra i aromatyczna zupa rybna czy też filet z okonia w cie¶cie, zapiekany z grzybami i żółtym serem powoduj± ¶linotok jeszcze do dzisiaj.
Płyń i ro¶nij - fot. Esox
Wreszcie przyszedł czas wyjazdu. Ostatni ranek przywitał nas przymrozkiem, a w pobliżu jezior gęst± mgł±. Podróżowali¶my dziennym promem, bo tylko taki był dostępny w tym czasie. Z jednej strony daje to spor± oszczędno¶ć czasu, z drugiej jednak widok napranych, brudnych i awanturuj±cych się rodaków korzystaj±cych z tańszej opcji poł±czenia, zalegaj±cych na korytarzach (na promie dziennym nie ma obowi±zku wykupowania miejsc lub kabin) jest potwornym zderzeniem z szar±, polsk± rzeczywisto¶ci±.
Sceneria szczupakowych łowów - fot. Legolas
Niestety - jako Polacy nie mamy dobrej opinii w Szwecji. Obwinia się nas wspólnie z Niemcami o rabunkowy model wędkowania, za¶ wspólnie z braćmi ze wschodu o złodziejstwo i brak kultury w codziennym życiu. Jest oczywiste, że taki stereotyp wielu krzywdzi i wypacza obraz naszego kraju w mentalno¶ci przeciętnego Szweda, ale też faktem jest, że znik±d się nie bierze.
Ulubiony szwedzki kolor - fot. Esox
Na "nasze" łowisko trafili¶my niejako z polecenia, kiedy to wiosn± szwedzka ekipa pod dowództwem Kuby skorzystała z usług przewodnika wędkarskiego, a ten po zapoznaniu się z chłopakami, zaprowadził ich na miejsce. Nasz gospodarz, a zarazem gospodarz jeziora, nie przyjmuje bowiem do kwatery przypadkowych go¶ci. I jakkolwiek zapraszał nas serdecznie na kolejn± wyprawę, nadmieniał, by nie reklamować miejsca ludziom, których się nie zna. Zwi±zany t± pro¶b±, a także lojalno¶ci± wobec kolegów, którzy "wytropili" łowisko, dane geograficzne zachowuję do swojej wiadomo¶ci.
Takie widoki ¶ni± się do dzisiaj... - fot. Esox
Serdecznie dziękuję towarzyszom wyprawy za miłe towarzystwo. Wbrew pozorom, dobór wła¶ciwej ekipy na wędkarsk± eskapadę jest jednym z trudniejszych zadań. Mam wrażenie, że po raz kolejny udało mi się w takiej ekipie pojechać i mam nadzieję, że moi towarzysze mieli takie same odczucia.
Żegnaj Szwecjo! - fot. Esox
Do zobaczenia na następnej wyprawie... Nie wyobrażam sobie, by miała się nie odbyć. Szczególnie, że te 59-centymetrowe szczupaki, o których wspominał nam gospodarz, okazały się być okoniami. A i nie bez znaczenia jest fakt, że wytropili¶my kolejne, dzikie, mało znane jezioro, gdzie według miejscowych okazałego szczupaka i okonia moc, a i pstr±g się trafia, bo jezioro jest przepływowe.
Esox