No i pojechali¶my. Wujo, Jacek, Maciek, Siudak, Jjjan i ja. Otworzyć sezon na Kalejtach. A oto, co nas tam spotkało...
Po ¶niadaniu w Augustowie i zrobieniu zapasów żywno¶ciowych pognali¶my w pi±tkowe przedpołudnie na kwaterę. Po niedługiej chwili byli¶my już na wodzie, nie licz±c specjalnie na jakie¶ rewelacje w samo południe upalnego dnia.
Bliżej wieczoru zaczęły się pierwsze brania. Tu i ówdzie co¶ zaatakowało nasze przynęty. Najpierw same króciaki, a potem ich ciut starsi bracia. Wujo drapn±ł 56-centymetrowego szczupaczka i z t± niewielk± ryb± został łowc± dnia.
Ilo¶ciowo pokonał wszystkich Siudak, który złowił kilka miarowych, ale mniejszych.
Wieczorem doł±czył do nas nowy kolega - Jjjan i wspólnie wyskoczyli¶my na dwie godzinki nocnego łowienia przy ognisku. Niestety przy tak przenikliwym zi±bie ryby odmówiły współpracy.
Ranek okazał się dla mnie do¶ć owocny. Szanowna małżonka w błogosławionym stanie złożyła zamówienie na szczupaka, a że ciężarnej kobiecie się nie odmawia, dałem upust mięsiarskiej ż±dzy. Wypłyn±łem koło siódmej, by po dziewi±tej zameldować przez telefon zaspanemu Jackowi, że mam już komplet ryb na pokładzie i zamykam łowy. Okazów nie było, ale największy, 59-centymetrowy grubasek potrafił już uradować swoj± ¶wiec± nad wod±.
Wieczór pod względem ryb wypadł dużo słabiej, ale praktycznie każdy zaliczył jak±¶ rybę. Do¶ć regularnie łowił Jjjan, który przy każdym wypłynięciu łowił wymiarowego szczupaka. Trochę ambicji dodała nam wiadomo¶ć o "dwójce" i "trójce", złowionych przez innych wędkarzy. Nam się jednak to szczę¶cie nie trafiło.
Sobotniej nocy musiałem opu¶cić zacnych towarzyszy połowów, którzy w niedzielę rano nie odpu¶cili kalejtanusom. O ile mi wiadomo, każdy zaliczył po rybie. A brały one na bardzo wymy¶lne przynęty...
I tak, w miłym towarzystwie, szybko min±ł weekend. Sezon kalejtański został otwarty. Potwierdziło się spostrzeżenie, że tamtejsze szczupaki wyszły spod jednej matrycy. Naprawdę dużo jest drobnych esoxów, ale bardzo trudno upolować większ± rybę. Cóż - taki urok tej wody - gdy się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Teraz kierunek Szwecja i jezioro Asnen. To zupełnie inna bajka, o której mam nadzieję zaraz po powrocie szerzej napisać.
Esox
fotografie autorstwa uczestników wyprawy