Największe jezioro w Polsce. Powierzchnia ponad 11 tysięcy kilometrów kwadratowych wielokrotnie "pochłania" jeziora, na których do tej pory łowiłem. Niesamowicie duże szczupaki tam żyjące, ogrom przestrzeni, wyspy, wiecznie sfalowana woda, wszystko to kojarzyło mi się tylko z jednym jeziorem – ze Śniardwami.
Wcześniej znałem je jedynie z książek, czasopism i raz czy dwa obok niego przejeżdżałem. Nasłuchałem się jednak wiele wędkarskich opowieści. Udało mi się, nie wiem jakim cudem, umówić z Asknetem na ponad tygodniowy pobyt wędkarski nad wspomnianym jeziorem. Umówieni byliśmy na początek czerwca.
Wymyśliłem sobie organizacyjnie, że aby wilk był syty i owca cała, córka z babcią pojadą do Hajnówki w odwiedziny do dalszej rodziny, a ja stamtąd pojadę do Niedźwiedziego Rogu. Wyjechaliśmy wcześnie rano. Pierwszy etap podróży 460 km jakoś przeleciał. W Hajnówce zrobiłem jeszcze zakupy, pożegnałem się z córką i babcią. Z dalszą rodziną, za jednym zamachem powitałem się i pożegnałem oraz przyjąłem kurs na Mazury. Po drodze zahaczyłem o Łomżę, gdzie po krótkim spotkaniu z Siudakiem, wzbogaciłem się o świeżą porcję woblerków .
Przejeżdżając kolejne 206 km dotarłem... No właśnie. Zapomniałem wspomnieć, że od rana wymieniałem informację poprzez SMS-y z Asknetem o rozwoju wypadków. Asknet z Czarkiem mieli po drodze do załatwienia jeszcze sprawę silnika, ja natomiast w okolicach, przez które jechałem, nigdy wcześniej nie byłem. Dzięki SMS-om i mapie samochodowej leżącej na przednim siedzeniu, szybko określałem pozycję swoją w stosunku do jadących z Warszawy kolegów. Zrobiło się ciemno i ostatnia wiadomość kazała mi czekać na skrzyżowaniu w Wejsunach, tuż nieopodal Niedźwiedziego Rogu.
- Gdzie on polazł, kawę miał mi zrobić!
Długo nie czekałem. Po około 15 minutach nadjechali Asknet z Czarkiem i do miejsca docelowego jechałem już tuż za ich zderzakiem. W porcie byliśmy około godziny 23:00. Panująca ciemność i usytuowanie portu z dala od jeziora, nie pozwoliło mi ujrzeć Śniardw, których widoku od wielu miesięcy nie mogłem się doczekać. Zabraliśmy się za rozbijanie namiotu, gdyż rosa zaczynała ogarniać wszystko i panowało dość przenikliwe zimno. Po usunięciu deski spod podłogi namiotu, pożegnaniu się z Czarkiem, który nocował w Piszu (pobliskiej miejscowości), udaliśmy się spać. Dodam jeszcze, że przed snem wręczyłem Asknetowi zatyczki do uszu (stopery), aby chłopak się wyspał i nie budził mnie w nocy z powodu buszujących po okolicy niedźwiedzi.
- Echo, GPS, kamera podwodna, zapasowe akumulatory, uchwyt do echa... a wędek nie widziałeś?
Ranek słoneczny i dość ciepły wygonił nas dość szybko z namiotu. Czekaliśmy na Czarka, gdyż czekało nas zwodowanie, zimującej jeszcze do tej pory na brzegu łódki . Około godziny 10 byliśmy gotowi do wypłynięcia. Silnik na wolnych obrotach pchał nas kanałem portowym w stronę jeziora. Moment wyjścia na otwartą wodę zapamiętam do końca życia. Jezioro było piękne! Nie umiem tego opisać, trzeba to samemu zobaczyć. Ogrom przestrzeni był nie do opisania. Podziw przerwał mi gwałtowny zryw i ryk silnika. Zacząłem bardziej się trzymać burt niż rozglądać, gdyż łódka zaczęła nabierać dużej prędkości.
Opisując szczegółowo wszystkie dni pobytu nad Śniardwami zanudziłbym Was, więc pokrótce pozwolę sobie opowiedzieć o najciekawszych wydarzeniach. Czarek był tylko w sobotę i niedzielę, musiał niestety wracać do pracy, bo jak ktoś kiedyś powiedział - „pracować musi ktoś, by łowić mógł ktoś”.
- Ja już złowiłem, Wy przestańcie się w kamerę patrzeć to też złowicie!
- Rób szybciej tę fotę bo szczupak przestaje oddychać!
Kolejne dni mieliśmy podobne. Rano pobudka, zawsze troszeczkę później niż planowaliśmy wcześniej. To zjawisko zasypiania musi być zbadane przez specjalistów, gdyż imaliśmy się różnych sposobów z nim walki lecz bezskutecznie. Szybka kawa i przygotowanie łódki do wypłynięcia zajmowało nam parę minut. Łowiliśmy do wieczora, po powrocie do portu resztę dnia spędzaliśmy najczęściej w sąsiedniej miejscowości posilając się zawsze w tej samej restauracji. Dodatkowo robiliśmy zakupy prowiantu i benzyny. Co do tej ostatniej stwierdziliśmy, że rzeczywiście nie wszystkie dystrybutory dobrze pokazują odmierzaną ilość paliwa, całe szczęście jednak, że w tym przypadku było to na naszą korzyść.
Miejscowi, szczupaki o długości równej szerokości pomostu nazywali "MAŁE"!!
W których miejscach jeziora głównie łowiliśmy? Ano chyba łatwiej byłoby mi napisać, w których nie. Wcześniej zapoznając się teoretycznie z jeziorem nie sądziłem, że obszarem naszych wędkarskich eksploatacji będzie taka duża jego część. Przy dużym i szybkim silniku miejscówki oddalone od siebie pięć i więcej kilometrów były w naszym zasięgu. Dobrze jest znać wodę na tyle, aby się na niej orientować. Co do Śniardw byłem pełen podziwu dla Askneta, że czuł się na nim jak ja na swoim (w porównaniu ze Śniardwami) bajorku. Ryb szukaliśmy głęboko i płytko. Staraliśmy się ustalać wcześniej plan miejscówek na dzień i odwrotnie, jak z porannym wstawaniem, byliśmy w planie konsekwentni.
Buja łódką i odczyt na wadze skacze... pomiędzy 3 a 12 kg.
Dziwiło trochę jezioro, gdyż o tej porze roku dość mało było świeżej roślinności podwodnej. Mimo panującego upału woda nie była zbyt ciepła, a świecące słońce i bezchmurne niebo nie wpływało zbytnio na brania czy współpracę ryb. Mimo to jakieś tam ryby gościły na naszym pokładzie i to mimo wszystko nie tylko w wymiarze typowo konsumpcyjnym. Co do naszego menu ryby w nim nie gościły, a posiadana patelnia służyła nam jedynie do smażenia jajecznicy.
Taka fala była na Śniardwach! ;-)
- Wiesz, lubię trzymać ryby do zdjęć, bardzo lubię!
Ciekawą przygodę mieliśmy jednego dnia. Z powodu tego, iż pływanie łódką z Asknetem jako sternikiem powodowało dokuczliwe zimno, poubierani byliśmy jak w listopadzie. Stając na miejscówce, jednak mimo upału nie rozbieraliśmy się. Po paru rzutach następowała zmiana miejscówki co zmuszałoby nas do ciągłego zakładania i zdejmowania ciuchów. Przepływające obok nas żaglówką towarzystwo w strojach toples było niezmiernie zdziwione naszymi ubiorami.
- Teraz szybko płyń i przyprowadź rodzeństwo, jedzenia mamy dla wszystkich!
A to z dedykacją dla Siudaka?!
W piątek wieczorem dostałem telefon, że moja córeczka zaczęła tęsknić. Nie była nigdy tak długo bez taty i mamy, więc swoją przygodę z rybami musiałem zakończyć. Rano dojechał PiECIA, wcześniej planowaliśmy w weekend łowić we trzech, ale jak już wspomniałem, musiałem wracać do domu. Asknet i PiECIA byli jeszcze dwa dni. Sam tylko chyba wiem jak ciężko było mi patrzeć gdy odpływają, jak trudno wsiąść do samochodu i zapuścić silnik...
- Trzymajcie się i połamcie wędki!
Ostatnie spojrzenie... zazdrościłem im. Piecia i Asknet to wspaniali kumple!
Wszystko co przeżyłem na Śniardwach zawdzięczam pośrednio Pogawędkom Wędkarskim. Dzięki nim poznałem Askneta, najpierw wirtualnie później realnie, na zlocie, którym to po raz pierwszy podaliśmy sobie dłonie. Dzięki jego opowieściom o mazurskim morzu zapragnąłem je zobaczyć, co jak sami widzicie się spełniło. Bezpośrednio swoją mazurską przygodę zawdzięczam Asknetowi. Dziękuję Ci Radku, że zabrałeś mnie, że wytrzymałeś moje marudzenie, chrapanie i towarzystwo. W każdym razie przepadłem zauroczony Śniardwami i potwierdzam swoją obecność w Niedźwiedzim Rogu na początku czerwca 2005 roku.
Jarbas