FELIX napisał
Był, jak marzenie: upragniony, skryty gdzie¶ w głębinach, posępny, tajemniczy, trudny, niedostępny. Pamiętam jak dzisiaj ten dzień, kiedy kupiłem sobie pierwsz± wędkę na targu, żyłkę, kołowrotek, spławik i haki. Wtedy nie miałem pojęcia, że to tak wpłynie na moje życie.
Gdy nie miałem jeszcze karty wędkarskiej, jeĽdziłem z ojcem na pobliski staw, od zawsze ¶niłem o złowieniu karpia, był on spełnieniem moich marzeń. Po kilku miesi±cach od rozpoczęcia mojej pasji zacz±łem tracić nadzieje, że kiedykolwiek złowię tę rybę. Postanowiłem zrobić kartę wędkarsk± i spróbować szczę¶cia w naturalnych akwenach, a miałem wówczas 10 lat.
Gdy byłem dumnym posiadaczem tegoż biletu, mogłem z czystym sumieniem zaj±ć miejsce nad wod± i rozłożyć wędkę. JeĽdziłem codziennie o tej samej porze przez tydzień nęc±c w tym samym miejscu o tej samej porze puszk± kukurydzy i 1 kg zanęty karpiowej. Gdy przyjechałem 7 dnia zawiedziony szeregiem bezowocnych starań, rozłożyłem już beznamiętnie z utartym rytuałem wędkę, nieodstępuj±ca mnie postać smutnej nostalgii przypatrywała się, gdy zakładałem na hak kukurydzę, kładłem kij na podpórkach i już mnemotechnicznie spacerowałem wzdłuż linii brzegu patrz±c, jak kaczki odbywaj± wieczorn± toaletę, zapomniałem o wędce.
Gdy wróciłem na stanowisko gotów wracać do domu, zobaczyłem, że spławik zachowuje się „inaczej” nagle jak nie wci±gnęło go pod wodę… my¶lałem, że ¶nię… nie wiedziałem, co robić. Natychmiast chwyciłem za swój szklany kij, zaci±łem, ale nie mogłem oderwać „czego¶” od dna, miałem wrażenie, że hak i przypon jest zabetonowany. Wystraszyłem się tym faktem, serce zaczęło bić mocniej, stróżki potu płynęły po skroniach.
Wiedziałem, co się stało, mam upragnion± rybę, nie odpuszczę. Postanawiam pój¶ć na cało¶ć. Z całej siły próbuję oderwać zdobycz od dna - bezskutecznie. Nagle słyszę dĽwięk nigdy przedtem niesłyszany nad wod± dobiegaj±cy z mojego kołowrotka - to ¶wist hamulca, którego szpula kręci się na zatracenie. Nigdy nie spotkałem się z tak silnym karasiem, który by wysnuł, chociaż centymetr żyłki z topornej konstrukcji młynka. Monstrum wyrwało się na jakie¶ 30 metrów w gł±b czelu¶ci jeziora, tracę nadzieję. Podniósłszy wędkę ku górze zaczynam pompować. Kiedy po długich minutach ryba walczyła przy brzegu, ujrzałem j±…
Jest ogromna, liczyłem na karpika - mam karpisko Kolejny problem pojawił się z podebraniem, na żyłce nie dało rady. Byłem zmuszony wej¶ć do wody, z brzegu było jakie¶ pół metra głęboko¶ci. Nie zważałem na to, że nie jest ciepło, a ja mam do domu kilka kilometrów jazdy na rowerze od pasa w dół cały mokry, liczyła się ryba i tylko ona. Gdy wyci±gałem rękę po ni± ostatkami sił, zaczęła wierzgać, lecz bezskutecznie. Chwytam za pokrywę skrzelow±, wyci±gam na brzeg zauważaj±c dopiero w tedy, że jestem cały przemoczony.
Ryba ważyła 2,3 kg. Duch walki, który zwyciężył nostalgię szeptał mi teraz do ucha my¶li pełne euforii: koniec wieńczy dzieło.
Gdy zapakowałem wszystkie manatki i ruszyłem do domu dumny ze swojego trofeum, od drzwi dostałem reprymendę, za przemoczone nogawki i wskazówkę zegara, która sięgała już dwunastej godziny nocnej. Ale gdy pokazałem, co złowiłem, zaskoczenie rodziców było tak samo wielkie jak rado¶ć ze złapanej ryby, gratulowali mi, bardzo żałuję, że nie mam zdjęcia z t± ryb±. Tylko jaka fotografia uwieczni tak± chwilę?
Wtedy ryba o tych rozmiarach była dla mnie czym¶ niezwykłym. Na drugi dzień, gdy tuż po przebudzeniu zastanawiałem się czy to sen, nagle wszedł tata do pokoju z nowym podbierakiem. To nie sen. Marzenia się spełniaj±.
FELIX
Tekst konkursowy - opublikowany w formie nadesłanej przez Autora, bez korekty redakcyjnej - Redakcja PW.