TROĆ WĘDROWNA:
- Rekord Polski - 14,70 kg
- Złoty medal - od 8,00 kg
- Srebrny medal - od 6,00 kg
- Br±zowy medal - od 5,00 kg
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 271
Zalogowani 0
Wszyscy 271
Jesteś anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikając tutaj Jesteś stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
mario_z:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385081) Apr 21, @ 18:55:22
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(385081) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(385081) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(385081) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(385081) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
bior± : ...(59443) Apr 03, @ 09:01:48
krzysztofCz: To prawie wieczno¶ć...
mam nadzieję, że
dożyjemy do następnej
zbi ...(385081) Apr 03, @ 08:58:12
lecek: Byli¶my w Ustroniu.
Dwa dni wędkowania w
Wi¶le. Na miejscu
okazał ...(59443) Apr 02, @ 19:02:39
jjjan: Wpłaciłem za następne
dwa lata.
S± dwie faktury, każda
za rok. N ...(385081) Apr 02, @ 17:57:24
jjjan: Wszystkim wszystkiego
dobrego ...(171) Mar 30, @ 08:46:37
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Rozważania starzika (3)
Opublikował 06-09-2004 o godz. 09:00:00 Monk |
Old_rysiu napisał
Jakie to sie wody niy łoglondało. Z łojcym czynsto my jeĽdzili syrynkom na ryby. Bynzyna była ponoć bardzo tanio i niy było problemow z zakupiyniym. JeĽdzili my po całyj Polsce. Wszyndzie karta wyndkarsko była ta sama.
Co byda Wom pisoł o Mazurach, o rzeczkach na Bieszczadach, o Dunajcu wele Żabna. Napisza Wom tako jedna ciekawostka, co som żech przeszoł, jak kiedy¶ my na wczasach byli pod namiotym ka¶ pod Kołobrzegiym nad rzekom Parsynta. Niy było to wtynczos żodno woda krainy pstronga i lipiynia.
Łojciec tam chytoł piykne szczupoki i wyngorze. Jedno co było na mojij gowie, to żywiec. Wajski tam pływały ale były bardzo kiepskie, ani sie niy spodziejesz, juz basisko pokazywała. Na pierona martwy żywiec? Łazili my to w gora rzeki to w doł, aż znod jo tako fajno woda. Wyglondała jak jaki stowek, fest zaro¶niynty. Były tam miejsca, kaj doly¶ć szło. Woda niy była cołkim głymboko. Czasym 1 meter abo i dwa. W zakolach połno żabich łoczek. To takie malućkie kółka zielone, jedno wele drugiego. Robi sie z tego dywan, i zaciepać tam frupka niy idzie. Mama kozała nom takie żabiory przinosić kaczkom, łone to lubiały stond wiedziłech, że tam musi być jako¶ ryba, bo u nos w takich to żabiorach fol karaskow siedziało.
Znodech małe oczko wolne łod żabiorow i zaciepuja tam glizda. Niy było głymboko i łod razu frupek ucieko pod woda. Pacza - karasek. No to mom do łojca fajnego żywca. Zaciepywać cza było fest daleko. Miołech problymy z trowom, bo ynges mi sie w nij motoł. Pomiyntejcie, że wtynczos trza było z bymbynka ynges na trowa ukłodać a potym ciepać zestaw. Jak ynges za trowa sie chycił, to robił sie taki kołtun, że potym niy szło go łodplontać. Boł na to sposób. Trza seblyc cwiter i położyć go na trowie. Potym na tyn cwiter ynges poukłodać tak, coby niy zaczepioł nic. No to już mogech ciepać dalij.
Roz za dużo tego yngesu mi sie ułożyło i frupek polecioł aż na te żabiory. Prasnoł z hukiym, zrobiła sie dziura ale frupek leżoł na tych żabiorach. Zanim ech nazod z cwitra ynges nawinoł na bymbynek, pacza a frupek pikuje pod żabiory. No to zacinom. Jak mi kijek wygiyno, to już ech wiedzioł, co mom ryba ale jako - niy. Myncza sie, ta rompluje jak gupio i muli woda aż sie żur robi. Wreszcie jom na siła ciongna. Ynges fest mocny gorzowski to sie niy boja. Wreszcie mom jom na brzegu. Jaki¶ dziwny kaper pełnołuski ino wonsow niy mo. Kieby niy boł taki srogi, my¶lołbych co to karach. Ale karachy som małe a niy takie wielkie. Leca z nim do łojca. Tyn podziwoł sie na niego i pado: - Kaj ty¶ takiego piyknego karacha wyciongnoł.
No to go prowadza. Łojciec zaczon tyż chytać. Łoba my na te karachy sie zasadzili. Ale my chytali na wolnym łoczku i same karaski brały. Łojciec je na żywca broł i sie cieszył, co takie fajne miejsce ech znod. Ale takiego wielkiego karacha niy było. Jaki¶ za¶ dziyń na karaski ech sie wybroł. Za¶ frupek za daleko roz poszybowoł i wpod w te żabiory. No i jak wtynczos za¶ karach wielki walnoł w glizda. Wtynczos ech sie kapnoł, kaj te karachy wielkie siedzom. Zarozki na drugo strona ech poloz i łod tyj wielkij łachy żabiorow zaczon jo wyndkować. Frupek przeciepołech na wolno woda i pomału ¶ciongoł na łacha. Jak frupek dobił do żabiorow, to żech czekoł. Niy cza było dugo czekać. Karachy tam już sie biły ło ta glizda, a jo mioł ich coroz wiyncyj.
Wyglondołech przi tym jak smolorz, cołki czorny, bo wszyndzie te żabiory sie czepiały. Łojciec kozoł mi do rzeki włazić w ciuchach i sie tam wyprać. Potym dopiyro zaczyli my normalne pranie. Dobrze, że to było lato.
Dzisioj połno takich stawikow i starorzeczy. Choćby takich jak pokozoł nom niydowno Docio. Ale skond łoni mieli wiedzieć kaj chytać ryby?
Old_rysiu
|
| |
|
| Komentarze są własnością ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialności za ich treść. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Rozważania starzika (3) (Wynik: 1) przez Czez dnia 17-09-2004 o godz. 12:17:41 (Informacje o użytkowniku | Wyślij wiadomość) | Ile to wód się naogl±dałem. Z ojcem często jeĽdzili¶my syrenka na ryby. Benzyna była bardzo tania i nie było problemów z jej zakupem. JeĽdzili¶my po całej Polsce. Wszędzie obowi±zywała ta sama karta wędkarska. Co Wam będę pisał o Mazurach, o rzeczkach w Bieszczadach, o Dunajcu koło Żabna. Napiszę Wam o jednej ciekawostce, która przeżyłem, jak kiedy¶ byli¶my na wczasach pod namiotem gdzie¶ koło Kołobrzegu, nad rzek± Parsent±. Nie była to wówczas żadna woda krainy pstr±ga i lipienia. Ojciec łowił tam piękne szczupaki i węgorze. Jedno co było na mojej głowie, to żywiec. Wzdręgi tam pływały, ale były bardzo kiepskie, ani się spostrzegłe¶ już pływały do góry brzuchem. Po cholerę martwy żywiec ? Chodzili¶my raz w górę rzeki, raz w dół, aż znalazłem fajn± wodę. Wygl±dała jak jaki¶ mocno zaro¶nięty staw. Były tam miejsca, gdzie można było doj¶ć. Woda nie była zbyt głęboka. Czasem metr, albo dwa. W zakolach pełno żabich oczek. To takie małe zielone kółka, jedno obok drugiego. Robi się z tego dywan i nie można zarzucić spławika. Mama kazała nam takie żabiory przynosić kaczkom, one je lubiły i st±d wiedziałem, że musi tam być ryba, bo u nas w takich żabiorach mnóstwo karasi siedziało. Znalazłem małe oczko wolne od żabiorów i zarzucam tam robaka. Nie było głęboko i od razu spławik ucieka pod wodę. Patrzę – karasek. No to mam dla ojca fajnego żywca. Zarzucać trzeba było bardzo daleko. Miałem problem z traw±, bo mi się w ni± żyłka pl±tała. Pamiętajcie, że wtedy trzeba było z kołowrotka (o szpuli ruchomej – przyp. Czez) żyłkę układać na trawie, a potem zarzucać zestaw. Jak żyłka zawadziła o trawę, to robił się taki kołtun, że nie było można go potem rozpl±tać. Był na to sposób. Trzeba było zdj±ć sweter i położyc go na trawie. Potem na tym swetrze układało się żyłkę, tak aby o nic nie zaczepiała. No to już mogłem rzucać dalej. Raz ułożyło mi się tej żyłki za dużo i spławik poleciał za daleko aż na te żabiory. Uderzył z hukiem, zrobiła się dziura, ale spławik leżał na tych żabiorach. Zanim z powrotem ze sw
Przeczytaj dalszy ciąg komentarza... |
|
|
|