O jaziach wiem niewiele. Nie czuję się kompetentny, aby doradzać cokolwiek ich łowcom, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby opowiedzieć o moich pierwszych jaziowych łowach, które odbyły się ubiegłej wiosny metod± i w miejscu wskazanym przez Jacka JóĽwiaka. PóĽniej powtórzyłem przygodę kilkakrotnie z sukcesami także w innych zak±tkach nad warszawsk± Wisł±.
Wypad na jazie był równocze¶nie moim powrotem do wędkarstwa rzecznego. Można nawet powiedzieć, że nauk± od podstaw, bowiem do tej pory łowienie w rzece zdarzało mi się sporadycznie. Kupiłem sobie zestaw sado-maso, czyli gumowe spodniobuty, przypi±łem peana, wrzuciłem woblery do kieszonki i chlup do wody za nauczycielami.
Na tej przelanej, rozmytej główce łowili¶my pierwsze jazie. (fot. Esox)
Pierwsze próby nie były zbyt udane. Wędka zupełnie nie przekazywała żadnych sygnałów pracy przynęty, plecionka się pl±tała, a lekki, mały woblerek nie chciał lecieć dalej niż na 5 metrów. Zaznaczyć trzeba, że połów miał miejsce w nocy i chociaż na pocz±tku trudno było uwierzyć w możliwo¶ć złowienia czegokolwiek, chlapi±ce się ryby robiły wrażenie.
Pierwsze próby z plaży. (fot. Monika Esiowa)
W końcu jednak zmieniłem wędkę z ukochanej szczupakowej Daiwy Samurai na mięciutki kijek Cormoran Blackstar 2-15 g, a kiedy woda była wysoka i trzeba było sięgn±ć kijkiem za krzaki, ¶wietnie spisał się... pickerek Jaxon Genesis z najbardziej miękk± szczytówk±. Masywny kręcioł Shimano Aero zast±piłem damowskim Quickiem z przednim hamulcem. Zamiast plecionki za¶, założyłem żyłkę 0,16. Niektórzy twierdz±, że i tak za grub±. Miękka wędka i żyłka pozwalały na energiczne zacięcie bez rozerwania delikatnego jaziowego pyska, który wszak z sandaczowym, czy szczupaczym nie może się równać.
Do całego tego zestawu zamontowałem malutki krętlik z agrafk±, wychodz±c z założenia, że w nocy nie będzie on swym widokiem zbytnio odstraszał ryb, a znacznie ułatwi wymianę woblerów w ciemno¶ciach. Moje przynęty - to woblery - od 1,5 cm do 3 cm, ale do¶wiadczony w jaziowych łowach Łęcek nazwał je i tak kolosami. Zupełnie nie sprawdziły mi się woblerki Rapali i małe Salmiaki. ¦wietnie za to wabiły ryby małe, pływaj±ce Sieki. Miały jednak tę wadę, że uporczywie zakleszczały im się kotwiczki. Kolor - ze względu na nocn± porę - nie powinien mieć większego znaczenia. Tkwię jednak w przekonaniu, że najlepiej sprawdziły mi się woblerki białawe z seledynowym grzbietem. W nowym sezonie wypróbuję też 2-centymetrowe jugolki, które ¶wietnie wabiły klenie na Sanie.
Minkof obławia mulisty dołek przed główk±. (fot. Esox)
Wszystkie swoje jazie złowiłem w pobliżu główek, z których najlepsze były te rozmyte, przez które przelewał się nurt. A że w Warszawie nie ma ich zbyt wiele, prawie zawsze spotykałem tam innych nocnych spinningistów. Podczas swych pierwszych wypraw obławiałem wodę powyżej takiej główki, z małej, piaszczystej plaży. Na pocz±tku trudno mi było odróżnić stuknięcia woblera o dno od puknięć ryby. Pamiętam też rozbawienie kolegów, którzy podobnie jak ja, nie wierzyli w jaziowe eldorado.
Aż za którym¶ razem puknięcie, skwitowane błyskawicznym zacięciem, przyniosło pulsuj±cy ciężar na wędce. Już miałem zatriumfować, kiedy ryba narobiła potwornego chlupotu na powierzchni i zerwała się razem z woblerem. Prawdopodobnie trochę przesadziłem z hamulcem. Ale była to nauka. Choćby taka, że zacięty jaĽ ma tendencję do gło¶nego chlapania się na powierzchni, czym skutecznie płoszy pozostałe ryby. Dlatego po zacięciu należy od razu opu¶cić szczytówkę do poziomu i prowadzić rybę z czuciem.
Pełnię jaziowych doznań przyniosło dopiero jednak obławianie główki z wody. Cała filozofia polegała na tym, aby znaleĽć miejsce przebywania ryb. Jazie kręciły się najczę¶ciej przy samej główce, kamieniach, faszynie - zarówno na napływie jak i w łagodnym przelewie. Zdarzało się jednak, że brały pod samym brzegiem, w zamulonym dołku ze wstecznym pr±dem - przed główk±.
Wreszcie jest - pierwszy jaĽ. (fot. Monika Esiowa)
Łowienie zaczynałem staj±c powyżej główki i rzucaj±c wobler prostopadle do nurtu, na odległo¶ć większ± niż długo¶ć główki. Przynęta przez chwilę spływała swobodnie, po czym zamykałem kabł±k kołowrotka i przytrzymuj±c wobler, pozwalałem mu pracować i spływać w stronę główki. Takimi łukami obławiałem najpierw obszar przed główk±. Następnie ostrożnie, aby nie zaczepić przynęty, szukałem ryb nad sam± główk±, a wreszcie także za ni±. Przy zacięciu jazia za główk±, jego skłonno¶ć do chlapania na powierzchni stawała się sprzymierzeńcem wędkarza, nigdy mi się bowiem nie zdarzyło, aby ryba weszła w zaczep. Kiedy obławianie główki nie przynosiło rezultatu, próbowałem jeszcze we wspomnianym mulistym dołku przed główk±. Tam także zdarzały się jazie, chociaż z reguły mniejsze. Dobr± metod± okazało się też spławianie woblera z pr±dem i kilkakrotne przeprowadzenie go na tym samym odcinku podczas jednego ¶ci±gania.
Jaziowe połowy odbywały się głównie noc±. Najlepsze odnotowałem przy niskim i ¶rednio-niskim stanie wody, przy bezwietrznej pogodzie, kiedy nad wod± można było wytrzymać w samej bluzie, chroni±cej od meszek i komarów, a w koronach drzew fletowym głosem kwiliły słowiki. Co do najlepszych godzin połowu - nie było takich. Jaziowe brania zaczynały się po zmroku - niedługo po tym, jak kończyły się kleniowe. I trwały dopóki byli¶my na łowisku, czyli nieraz do pierwszej, drugiej w nocy. Ogólnie można powiedzieć, że ryby albo brały - wtedy brań było sporo, albo nie brały wcale i wtedy nie było nawet puknięcia. Nie zdarzyła mi się natomiast wyprawa zakończona tylko jednym, czy dwoma braniami. Co ważne - trafiały się również jazie za dnia, ale w nocy, ze względu na zgrupowanie przy główce łatwiej jest je łowić.
Rekordowy jaĽ Minkofa. (fot. Esox)
Łowienie jazi w rzece ma jeszcze jedn± kolosaln± zaletę. Kiedy przybędziemy na łowisko odpowiednio wcze¶nie, można liczyć na spotkanie w tym samym miejscu z kleniem i szczupakiem. PóĽniej za¶, nocn± por±, może trafić się brzana, sandacz i sum (wiosn± pamiętajmy jednak o okresach ochronnych). Bywaj± też i inne cuda - mnie trafiła się potężna 78-centymetrowa brzana, zaczepiona woblerem za pierwszy promień płetwy grzbietowej. Prawidłowo za¶ złowiłem brzanę 63-centymetrow±. Jeszcze ciekawsz± przygodę miał Rafkow, któremu w wobler uderzył... nietoperz. Miałem też spotkanie z Wielk± Ryb±, która trzykrotnie zabierała mi woblera, wyci±gaj±c kilkana¶cie metrów żyłki. Widział to wszystko stoj±cy obok mnie w wodzie Marek_b, ale niewiele potrafili¶my uradzić. Ryba za każdym razem sie spinała.
To wszystko to już jednak historia. Niecierpliwie czekam, kiedy życie dopisze kolejn± kartę wspomnień z nocnych wypraw nad rzekę. Rok temu nie spodziewałem się, że nast±pi tak wiele zmian. I chociaż niedługo znowu spotkamy się nad Wisł±, to tym razem zapewne już bez jaziowego nauczyciela, który kształcić będzie nowych uczniów. Cóż, takie życie...
Esox