Sacha napisał
Po wizycie towarzyskiej w Drwalewie, jadę nad Wisłę poszukać miejsca, w którym byłem rok temu. Nad rzek± sporo ludzi, ale tam gdzie się kieruję mam nadzieję nikogo nie zastać. Dwa razy niewła¶ciwie skręcam, wertepy jak szlag ale szoruj±c mich± i zawieszeniem po darni dojeżdżam na miejsce.
Pod drugim brzegiem stoj± barki wyładowane faszyn±. Miejscówka trochę zmieniona. Jest jako takie zej¶cie ze skarpy, a główka widać, że jest w naprawie, gdyż leż± nowe "materace" z faszyny i na tym trochę nowych kamieni. Dwa przelewy jednak pozostały, pewnie nie na długo, naprawi± to i wtedy będzie można się dostać na star± opaskę kamienn±, która jest czym¶ po¶rednim między opask± a wysp±.
Ze skarpy widzę kształt ryby, jakie¶ 30 - 35 cm kleń albo boleń. Co jaki¶ czas drobnica pryska na boki, co¶ się chlapie ale nie s± to kolosy. Dobra, powalczymy o pierwszego w życiu klenia albo bolenia na spinning. Zakładam woblera i posyłam go za przelew. Rzucam za przelew, rzucam na spokojn± wodę, rzucam wzdłuż główki, no nic, może im kolorek nie odpowiada?
Widzę, że ta uciekaj±ca drobnica to taka bardziej drobnicunia, najmniejsze co mam to woblery Lucka chyba maj± po 3 cm. Piękne nie s±, widać że ręczna robota, nie maja hologramów ani napisów na sterze. Zakładam szarego i prowadzę pod nogami żeby zobaczyć jak toto pracuje. Ano pracuje i to całkiem fajnie, drobniutka i szybka akcja, może będzie dobrze.
Pierwszy rzut pod brzeg, kilka następnych, kolejny rzut w przelew, woblerek wychodzi z rw±cej wody na spokojna i jak cos nie walnie!!! O w mordę!!! To musi być piękny kleń albo rapa, ryba wali mi pod nogi i chce się wbić w faszynę, znaczy kleń bo ponoć one tak robi±, że uciekaj± w brzeg. Dobrze, że mam 3 m Light Destroyera i staram się nie wpu¶cić go w materac. Ryba odchodzi od materaca i kieruje się w stronę nurtu. Dokręcam lekko hamulec, żyłka 0,18 mm, trzeba chyba uważać a klenisko zawróciło i znowu pcha się w faszynę, staram się go utrzymać z daleka od tego, bo jak wlezie tam to za "chińskiego boga" go nie wyjmę.
Staram się go utrzymać na jak najdalej na wyci±gniętym kiju a ten z uporem maniaka pcha mi się pod nogi. Już się widzę z kleniem nie do pobicia przez następne 25 lat na PW jako łowca klenia. Chciałem sobie poprawić pozycję, żeby łatwiej mi było utrzymać go z daleka od faszyny i nóżka mi się omsknęła, narobiłem hałasu, więc ryba sama od faszyny odpłynęła ale za to w jakim tempie! Zabawa trwała już chyba ok. 10 min a klenisko było z 15 - 20 m od mnie i nie za bardzo chciało współpracować. Pływał sobie przy dnie ale już dalej nie uciekał. Zacz±łem próby doholowania go do podbieraka, z oporami ale szedł, co¶ tam jeszcze szarpn±ł, jaki¶ króciutki zrywik i 3 - 4 m od kamieni zobaczyłem tuż pod powierzchni± faluj±cy czarny ogon.
To nie jest kleń! To jest sum!!! Jeszcze minuta, może dwie i suma widzę w całej okazało¶ci -ma ok. 1metr długo¶ci. Podbierak na tak± rybę jest za mały, gdzie¶ kiedy¶ czytałem o chwycie za szczękę. Kciuk w pysk, palce od spodu i sum wyjeżdża na kamienie. Podbierak się jednak przydaje, ma miarkę.
Według miarki wychodzi 102 - 103 cm czyli ma wymiar. Nie powiem żebym go nie widział "oczami wyobraĽni" na patelni, ale wtedy nie mógłbym się nim pochwalić a poza tym miał bardzo duży brzuch co mogłoby sugerować samice przed tarłem. Licz±c na to że mi Natura to wynagrodzi rybę uwolniłem. Natura bywa jednak trochę wredna bo wynagrodziła mi to kilkaset metrów poniżej 47 cm sandaczem czyli niewymiarkiem.
Muszę przyznać, że jest co¶ w tym C&R, miło jest popatrzeć jak ryba odpływa ale po 01.07 na bank skończyłaby na patelni albo w wędzarni. Miał być pierwszy kleń albo bolek na spina, wyszło co innego ale też pierwszy sum na spina a na dodatek pierwszy wymiarowy wyholowany.
Sacha