Old_rysiu napisał
Wreszcie, w sobotę, zaczyna przygrzewać. Na pogawędkowym czacie ludziska szybko się pakuj± do spania - jutro na ryby. Nie miałem w planie wyjazdu nad wodę, ale ten wędkarski ci±g...
Jest już po 22.00. Patrzę na termometr - jest mocny plusik. Może chłopaki wiedz±, co robi±? Ej, niech sobie łowi±, ja odczekam. Mam w końcu pierwszy weekend bez pracy - będzie leniuchowanie.
Na czacie poznaję sympatycznego wędkarza, kierowcę aż z Francji. Dobrze się klika, czas ucieka i ani się obejrzę, a już 1.30. Nie chce się spać. Ogl±dam strony PW i napotykam się na zapomniany temat: „Zawody o mistrza PW”. No tak, gdyby złowić tak małego okonka, zrobić fotkę, wysłać - i już jestem mistrzem. Łowcy okoni nie zorientuj± się, że jaki¶ "wróbelek" o długo¶ci 15 cm dynda na mistrzowskim trofeum i tak dyplom mistrzowski za okonia znajdzie się u Old_rysia. Plan dobry. Oby jutro było słońce.
Wstaję póĽno, słońce nie nawala. Dobre ¶niadanko, jeszcze to, tamto - usługi domowe. Obiadek i zaczynam się pakować. Spinnerek i osa Esia będ± w sam raz. Ładuję bateryjki do mojej małpki i niech tam się ¶miej± z fotek - okonek zamieszka na galerii.
Jadę swoj± limuzyn± na nasz± niezawodn± Jagielnię. W końcu już raz tam byłem w tym roku, jak słoneczko grzało. Jeden okonek się powiesił na wspomnian± osę i mam nadzieję, że dzisiaj to powtórzy.
Jestem nad stawem. Lekki wiatr. Na mojej płyciĽnie jednak tak nie dmucha.
Zakładam polaroidy i ruszam na podbój. Prawie pół godziny czesania wody nie daje nawet małego pobicia. Prowadzę osę wolno i szybko. Raz prawie po powierzchni, to znowu skokami w pół wody.
No tak, były solidne mrozy. Ryby pewno zeszły na głęboczki. Idę na drug± stronę. Na małej Jagielni - ł±ka - widzę daleko amatora spinna. Biczuje wodę na pół metrowym gruncie. Przystaję chwilę. Siadam na kosz i obserwuję. Macha i macha - bez pobicia. Czyżby moja teza była słuszna? Okonie s± na głębokiej wodzie?
Podrywam się i marsz na drug± stronę. Schodzę wysok± skarp± pod samo lustro wody. Zaczynam penetrację. Osa chodzi jednak stanowczo za płytko. No, to może co¶ większego? Mam w rezerwie większego woblerka - tygryska. Jest ton±cy, rzadko go używałem, ale dzisiaj będzie w sam raz.
Zaczynam pierwsze rzuty. Wobler zdecydowanie dalej leci. Akcja jego jest tak silna, że szczytówk± aż zamiata. Nadzieja więc jest. Dzięki dalekim rzutom z jednego miejsca penetruję znaczn± cze¶ć stawu. Przesuwam się dalej i znowu penetracja. Martwa woda.
Trzeba zobaczyć, co dzieje się na przelewie. Tam wczesn± wiosn± podchodziły klenie. W takim małym przesmyku urz±dzały sobie każdego roku tarło.
Woda tutaj schodzi z dużej Jagielni na mał±. Maleńki strumyk, o 10 m długo¶ci, musi zaspokoić potrzeby naszych kleni. Podchodzę powolutku i nic nie widzę. Tylko woda - nawet maleńkich cierniczków nie ma.
Na płyciznach nawet oczka nie u¶wiadczysz na lustrze wody. Ryby poszły znowu spać? Podchodzi wędkarz łowi±cy na drugiej płyciĽnie. Przywitanie i krótka rozmowa.
- Co się dzieje z rybami, nie miałem nawet pobicia - mówię.
- Panie, ja też bez tr±cenia.
- ¦piochy z tych naszych ryb, znowu poszły do wyra – wyrokuję.
- ¦pioszki, panie, ¶pioszki. Już chyba nie ma tu ryb, s± pewno tylko rybki – odpowiada wędkarz.
Rozchodzimy się. No tak, ¶pioszki, ale ja miałem złowić rybkę, nie rybę. Nie będzie na razie dyplomu mistrza. Może za parę tygodni?
Old_rysiu