W bardzo czystej morskiej wodzie promienie świetlne docierają na głębokość 1100 m, a światło księżyca w pełni rozjaśnia wodę do głębokości 600 m.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 529
Zalogowani 0
Wszyscy 529
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(380622) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(380622) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(380622) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(380622) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
biorą : ...(59426) Apr 03, @ 09:01:48
krzysztofCz: To prawie wieczność...
mam nadzieję, że
dożyjemy do następnej
zbi ...(380622) Apr 03, @ 08:58:12
lecek: Byliśmy w Ustroniu.
Dwa dni wędkowania w
Wiśle. Na miejscu
okazał ...(59426) Apr 02, @ 19:02:39
jjjan: Wpłaciłem za następne
dwa lata.
Są dwie faktury, każda
za rok. N ...(380622) Apr 02, @ 17:57:24
jjjan: Wszystkim wszystkiego
dobrego ...(165) Mar 30, @ 08:46:37
krzysztofCz: Święta już za pasem
więc... Wszystkim
życzę zdrowych,
wesołych, R ...(165) Mar 29, @ 17:25:48
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Z pamiętnika wędkarza - cz. 5
Opublikował 09-02-2004 o godz. 07:25:00 Docio |
wykrzyknik napisał
Nad Wieprzem dzień trzeci
Wieprz odebrał mi wszystkie pieczołowicie zbierane przynęty, jedyne co mi się ostało to kilka wahadłówek otrzymanych od wujka. Trzeciego dnia rano wstałem bardzo wcześnie i już miałem wychodzić nad rzekę, gdy w drzwiach staną wujo i powiedział:
- Za polem jest mały staw sąsiada, ma tam liny i karpie, musisz uważać żeby cię nie złapał. Dał mi bambusową wędkę i kawał chleba.
Nie myśląc długo odstawiłem spinning i podekscytowany poszedłem przez pole nad mały stawik. Znalazłem go bez problemu choć wody w nim zbyt wiele nie było. Długi był na jakieś pięć może sześć metrów i szeroki w najszerszym miejscu na cztery. Typowe oczko. Zarośnięte w siedemdziesięciu procentach liliami i trzciną. Przycupnąłem sobie nad brzegiem i zrobiłem ciasto z chleba. Mgła nad polami była gęsta i zimna. Otulała mnie ze wszystkich stron potęgując moje podniecenie. Rozglądałem się dookoła w poszukiwaniu cienia człowieka. Gotów do natychmiastowej ucieczki z miejsca zbrodni. Serce waliło mi jak oszalałe, jakby wiedziało, że za moment stanie się coś złego. Jednak nikt się nie zbliżał było cichutko, spokojnie.
Zarzuciłem zestaw z malutkim spławiczkiem w oczko między wielkimi liśćmi. Okazało się, że woda jest tu głęboka na jakieś półtora metra ale już kawałeczek dalej robiło się bardzo płytko. Spławiczek stanął nieruchomo a ja rozglądałem się na boki. Przywarłem do ziemi jeszcze mocniej. Wtopiłem się w otoczenie, zniknąłem. Byłem kawałkiem pola, trzciną, liściem.
Spławik drgnął, powoli odpłynął w lewo i zniknął. Zaciąłem i poczułem miły opór. Wyciągnąłem z wody ślicznego karasia. Nie był wielki ale nadawał się do zjedzenia więc wsadziłem go do siateczki i wpuściłem do wody. Obejrzałem się przez ramię czy nikogo nie ma i spokojniejszy już, pełen nadziei na następne branie wpuściłem zestaw do wody. Przycupnąłem skulony i zapaliłem papierosa. Spławik znowu zatańczył i zniknął, przyciąłem i kolejny karaś był już w siateczce. Po godzinie miałem ich już koło dziesięciu.
Rozmarzyłem się, zagubiłem gdzieś w pieśni świerszczy i szumie wiatru. Zapragnąłem być małym ptakiem, lecącym w przestworzach ponad bezkresnymi połaciami ziemi. Lecieć ponad rzekami i jeziorami. Oglądać z góry malutkich ludzi i zwierzęta. Byłem ptakiem, wolnym, rozmarzonym ptakiem. Nagle spławik gwałtownie zniknął, kij wygiął się a maleńki kołowrotek zaczął się kręcić. Bambus zatrzeszczał, złapałem za kołowrotek i przytrzymałem go palcami. Ryba wpłynęła w zielsko jednak już po chwili dała się wyciągnąć na wolne od zawad miejsce. Kręciła się raz w lewo raz w prawo a bambus mojego wujka trzeszczał niemiłosiernie. W końcu ryba osłabła a moim oczom ukazał się piękny złocisty karp. Pochyliłem się i chwyciłem go. Był wspaniały, tłuściutki. Radość mnie rozpierała, byłem dumny i strasznie szczęśliwy. Włożyłem moją wielką zdobycz do siatki i zamarłem w bezruchu.
Usłyszałem czyjś głos, nawet dwa. Boże, serce mi stanęło. Uciekać, ale którędy, dokąd? Chwila konsternacji , głosy z lewej, uciekam w prawo przez pola do wuja. Pochylony jak lampart sunąłem bezszelestnie wśród wysokich traw. Pędziłem jak duch trzymając w dłoniach siatkę pełną ryb i wędkę wuja. Spławik dyndał gdzieś za mną, w powietrzu, a ja biegłem ile sił w nogach. Dopadłem drzwi chałupy, zdyszany i zlany potem. Trząsłem się jak osika. Opowiedziałem mu całą historię a ten zaczął się śmiać. Powiedział mi, że to był inny sąsiad i szedł upolować krowę. Obejrzał moje ryby i pogratulował połowu.
-Przydałby się jeszcze jeden taki karpik na obiad - powiedział.
Zanim poszedłem po drugiego karpia zjadłem śniadanie i chwilkę ochłonąłem po szaleńczej ucieczce. Zabrałem wędkę i nowy kawał chleba bo stare ciasto zostało w trawie nad stawikiem. Na miejsce dotarłem niczym ryś, jak stary, zaprawiony w bojach myśliwy. Zająłem swoje stanowisko i bezszelestnie wpuściłem zestaw do wody. Na pierwsze branie nie musiałem długo czekać, jednak tym razem na wędce zadyndał mały linek. Potem płotka i kilka karasi. Po czym zrobiło się cicho. Woda zamarła, mgła rozmyła się całkowicie a na niebie pokazały się jaskółki. Niebo było piękne, błękitne i wolne od najmniejszej chmurki.
Wtem spławik położył się na powierzchni, zatrząsł i powoli zniknął pod wodą. Przyciąłem, a kij wygiął się natychmiast, kołowrotek obracał się i boleśnie obijał mi palce małą, plastikową korbką. Spławik zniknął gdzieś pod lustrem wody a żyłka wysnuwała się bardzo szybko. Ryba nie mogła odpłynąć daleko jednak mogła poplątać dosyć cienką żyłkę o podwodne rośliny. Ręce rozedrgane, miękkie kolana, ciśnienie strasznie wysokie - ostra jazda. Udało się, ryba wypłynęła na otwartą wodę jednak po chwili wbiła się w zielsko po drugiej stronie. Wyciągnęła kolejny kawałek żyłki i stanęła. Co robić? Szarpać, ciągnąć? Bałem się, że zaraz pęknie i będzie po wszystkim. Jednak ruszyła się, na powierzchnię wypłynęły porozcinane żyłką rośliny. Ryba słabła a ja byłem coraz bardziej podekscytowany. Jeszcze chwilka i większy karp pokazał się pod powierzchnią. Już tylko jeden odjazd i mam go w ręku. Teraz dopiero byłem szczęśliwy. Ten karp był dwa razy większy od poprzedniego i o wiele ładniejszy.
Zabrałem swojego karpia, dwa liny i poszedłem spokojnie do chałupy. Szedłem prawie wyprostowany paląc papierosa. Byłem zwycięzcą. Nie myślałem nawet o możliwości dostanie kilku razów po plecach od sąsiada. Miałem więcej szczęścia niż rozumu bo ani na sąsiada ani na nikogo innego się nie natknąłem.
wykrzyknik
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez legolas dnia 09-02-2004 o godz. 16:00:26 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | hmmmm..... no i co tu powiedzieć...????.....nie dość, że taki młody (przynamniej na zdjęciu) i już pali, to na dodatek jeszcze kradnie sąsiadowi ryby...czym tu się chwalić i po jaką ch.....rę to publikować? Podpis brzmi:opublikował Docio. Dociu na litość ..... po co to publikowałeś? Mam się zachwycać jak ktoś kradnie opisując to jako najnormalniejszą w świecie rzecz,pełną zachwytu i emocji, popieraną przez wuja i niewiadomo kogo jeszcze? Niesmak....... |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez radwan (radzia21@wp.pl) dnia 09-02-2004 o godz. 16:09:16 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Fajne opowiadanie. Przypomina mi sie mój pobyt nad pewnym jeziorem kilka lat temu, gdzie płyneła rzeczka z ładnymi pstrągami. Oczywiście uprawnień na nie nie miałem, ale wiadomo że "łebki" ciągnie w zakazy i poszedłem łowić. Złowiłem pierwsze tęczaki(wróciły do wody) ale zaskoczył mnie niemiły widok kontroli:)... Po ucieczce przez las w samych slipkach nie zostałem pojmany...jedynie rany na nogach goiły się tydzień...Kończe co bym nie przynudzał:) |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez wykrzyknik dnia 09-02-2004 o godz. 20:16:52 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.wykrzykni.iportfolio.pl | Po przeczytaniu komentarza napisanego przez Legolasa zmuszony jestem napisać sprostowanie. Tekst Z pamiętnika wędkarza 5 napisałem dość ekspresowo. Cała ta historia ma zakończenie któregoitu nie opisałem z kilku powodów. Po pierwsze nie pomyślałem o tym że musze ją opisywać gdyż dla mnie było oczywiste że to co napisałem wygląda troszkę inaczej. Po drógie nie chciałem robić strasznie długiego opowiadania z kilkoma wątkami. Cała historia kończy się tak: Wieczorwem po powrocie do domu wyszło szydło z worka. Gdy wszedłem do domu wszyscy jak jeden mąż parskneli śmiechem. Okazało się że wujo miał ugadane zezwolenia dla mnie na łowienie na sąsiada wodzie. Będąc jednak dowcipnisiem nie poinformował mnie o tym . Dowcip udał mu się znakomicie bo bałem się strasznie. Opowiedział więc wszystkim jak wyglądałem i jak pędzięłm przez pola na złamanie karku a on śmiał do łez. Śmiali się wszyscy. Jeśli zniesmaczyłęm jeszcze kogoś, to mam nadzieję że jego niesmak po tym sprostowaniu nie co zmaleje i sam będzie się śmiał tak jak i śmiał się i muj wujo i sąsiad, z całej tej historii. Zawsze myślałem że zadaniem Duszpasterza jest kierowanie zbłakanych owieczek na drogę prawdy a nie ścinanie głów czarownicom. |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez legolas dnia 10-02-2004 o godz. 00:48:29 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | "Com napisał, napisałem". Koniec moich komentarzy w tej sprawie. |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez wykrzyknik dnia 10-02-2004 o godz. 00:54:13 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.wykrzykni.iportfolio.pl | Napisałem przygodę trzynastolatka, który zapamiętał to zdarzenie na długo. Nie uważam że mam się tu czego wstydzić. Trudno wymagać od trzynastolatka bycia alfą i omegą. Moim jedynym bęłędem w całej tym zamieszaniu był brak opisania całej historii do końca. |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez wykrzyknik dnia 10-02-2004 o godz. 01:19:40 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.wykrzykni.iportfolio.pl | Sens tego opowiadania leży nie w tym że młody chłopak idzie dumny polem bo ukradł komuś ryby. Prawdą jest tu to iż mlody człowiek skusił sie na możliwość łowienia karpi w urokliwym miejscu. Idzie dumny bo złowił największego w swoim życiu karpia, złowił go bambusowym kijem, cienką jak włos żyłką. Wyją go z wody ręką i z tego jest dumny. To sprawia że zapomina o Bożym świecie i nie dociera do niego to czy robi coś źle czu dobrze on poprostu łowi i jest szczęsliwy. |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez old_rysiu (szreter@interia.pl) dnia 10-02-2004 o godz. 08:12:41 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Przeczytałem wspomnienie. Przeczytałem komentarze. Coż mam powiedzieć. Wykrzyknik - nie tłumacz się. Jakim teraz jesteś i co nauczyło Cię takie a nie inne postępowanie - wszyscy widzą. Nie byłem inny. Twoje wystepki to mały kawałeczek tego, co ja potrafiłem robić, aby spotkać się z rybą. Czy teraz jestem tym samym człowiekiem? Legolas - popatrz na siebie. Ile teraz masz lat? Czy podzieliłeś się z nami takimi wspomnieniami? Mam nadzieję, że zauważyłeś pewne prawidła. Widzę to po sobie, teraz Wykrzyknik robi to samo. To właśnie my - wyjęci spod prawa smarkacze - teraz piszemy dla Was teksty. Mamy o czym pisać. Jak dobrze zauważył Docio, dziecinne przygody z wędką nie można zaliczyć do przestępstw. |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez Plastik dnia 10-02-2004 o godz. 14:53:03 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Bardzo dobry tekst, z reszta jak wszystkie poprzednie części pamiętnika! Niecierpliwie czekam na następne!!! |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez Marek_b (sergie@poczta.onet.pl) dnia 11-02-2004 o godz. 00:47:21 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Wykrzyknik, też kiedyś łowiłem karpie na stawie w parku Krasickich w Krasiczynie. Złowiłem pięknego karpia, olbrzymiego, walecznego... i cieciu mnie przydybał. Rybę wypuściłem, ale co miałem radości i emocji przy tym, to moje - nie z powodu ciecia, ale kontaktu z piękną rybą.
Jak wam kiedyś napiszę co robiłem, to niektórzy posiwieją... ;) :) |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez Esox dnia 11-02-2004 o godz. 04:21:41 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Oldi - nie do końca ma rację. Przestępstwo jest zawsze przestępstwem, a wykroczenie jest zawsze wykroczeniem, niezależnie od wieku sprawcy. Tyle tylko, że różnie się je rozpatruje i różne są okoliczności, które wpływają na wagę sprawy. Racja - każdy z nas miał jakieś grzeszki na sumieniu. Ale nie każdy z nas się tym chwali. Dlaczego? Dlatego, że jesteśmy hipokrytami?
Otóż nie. Ja się nie chwalę - bo uważam, że nie ma czym. Dziecięce wybryki, dzisiaj, z perspektywy czasu, są zabawne. Ale zabawne są tylko dla mnie i dla osób, które mnie znają i doskonale wiedzą, jakie wyciągnąłem nauki z tamtych czasów. Natomiast dla każdego człowieka, stojącego z boku taki tekst może mieć niejasny wydźwięk. Gdybym nie znał Wykrzyknika osobiście - tak jak go nie zna Legolas - odczytałbym przesłanie tekstu następująco: "jak byłem mały to kłusowałem i wiecie co - to było super przeżycie, do którego wracam z sentymentem". A to z kolei jest fatalną pożywką dla innych młodych, którzy czytając PW, powiedzą: "aha, widzicie, chłopaki z PW mogli kłusować za łebka - to i my możemy".
Można znaleźć tu analogię z wychowywaniem dzieci. Jak coś zrobią źle - mimo, że często to jest drobiazg - rodzice zawsze powiedzą dla zasady parę słow. Nie będą się zaś chwalić: "słuchaj synek - nie przejmuj się, tatuś i mamusia robili to samo i świetnie to wspominają".
Jestem w stanie zrozumieć, że osobie nie znającej Wykrzyknika mogło zabraknąć w tekście czegoś w stylu "było to niezłe przeżycie dla smarka, którym wtedy byłem - ot jeden z wybryków, który nauczył mnie tego a tego". Bez takiego wyjaśnienia, bez znajomości autora, dla obserwatorów nie zaangażowanych bezpośrednio w życie PW, ten tekst nie jest niczym innym jak pochwałą młodzieńczego kłusownictwa. I co gorsza, za przyzwoleniem ówczesnego opiekuna młodego wędkarza. A dzisiaj także za gromkim przyzwoleniem kolegów, także tych, którzy przy innych akcjach krzyczą "zajebać kłusola".
Nie moi drodzy - nie nawołuję do linczu Wykrzyknika. Znam go i wiem, że jest to człek prawy, zaś
Przeczytaj dalszy cišg komentarza... |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez legolas dnia 12-02-2004 o godz. 00:45:44 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Pisać nie pisać...... sam już nie wiem? Miałem już nie komentować tej sprawy ale słowo jeszcze rzec muszę.
Czytam i czytam ten mój - nieszczęsny z punktu widzenia całej tej kłótnio-dyskusji - komentarz i nijak nie widzę w nim tego o czym tu wyżej wre dysputa. Nie oceniłem, ani nie miałem nawet takiego zamiaru, osoby Wykrzyknika, tym bardziej nie widzę tam potępienia jego osoby z mojej strony. Nie wzywam do linczowania autora ani palenia jego osoby na stosie czy czegoś w tym rodzaju, ponieważ mimo że osobiście go nie znam to jednak za czarownice też go nie uważam..... o grzechach i Bogu też tam nic nie było więc też nie rozumiem wycieczek niektórych osób w tym kierunku......Wykrzyknik nie tłumacz się bo nie ma takiej potrzeby, jeśli poczułeś się do tego zmuszony w jakikolwiek sposób moją osobą, wypowiedzią czy rykoszetem wywołanej przeze mnie dyskusji to wybacz mi - nie miałem takiego zamiaru.
Wartość moralna czynu wyznaczana jest przez prawo naturalne i decyzję wolnej woli człowieka i jako taka, nie podlega zmianie (chociaż jest kilka kategorii czynów moralnie złych z samej swej istoty, ale mniejsza o to w tym miejscu). Natomiast ocena moralna samej decyzji człowieka po refleksji i upływie czasu a tymbardziej osoby, to już zupełnie inna historia..... (poza wypadkiem oczywiście, gdy osoba identyfikuje się niezmiennie z czynem). Kwalifikacja moralna czynu nie zależy od prywatnego zdania osób, tego czy coś się komuś podoba czy nie lub też od tego czy większość popełnia dany czyn.... ponieważ każdy z nas coś tam w tym temacie przeskrobał to można przewartościować jakieś tam konkretne postępowanie z niepoprawnego na dobre. Tego argumentu używają nieomal wszyscy dyskutanci.
Ponieważ aż dwie osoby widniejące na dole strony w składzie redakcji użyły pewnego argumenty aby mi powiedzieć, czy zasugerować między wierszami abym nie komentował krytycznie artykułów lub treści w nich zawartych, ponieważ sam takowych artykułów na PW nie popełniam, a te publikowane się redakcji podobają w przeciwieństwi
Przeczytaj dalszy cišg komentarza... |
|
|
Re: Z pamiętnika wędkarza - cz. 5 (Wynik: 1) przez sandal dnia 15-02-2004 o godz. 00:16:26 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Będe ostatnim który rzuci kamień , a i rzucać go nie mam zamiaru. Nie jest to tekst do zachęty , uważam go raczej jako super tekst do refleksji szczególnie polecam młodym wędkarzom , tym którzy się ucza dopiero wędkarstwa , zresztą uczymy go sie wszystcy cały czas .. |
|
|
|