Czy wiesz, że...
System wodny RP charakteryzuje się niewielką ilością zbiorników zaporowych i ich małą ogólną objętością. Łączna pojemność 140 większych zbiorników wynosi ok. 2,8 km sześc., co stanowi zaledwie 5% objętości wody rocznie odpływającej z obszaru kraju.

Konto/logowanie
Members List ZAREJESTROWANI
 Ostatni Tobiasz
 Dzisiaj 0
 Wczoraj 0
 Wszyscy 4520

 UŻYTKOWNICY
 Goscie 341
 Zalogowani 0
 Wszyscy 341

Jesteœ anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj

Jesteœ stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj
aby zalogować się!

Na forum napisali
krzysztofCz: [quote:f2a4672e65="jjj an"]W tym wątku będę podawał wpłacone kwoty ...(18234) Mar 27, @ 16:07:40

lecek: Wielkanoc w Ustroniu. Zapowiedziałem małżonce, że święto, świętem ...(59104) Mar 26, @ 15:02:24

lecek: Pooszło. k ...(18234) Mar 26, @ 14:43:29

krzysztofCz: Za Lucka i Bedmara... poszło k ...(18234) Mar 26, @ 14:00:16

artur: Poszło ...(18234) Mar 26, @ 10:30:05

krzysztofCz: Poszło k ...(18234) Mar 26, @ 07:09:09

jjjan: Nikt się nie kwapi więc jeżeli ktoś chce wpłacić,, to proszę blik ...(18234) Mar 25, @ 20:19:56

mario_z: Dzisiaj spotkanie jajeczkowe nad wodą, oczywiście bez wędki bym n ...(59104) Mar 24, @ 20:50:03

Krzysztof46: nic nie trzeba ,zbierajcie na nastepny rok i tyle w temacie ...(18234) Mar 24, @ 17:30:00

krzysztofCz: To komu mamy wpłacać ;question Ktoś zapłacił, to trzeba Mu się ...(18234) Mar 24, @ 17:27:29


Artykuły komentowali
Krzysztof46 w ''Znowu Ta Szwecja'': Szkoda panowie ze sié nie oglaszacie .Chétnie dokoptowalbym do fajnej ekipy ...
Karpiarz w ''Usuwanie usterek w wagglerach i sliderach Dino.'': Ot fachura jestes Jotes. Pozdrawiam i dzieki za cenne wskazowki.
grubyzwierz w ''Znowu Ta Szwecja'': hmhmh... Mówisz Jacek, że Szwecja.. ? Kto wie, kto wie... :)
krzysztofCz w ''Znowu Ta Szwecja'': Janku czekamy na nową relację :-)
old_rysiu w ''Znowu Ta Szwecja'': A my pozdrawiamy z Polen :-)
jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Jeszcze nie do końca.
Ekipa pozdrawia że Sweden.🙂

Zenon w ''Znowu Ta Szwecja'': Dlaczego "znowu" czyżby się znudziła?

Miło widzieć znajome pyszcz...

jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Gdyby popłynąć w czwartek w dzień, to do Karlskrony, bilet dla czterech plus...
dzas w ''Znowu Ta Szwecja'': koszta zależą od tego ile pijesz... :) bez tego w 2,5 tysia za dwa tygodnie ...
the_animal w ''Znowu Ta Szwecja'': Świetna wyprawa - ekipa wiadomo - chętnie dowiedział bym się jakie koszta są...

Rozmaitości
» Pomocnik
» Regulamin PW
» Przeszukiwanie zasobów
» Przeszukiwanie forum
» Łowca Okazów 2010
» Grand Prix Czatu
» Prognoza pogody
» Ośrodki i stanice wędkarskie
» Rejestracja łódki
» Interaktywne krzyżówki

Recenzje
· JAXON ZX MACHINE 400
· MacTronic NICHIA HLS-1NL2L
· TUBERTINI GORILLA UC4 FLUOROCARBON
· Daiwa Exceler Style F
· Namiot Fjord Nansen
· Mikado NSC Feeder
· Wędzisko Mikado NSC 360 Feeder Nanostructure
· Mistrall Bavaria 2,7
· żyłka DUAL BAND
· Mikado T-Rex Bolognese 600

Filmoteka
Sum 200cm

Dodał: avallone78
Dodany: 14th Feb 2011
Odsłon: 2100
Ocena: 0.00 Ocen: 0

X targi Na Ryby ZAJAWKA

Dodał: jarecki74
Dodany: 19th Mar 2010
Odsłon: 1963
Ocena: 1.00 Ocen: 1

Boleń Wojtka

Dodał: wojto-ryba
Dodany: 23rd Dec 2009
Odsłon: 1984
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 5/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2223
Ocena: 5.00 Ocen: 4

Żerowanie karpi 4/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2054
Ocena: 5.00 Ocen: 2

Żerowanie karpi 3/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2111
Ocena: 4.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 2/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2023
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 1/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2062
Ocena: 2.00 Ocen: 1

Sum Odrzański

Dodał: jarokowal
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2425
Ocena: 5.00 Ocen: 3

Hol suma

Dodał: Marek_b
Dodany: 22nd Mar 2009
Odsłon: 2245
Ocena: 5.00 Ocen: 3


Leszcze z płytkiej wody
Opublikował 09-02-2008 o godz. 20:00:00 Monk
Spławik i grunt Wedkarz_wawiak napisał

Wśród wędkarzy panuje powszechna opinia, że leszcz jest rybą, której szukać trzeba głęboko - wyłącznie głęboko. I zaiste w rzeczywistości tak jest, jeśli rozpatrujemy tą kwestię w kategorii wód stojących.



Ryby te preferują rozległe blaty lub delikatne spady dna, usytuowane na znacznych głębokościach, często dochodzących do kilkunastu metrów i tam też najczęściej są łowione. Są jednak w rodzimych jeziorach, zbiornikach zaporowych i żwirowniach miejsca, które przy spełnieniu kilku kryteriów, mogą stać się doskonałymi łowiskami opisywanego gatunku, pomimo swojej nieznacznej głębokości, czasem nieprzekraczającej 120 cm. Sam jedno z nich odkryłem zupełnie przypadkowo i z dnia na dzień stało się ono moim ulubionym miejscem porannych i wieczornych zasiadek.

A jak to się miało w praktyce?

Wakacje 2005. Sierpień.

W Mikołajkach brania były wtedy fatalne. Narzekali nie tylko miejscowi wędkarze, ale i rybacy, którzy z kilkugodzinnych połowów wracali z pustymi skrzynkami. Po kompletnie nieudanym lipcu, spędzonym na zakończonym fiaskiem szukaniu miejsc, w których gromadzą się ryby, w sierpniu postanowiłem zacząć łowić wbrew utartym kanonom i zasadom. I w taki oto sposób w pierwszym tygodniu miesiąca na duże wahadłówki (algi i gnomy numer 3) udało mi się złowić 9 szczupaków w przedziale 50-60 cm, a wspomnę, że wcześniej miałem na koncie zaledwie dwóch przedstawicieli rodziny „esoxowatych”. Coś zatem drgnęło.
Jeśli udało się na spinning, to może ze spławikiem będzie podobnie - pomyślałem. Brakowało jednak pomysłu i koncepcji na to, ażeby w tych wbrew pozorom trudnych warunkach, znaleźć sposób na skuteczne łowienie. W znajdywaniu owego pomysłu przeszkadzał zarówno brak doświadczenia, jak i bardzo zawężony rejon poszukiwań. Nie dysponując ani łódką, ani niezliczoną ilością stanowisk (Mikołajki jak pewnie wielu użytkowników wie, to kurort wypoczynkowy. Ogromna część linii brzegowej zajęta jest przez port, prywatne pomosty oraz las, charakteryzujący się bardzo spadzistym brzegiem) musiałem zdać się na przysłowiowy łut szczęścia.
Mniej więcej w połowie miesiące spacerując z batem wzdłuż południowego brzegu zatoki zauważyłem, że jeden ze starych pomostów nie przetrwał burzy, która przeszła nad Mazurami kilka dni wcześniej.


Z czystej ciekawości zarzuciłem w pobliżu sterty desek zestaw, z białym robakiem na haczyku. Branie było natychmiastowe. Po krótkim holu w dłoni trzepotała piękna płoć. W następnym rzucie już cieszyłem się z kolejnej karpiowatej - tym raz wzdręgi.


Ile ryb złowiłem tego dnia? Nie pamiętam. Wiem, że naprawdę sporo, a ich wielkość nie była porażająca. Biorąc jednak pod uwagę to, co działo się przez kilkadziesiąt poprzednich dni, był to niewątpliwe przełom. Jak łatwo się domyślić, następnego dnia znowu wybrałem się nad "połamańca". I znowu połowiłem.


Do końca wakacji niepozorne miejsce w zatoczce zostało jedynym, które bez większego wysiłku, większych przygotowań i zanęty pozwalało połowić do woli. Ale niestety… wakacje dobiegły końca, a mnie pozostało czekać ponad rok na powrót w rodzinne strony.

Wakacje 2006.

W międzyczasie zafascynowałem się wędkarstwem wyczynowym. Zainwestowałem w pierwszą tyczkę, komplet uklejówek, podest wędkarski i zacząłem regularnie startować w zawodach. Początkowo z bardzo przeciętnym skutkiem. Nabyta wiedza pozwoliła mi jednak na lepsze przygotowanie się do wakacji, które tradycyjnie spędzałem w Mikołajkach.

Pierwszym miejscem, które z wędką odwiedziłem po przyjeździe na Mazury był wspominany już połamany pomost, a raczej pojedyncza deska, która przetrwała nawałnicę.


Ku mojemu zdziwieniu nie złowiłem nic! Ba - nie miałem nawet brania! W stanie lekkiej konsternacji wróciłem do domu. Czyżbym znowu musiał szukać nowego miejsca? Spróbowałem jednak ponownie odwiedzić ulubione miejsce, tym razem z delikatniejszymi zestawami służącymi do połowu z opadu (rysunek poniżej) i drobną zanętą na płoć.


Jednak są!
Już po kilku minutach od podania kul w łowisko rozpoczął się istny festiwal brań. Przez kilka godzin mogłem cieszyć się z holów naprawdę ładnych płoci, wzdręg i okoni. Te pierwsze często przekraczały granicę 25 cm. I tak łowiłem dzień za dniem.
Nie byłem i nie jestem wędkarzem wymagającym. Cieszyłem się z kontaktu z niewielkimi rybami, ponieważ nie wymagało to praktycznej żadnej pracy, a dostarczało ogromnej frajdy.
Wszystko zmieniło się pewnego pięknego lipcowego poranka. Wtedy właśnie postanowiłem wybrać się na łowisko zdecydowanie wcześniej - o świcie. Podałem w łowisko kilka kul grubszej, ale ciemnej zanęty (od tego dnia w tym miejscu stosuję wyłącznie tą, stałą mieszankę) i rozpocząłem łowienie.

Branie było natychmiastowe. Po zacięciu guma jak zwykle wyjechała ze szczytówki amortyzatora. Tym razem jednak nie na kilkadziesiąt centymetrów, ale na kilka metrów. Od razu wiedziałem, że mam większą rybę. Bardzo delikatny zestaw przystosowany do łowienia rybiego drobiazgu mógł nie wytrzymać siłowego holu ze średniej wielkości leszczem lub linem, dlatego pozostało ustawić wędkę pod kątem 45 stopni i cierpliwie czekać. Już po 2, może 3 minutach moim oczom ukazał się pięknie ubarwiony leszcz.


Nie był duży, ale naprawdę kolor jego łusek był niesamowity. Chwilę po sfotografowaniu ryby i umieszczeniu jej w siatce nastąpiło kolejne branie. Co to było? Nie mam pojęcia. Ryba wyciągnęła zdecydowanie więcej gumy niż poprzednik, ale niestety nie wytrzymał cienki przypon. Chwilę później brania ustały. Podobne przygody miałem przyjemność przeżywać przez cały lipiec. Trochę pogrubiłem zestawy, co spowodowało pewniejszy hol i zdecydowanie mniejsze prawdopodobieństwo utraty ryby.


Miałem jednak 2 przypadki, w których pomimo zestawu umożliwiającego bezproblemowe wyholowanie 2 kilogramowego leszcza, ryby nawet nie zobaczyłem. Po kilkuminutowym "spacerku" po łowisku wracał do mnie wyprostowany haczyk. Ryba ani przez chwilę nie pozwalała odciągnąć się od dna. Znajomy, który był świadkiem jednego z takich jednostronnych pojedynków powiedział, że to lin. Przyznam, że będąc świadomym śladowej ilości linów w tym jeziorze potraktowałem jego przypuszczenia z dużym dystansem. Wszystko jednak zweryfikowała jedna z ostatnich wypraw tych wakacji.

Po kilku godzinach łowienia w ukropie, dopadło mnie całkowite znużenie. Ryby brały przeciętnie i jak na złość brakowało tego dnia śladów żerowania "bonusów". I gdy słońce powoli chowało się za horyzont zaciąłem coś naprawdę "porządnego". Przebieg zdarzeń był identyczny, jak w przypadku poprzednich większych ryb: imponujący wyjazd amortyzatora, szybki odjazd w kierunku grążeli i postój. Potem agresywny odjazd w stronę połamanego pomostu i znowu cisza. Tym razem ryba pozwoliła się jednak podciągnąć do powierzchni. Był to piękny złoto-zielonkawy lin. Ile ważył? Nie mam pojęcia. Mówią, że woda powiększa, a i emocje, które towarzyszyły mi w tej chwili dodały mu parę centymetrów, gdy następnego dnia opowiadałem o nim kolegom. Niestety kolejny odjazd ryby zakończył się ponownie w grążelach. Tym razem jednak na stałe.
Tego wieczoru udało mi się złowić jeszcze jednego leszcza, którego zdjęcie znajduje się poniżej.


Wakacje 2007.

Kolejny "wyczynowy" sezon za mną i kolejna dawka wiedzy została wykorzystana w podbojach mazurskich jezior. I choć "podboje" to zdecydowanie słowo na wyrost w stosunku do tego, co w te wakacje udało mi się złowić, to przyznam, że po raz kolejny ryby z niepozornej zatoczki, udowodniły mi, że nie są wcale łatwym przeciwnikiem.



Stosunkowo zimny i wietrzny sezon wymusił na mnie zastosowanie zupełnie innych zestawów i zanęt. Ryby zaczęły żerować także dalej od brzegu, co wiązało się z kolejnym utrudnieniem w holu. Największy problem stwarzało jednak utrzymanie łowiska w tajemnicy.
Choć nie łowiłem w nim, ani medalowych leszczy, ani innych gatunków, których rozmiarami mógłbym się chwalić, łowisko było nie lada gratką dla wczasowiczów, szukających łatwej frajdy, najlepiej niedaleko ośrodka wypoczynkowego. I przyznam, że niektórzy z nich znaleźli.
Nie byłem w stanie odmówić pomocy kulturalnym i sympatycznym "braciom po kiju", którzy bez nachalności pytali o wskazówki odnośnie łowienia w okolicy, pamiętając, z jaką gościnnością miejscowych spotykałem się na odwiedzanych przez siebie łowiskach. Nadęci, wszechwiedzący wędkarze "niepraktykujący", przychodzący do mnie w stanie bliższym poziomu aniżeli pionu, byli przekierowywani do wędkarskich pustyń, obfitujących w zaczepy. Z resztą w takim stanie walka z konarem drzewa musi być nie mniej fascynująca niż ta z metrowym szczupakiem…

Dobieramy odpowiedni sprzęt.

Daleki jestem od udzielania rad wędkarzom mającym znacznie większe doświadczenie, ale pozwolę sobie na opisanie sprzętu, który najlepiej sprawdzał mi się w czasie łowienia większych ryb w płytkich zatokach.

Zacznijmy zatem od techniki łowienia. Zakładamy sytuację, w której łowisko znajduje się maksymalnie 12-14 metrów od wędkarza i nie jest przy tym głębsze niż 2-2.5 metra. W takich warunkach najlepiej sprawdzają się dwie metody, z czego z czystym sumieniem polecić mogę tylko jedną. Są to bat (zestaw pełny) i tyczka (zestaw skrócony).
Zdecydowanie przychylałbym się do metody pierwszej, która poza swoją efektywnością jest zdecydowanie łatwiejsza do opanowania, bardziej uniwersalna i przede wszystkim mniej kosztowna. Zastosowanie tyczki wymaga użycia dodatkowego sprzętu (rolki, platforma etc.), co z kolei wiąże się z utrudnionym dojściem na łowisko i bardzo pracochłonnym przygotowaniu stanowiska.
Mamy zatem bat – teraz pytanie jaki?
Jeśli nasza przygoda z łowieniem tą techniką ogranicza się do sporadycznych wyjazdów odradzałbym kupowanie sprzętu z wyższej półki. Faktem jest, że takie wędki są bardzo lekkie i nieprawdopodobnie sztywne, ale różnice zauważymy tylko wtedy, jeśli łowić będziemy często i długo. W tym przypadku w pełni powinien nas usatysfakcjonować 6-7 metrowy kij ze średniej półki cenowej.

Bardzo istotną rolę pełni szczytówka - otóż musi być ona pusta, co umożliwi zastosowanie amortyzatora. W przypadku łowienia ryb większych, jest on bowiem niezbędny. Po pierwsze koryguje wszystkie nieprawidłowości popełnione przez wędkarza podczas holu, a po drugie zdecydowanie zwiększa wytrzymałość zawiązanego zestawu (w tym wypadku do żyłki głównej 0,12-0,14 mm polecam amortyzator grubości 1-1,2 mm). Do tego przyda się łącznik oraz korek, na którym będziemy regulować naprężenie gumy.

Kolejnym bardzo istotnym elementem zestawu jest spławik. Powinien być stosunkowo smukły i najlepiej, aby jego korpus był czarny. Kolor antenki dobieramy według własnego gustu albo w zależności od warunków zarówno pogodowych, jak i oświetleniowych.


Zatem: przy totalnej flaucie najlepiej sprawdzą się antenki cienkie, pokazujące nawet najdelikatniejsze brania (nawet kilogramowy leszcz potrafi kilkakrotnie przynurzać antenkę o kilka milimetrów!), zaś, gdy łowieniu towarzyszyć będzie fala, antenka spławika powinna być proporcjonalnie grubsza.
Odnośnie gramatury spławika - nie ma uniwersalnej. Należy dobrać go tak, ażeby zestaw nie był zbyt toporny dla ryb. Musi jednak być na tyle ciężki, abyśmy mogli swobodnie operować nim w łowisku i pewnie zarzucać w upatrzone miejsce. Najczęściej stosowałem spławiki w przedziale 0,6 - 1,25 grama.

Jeszcze jednym, bardzo ważnym detalem są gumki, za pomocą których przymocujemy spławik do żyłki. Zdecydowanie polecam te silikonowe. Dobrze jest nałożyć, co najmniej 3 pocięte kawałki. Będziemy wtedy spokojni o to, że nawet po holu dużej ryby grunt zostanie na swoim miejscu.

Czas na elementy drobne, jakimi są haczyk, żyłka i śruciny.
Ten pierwszy jak wiadomo dobieramy w zależności od stosowanej przynęty. Warto wyposażyć się w portfel i uwiązać kilkanaście przyponów na różnych żyłkach, z różnej wielkości haczykami.


Praktyka sama wskaże, które są najodpowiedniejsze. Mnie najlepiej sprawdzał się haczyk numer 18 Colmic B957, uwiązany na 20 centymetrowym przyponie z żyłki 0,10.
A propos żyłki - z uwagi na zastosowanie amortyzatora nie przywiązuje do niej większej wagi (w łowieniu rekreacyjnym). Zwracam tylko uwagę na kolor i średnicę linki. Zdarzyło mi się stosować przypony z fluorocarbonu, jednak nie zauważyłem po tym wpływu na ilość brań. Naprawdę przyzwoite i tanie żyłki w niewielkich średnicach, co roku wypuszcza na rynek firma Mikado. Godne polecenia są także żyłki firm Browning, Sensas oraz Robinson.


A cóż można powiedzieć o ołowiu? Ważne ażeby był równo nacięty, a wbrew pozorom niewielu producentów przykłada do tego jakąkolwiek wagę. W sklepach aż roi się od różnej maści tandety, która nałożona na żyłkę, po pierwszym zarzuceniu z niej spada. Rewelacyjne śruciny ma w swojej ofercie firma Maver. Cena wydaje się być wygórowana, jednak gdy zwrócimy uwagę na ilość śrucin w pojemniku, ich różnorodność i kapitalną jakość wykonania dojdziemy do wniosku, że są one tego warte.

Ostatnie 3 elementy, o których warto wspomnieć, ponieważ są absolutnie niezbędne na łowisku to: podbierak, gruntomierz i wypychacz.
Ten pierwszy powinien charakteryzować się długą, przynajmniej 3-metrową sztycą. Zdecydowanie tańsze i trwalsze są te z włókna szklanego i takie właśnie polecam.
Zapas gruntomierzy również powinien zagościć w naszym wędkarskim przyborniku. Te niepozorne kawałki ołowiu, są wbrew pozorom jednymi z najważniejszych, które zabieramy ze sobą na łowisko. To właśnie za pomocą gruntomierza poznamy dokładną głębokość łowiska i obraz dna, co umożliwi pewne i co najważniejsze skuteczne łowienie. Przy pewnej wprawie będziemy w stanie określić także rodzaj dna, co z kolei będzie niezwykle ważne przy dobieraniu odpowiedniej zanęty.
O roli wypychacza pisać chyba nie trzeba. O tym, że jest niezbędny bez względu na warunki, w jakich łowimy przekonał się pewnie każdy łowiący na spławik.

Podano do stołu!

Zanęta w przypadku tego rodzaju łowienia odgrywa kluczową rolę. Nie musi być to wyrafinowana mieszanka prosto od najlepszych światowych producentów. Na nic zdadzą się tutaj kolorowe eksperymenty, które zamiast przyciągać ryby, będą je tylko odstraszać.
Najważniejsze to po prostu nie przedobrzyć. Składów zanęt na leszcza lub dużą płoć jest tyle, ilu wędkarzy. My zastanówmy się jednak najpierw nad tym, jaki efekt po jej wrzuceniu chcemy osiągnąć.


Możemy tutaj rozpatrywać dwie sytuacje.
Pierwsza to taka, w której zanęta w postaci nierozbitych kul opada na dno i dopiero tam zaczyna pracować. Osiągniemy go poprzez zastosowanie składników pracujących, takich jak: konopie prażone i prażony słonecznik.
Druga ewentualność to przygotowanie słabo klejącej mieszanki, która rozpadnie się od razu po zetknięciu z powierzchnią wody i w postaci dywanu opadnie na dno. Sprawdzi się ona jednak tylko wtedy, jeśli w łowisku nie występuje duża ilość drobnych ryb oraz wtedy, gdy fala jest niewielka lub nie ma jej wcale.


Bardzo ważnym składnikiem zanęt jest przynęta, na którą łowimy albo inne przynęty, których na haczyk nie zakładamy. Mogą być to zarówno różnego rodzaju nasiona, jak i robaki.
Podam tutaj 3 rodzaje zanęt, które świetnie sprawdzały się na tego rodzaju płytkich łowiskach:

1. Jeśli w łowisku występuje dużo średniej wielkości leszczy, a niewiele płoci.
  • 40% Leszcz Lorpio
  • 20% Duża Płoć Lorpio
  • 20% Leszcz Competition Lorpio
  • 5% Kopromelasa
  • 5% Mączka piernikowa
  • 5% Coco-belge
  • 5% Atraktor (Brasem bądź Karmel)


2. Jeśli w łowisku występuje duża ilość średniej i dużej płoci, a wśród nich trafiają się pojedyncze duże ryby:
  • 60% Sensas Gros Gardons
  • 20% Sensas Canal
  • 10% Konopie prażone
  • 5% Biszkopt
  • 5% Atraktor (Wanilia)


3. Jeśli w łowisku trafiają się ryby takie jak karaś i lin, a między nimi pojedyncze leszcze:
  • 40% Karaś/Lin Robinsona(Tench.&Carassio)
  • 40% Jezioro Gut-mix Ew. Etang Sensasa(wersja droższa)
  • 10% Kopromelasa
  • 5% Wytłoki kukurydziane
  • 5% Biszkopt


Tak jak wspomniałem, do zanęty śmiało możemy dodać niewielką garść kukurydzy, pęczaku bądź białych robaków czy pinek. Jak ryba reaguje na poszczególne przysmaki pokażą kolejne wyprawy. Pamiętajmy także o przetarciu namoczonej mieszanki przez sito. Dzięki temu zanęta będzie pulchna i równomiernie nawilżona.

Kilka słów na zakończenie.

Na koniec wspomnę jeszcze o technice holu, która jest moim zdaniem najrozsądniejsza i najskuteczniejsza.
W przypadku brania naprawdę przyzwoitej ryby (załóżmy, że jest to ponad kilogramowy leszcz lub lin) przy zastosowaniu opisywanego zestawu nasze szanse na szybkie wyholowanie ryby są niewielkie. Najlepiej od razu po zacięciu ustawić wędkę pod kątem około 45 stopni i czekać na pierwsze oznaki zmęczenia, które zazwyczaj przychodzą po kilkunastu sekundach.


W artykule opisywałem sytuacje, w których byłem bezradny wobec walczącej ryby. Były to jednak wyjątki. Zazwyczaj po jednym, bądź dwóch odjazdach ryba znajdywała się w podbieraku. W przypadku, jeśli na naszym łowisku pojawią się "dodatki" takie jak grążele bądź twarde zaczepy, które ryba może "wykorzystać", podczas holu musimy umiejętnie wyprowadzić ją z tego miejsca.
Szybki hol ważny jest jeszcze z jednego powodu - jeśli ryba przez kilkanaście sekund będzie szalała nad głowami swoich pobratymców możemy zapomnieć o wyholowaniu kolejnej sztuki. Stado ucieknie w popłochu, a my znowu będziemy musieli się cieszyć z niewielkich płotek i okonków.

Ważna jest również organizacja stanowiska.
Podbierak zawsze musimy mieć pod ręka, nie wspominając o wędzisku. Kiedyś sam śmiałem się na wieści o wędkach wciąganych do wody… do czasu, kiedy musiałem wskoczyć do wody po braniu "tylko" kilogramowego leszcza. Nie zapominajmy, że tego typu wędziska są naprawdę bardzo lekkie.


Chciałem poruszyć jeszcze jedną kwestię. Otóż, dlaczego tak to wszystko komplikować? Po co te amortyzatory, łączniki i inne dziwadła? Otóż po kilku ładnych latach spędzonych z wędką i moim skromnym doświadczeniu związanym z owym łowieniem doszedłem do wniosku, że jest to jedna z nielicznych technik, pozwalających przechytrzyć naprawdę przyzwoite ryby w płytkiej wodzie. Na nic zdają się tutaj zwykłe teleskopy z kołowrotkiem zmuszające nas do stosowania zdecydowanie grubszych zestawów, które jak zauważyłem ryby omijają z daleka. Podkreślam, że przy tak finezyjnym łowieniu kilka dziesiątych milimetra naprawdę robi różnicę! Poza tym teleskop nie pozwoli na subtelne prowokowanie ryb poprzez minimalne przemieszczanie zestawu w łowisku i jego podnoszenie ponad dno w przypadku zaniku brań.
I jeszcze jedno - frajda związana z holem nawet średniej ryby na takim zestawie jest wręcz nieprawdopodobna.


Czuć każdy, nawet najmniejszy zryw ryby, każde uderzenie o dno, każdy niuans… a zresztą: cóż tu opisywać - to trzeba przeżyć!
Gorąco zachęcam do wypróbowania tej techniki i życzę "połamania kija"!

Wedkarz_wawiak


 
Pokrewne linki
· Więcej o Spławik i grunt
· Napisane przez Monk


Najczęœciej czytany artykuł o Spławik i grunt:
Przepływanka - temat rzeka


Opcje

 Strona gotowa do druku Strona gotowa do druku

 Wyœlij ten artykuł do znajomych Wyœlij ten artykuł do znajomych


Komentarze sš własnoœciš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoœci za ich treœć.

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować

Re: Leszcze z płytkiej wody (Wynik: 1)
przez akabar dnia 09-02-2008 o godz. 22:58:51
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Fajnie opisałeś i na pewno to się sprawdzi na plytszych wodach stojących oraz o małym uciągu.
Myślę , że te płachty"hetmany" to jednak pływają na głębokiej wodzie.
Artykuł instruktarzowy.Pozdrawiam.



Re: Leszcze z płytkiej wody (Wynik: 1)
przez farti dnia 10-02-2008 o godz. 18:12:28
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Gratuluję super wakacji, połowów i ogromu pracy jaki włożyłeś w napisanie tak wyczerpującego artykułu.



Re: Leszcze z płytkiej wody (Wynik: 1)
przez tomek79 (jackpot.baby@gmail.com) dnia 11-02-2008 o godz. 00:53:00
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Jestem pod wrażeniem! Porządny i naprawdę fajnie napisany artykuł.
Co prawda wędkarstwo wyczynowe nigdy mnie nie pociągało i póki co uważam, że uprawianie wyczynu nie ma za dużo wspólnego z prawdziwym wędkarstwem. Z drugiej strony jest coś, czego niejeden amator może Wam pozazdrościć. Waszym bogactwem jest wiedza!!!!!!! Tego Wam nikt nie odbierze.



Re: Leszcze z płytkiej wody (Wynik: 1)
przez domel dnia 11-02-2008 o godz. 12:09:04
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Gratuluję artykułu, naprawdę profesjonalna robota. Ja również uwielbiam połowy batem. Jest to moja ulubiona metoda połowu i w moim przypadku najskuteczniejsza. Jak będę miał okazję na 100% przetestuję opisany przez Ciebie sposób. Pozdrawiam



Re: Leszcze z płytkiej wody (Wynik: 1)
przez wobler129 dnia 08-03-2008 o godz. 12:18:01
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Czytałem już dawno, ale napiszę teraz - art fajny i fotki także. Gratki :)



Re: Leszcze z płytkiej wody (Wynik: 1)
przez krompek dnia 09-05-2008 o godz. 13:19:53
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Gratulacje !!! Naprawdę sporo pracy i czasu włożyłeś w ten artykuł...



Re: Leszcze z płytkiej wody (Wynik: 1)
przez Bziomek (tomusbziom@wp.pl) dnia 27-01-2009 o godz. 15:20:45
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Widać zabawa przednia, nie potrzeba przygotowań aby spędzić miło czas. Artykuł miło się czyta, Gratuluję i Pozdrawiam.


Pogawędki Wędkarskie - portal dla wszystkich wędkarzy!
Redakcyjna poczta: redakcja@pogawedki-wedkarskie.pl

Redakcja serwisu w składzie: Jarbas, Marek_b, -, -, -, -

Wszystkie teksty i zdjęcia opublikowane w portalu są utworami w rozumieniu prawa autorskiego i podlegają ochronie prawnej. Kopiowanie, powielanie, "crosslinking" i jakiekolwiek inne formy wykorzystywania cudzej własności intelektualnej i twórczej bez zgody właścicieli praw autorskich są zabronione prawem.

Wszelkie znaki towarowe są własnością ich prawowitych właścicieli, zaś ich użycie dozwolone jest wyłącznie po uzyskaniu zgody.

PHP-Nuke Copyright © 2004 by Francisco Burzi. license.
Tworzenie strony: 0.19 sekund :: Zapytania do SQL: 80