Polak Weekendziak lubi wypoczywać nad wodą. Kocha muzykę i nie lubi się z nią rozstawać. Polak Weekendziak jest też propagatorem muzyki i stara się za wszelką cenę podzielić się swoimi doznaniami estetycznymi, płynącymi z hobby słuchacza, z resztą narodu. Przede wszystkim zaś z tymi ignorantami, którzy miast łechtać bębenki uszne miłym pomrukiem pulsacyjnych basów, zamykają się na to, co jest wporzo, wypaśne i cool.
Polak Weekendziak zazwyczaj żyje stadnie. W piątkowe popołudnia wsiada do swojego samochodu w towarzystwie towarzystwa i łącząc się w pary, grupy a następnie stada, posuwa się powoli przez kilka godzin na trasach wylotowych większych miast, obierając najczęściej jako cel wędrówki miejsce, do którego normalnie dotrzeć można w pół godziny.
Największe populacje Polaka Weekendziaka występują w okolicach wód, okresowo lasów, także na poboczach - nomen omen - ruchliwych szos. Miejsca masowego pojawu Polaka Weekendziaka charakteryzują się dodatkowo dużym stężeniem C2H5OH w powietrzu, bo w końcu Polak Weekendziak ma to we krwi. A ponadto wysoką wartością parametru, zwanego "umca-umcaryzacją terenu".
Życie Polaka Weekendziaka wyznacza bowiem rytm. Im bardziej jednostajny - tym lepiej pozwalający na machinalne wykonywanie pewnych rytualnych czynności. Uduchowionych - jak przechylanie głowy do tyłu z dłonią trzymaną przy ustach i wyprostowanym małym palcem. Fizycznych - jak mycie samochodu nad wodą. A często także sportowych - jak formatowanie kwadratury karków i okrągłości ogolonych głów.
Nie samymi rytuałami jednak Polak Weekendziak żyje. W swojej misji popularyzowania tego co popularne, jest gotów także do poświęceń. Czasami, zamiast spędzać ukochany koniec tygodnia wśród innych, sobie podobnych ziomków, woli odkrywać nieznane i nawracać niewiernych, którzy są w stanie marnie egzystować bez rytmu.
Polak Weekendziak lubi pozbawiać dziewictwa. Kiedy napotka teren ogarnięty przerażającą i wibrującą w uszach ciszą, w poczuciu obowiązku robi wszystko, aby możliwie daleko rozniósł się po okolicy dźwięk. Dźwięk ów, postrzegany przez niewiernych jako gwałt na ich uszach, jest w istocie narzędziem defloracji wszelkiej tkanki żywej, znajdującej się w promieniu nawet kilku kilometrów. Ta utrata cnoty - bolesna dla poddanych temu zabiegowi - jest wszelako przysługą Polaka Weekendziaka. Jak wiadomo - za następnym razem już tak boleć nie będzie.
Jeżeli ziarno padnie na podatny grunt, to szybko pojawią się nowi amatorzy rytmu i zapełnią przestrzeń miarowym "umcaniem". Dzięki tej cennej inicjatywie, ogólna powierzchnia miejsc o zerowej lub niskiej "umca-umcaryzacji" terenu regularnie się kurczy.
Polak Weekendziak lubi konkurować. Dlatego w swojej pasji nie ogranicza się do miejsc, czasu i pieniędzy. Jest w stanie realizować swoją misję wszędzie, o każdej porze dnia i nocy, niemałym nawet nakładem środków. Do emisji dobrego dźwięku Polak Weekendziak zakupuje sprzęt droższy wielokrotnie od wędkarskiego, który następnie kradną mu inni Polacy Weekendziacy. Wtedy - nauczony doświadczeniem - Polak Weekendziak kupuje sprzęt od tych, którzy ukradli go innym Polakom Weekendziakom. Jest to pewien rodzaj ogólnonarodowej tradycji.
Życie Polaka Weekendziaka nie jest jednak usłane różami. Są bowiem takie okresy roku, w których ze względu na niskie temperatury naturalna ruchliwość Polaków Weekendziaków zamiera, jak życie L. Casei w zmrożonym jogurcie. Miejsca, tak chętnie odwiedzane przez Polaków Weekendziaków w cieplejszych porach roku, pozostają w tym okresie puste, a co gorsza, spada wartość wiadomego wskaźnika. Jedyna wtedy nadzieja w lokalnych Polakach Weekendziakach, którzy choćby symbolicznie próbują podtrzymać tradycję emisji dźwięku.
Gorzej, kiedy rzecz dotyczy miejsc niezaludnionych, prymitywnych, pozbawionych nierzadko nie tylko dźwięku ale i prądu, zwanego przez Polaka Weekendziaka fazą. Bez fazy nie ma muzy, w związku z tym Polak Weekendziak stosuje inny sposób oznaczania terenu, instalując boje z puszek i butelek na wodzie, lub znaki naziemne w postaci przepełnionych oznakami masowego żerowania i spożycia worków, toreb, reklamówek.
Dzięki tym oznaczeniom, jakże często napotykanym przez wędkarzy, Polak Weekendziak trafia w to samo miejce, a zarazem daje znak innym, że był tu i było mu dobrze. Wraz z pierwszymi promieniami wiosennego słońca, w tak oznaczone miejsca ściągają kolejne zastępy Polaków Weekendziaków i radosne "umca-umca" na nowo wypełnia pustkę w eterze.
Mimo dużej populacji - Polak Weekendziak, w odmianie Meloman - jest podgatunkiem, który należy chronić wraz z jego siedliskami. Bezmyślne usuwanie oznakowań terenu, które sobie pozostawił, może spowodować zbłądzenie a w konsekwencji nawet śmierć głodową niektórych okazów. Groźne są też przerwy w dostawie prądu, które wpływając na zmniejszenie "umca-umcaryzacji" dotkniętej klęską bezprądzia okolicy, wywołują frustracje i wewnętrzne niepokoje w populacji Polaków Weekendziaków. Stąd apel do wszystkich kolegów wędkarzy - chrońmy dobro i dorobek naszej cywilizacji - czyli Polaka Weekendziaka, w odmianie Meloman. Poddajmy szczególnej ochronie jego samego, oznaczone siedliska, a nawet nie wahajmy się, przed zasiedleniem nowych terenów. Na pożytek nasz i przyszłych pokoleń.
Gatunek naukowo scharakteryzował
Esox