Czy wiesz, że...
Na polskim wybrzeżu znajduje się 59 przystani, portów i miejsc przeznaczonych do wyładunku produktów rybnych, z czego 10 portów ma istotne znaczenie dla rybołówstwa kutrowego.

Konto/logowanie
Members List ZAREJESTROWANI
 Ostatni Tobiasz
 Dzisiaj 0
 Wczoraj 0
 Wszyscy 4520

 UŻYTKOWNICY
 Goscie 260
 Zalogowani 0
 Wszyscy 260

Jesteœ anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj

Jesteœ stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj
aby zalogować się!

Na forum napisali
mario_z: Na emeryturu mam czteropunktowy plan. 1. Podróże, 2. Wedkar ...(385066) Apr 21, @ 18:55:22

krzysztofCz: Podoba mi się Twój plan w punkcie (3) :hihi ...(385066) Apr 04, @ 12:47:07

lecek: Na emeryturu mam czteropunktowy plan. 1. Podróże, 2. Wedkar ...(385066) Apr 03, @ 19:46:58

krzysztofCz: Tylko nie miej złudzeń, że na emeryturze będziesz miał więcej cza ...(385066) Apr 03, @ 15:57:03

lecek: Jeszcze (jak dla mnie) to trochę mało czasu Mój pracodawca wyz ...(385066) Apr 03, @ 10:34:12

krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U mnie na morzu albo wieje... albo nie biorą : ...(59430) Apr 03, @ 09:01:48

krzysztofCz: To prawie wieczność... mam nadzieję, że dożyjemy do następnej zbi ...(385066) Apr 03, @ 08:58:12

lecek: Byliśmy w Ustroniu. Dwa dni wędkowania w Wiśle. Na miejscu okazał ...(59430) Apr 02, @ 19:02:39

jjjan: Wpłaciłem za następne dwa lata. Są dwie faktury, każda za rok. N ...(385066) Apr 02, @ 17:57:24

jjjan: Wszystkim wszystkiego dobrego ...(169) Mar 30, @ 08:46:37


Artykuły komentowali
Krzysztof46 w ''Znowu Ta Szwecja'': Szkoda panowie ze sié nie oglaszacie .Chétnie dokoptowalbym do fajnej ekipy ...
Karpiarz w ''Usuwanie usterek w wagglerach i sliderach Dino.'': Ot fachura jestes Jotes. Pozdrawiam i dzieki za cenne wskazowki.
grubyzwierz w ''Znowu Ta Szwecja'': hmhmh... Mówisz Jacek, że Szwecja.. ? Kto wie, kto wie... :)
krzysztofCz w ''Znowu Ta Szwecja'': Janku czekamy na nową relację :-)
old_rysiu w ''Znowu Ta Szwecja'': A my pozdrawiamy z Polen :-)
jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Jeszcze nie do końca.
Ekipa pozdrawia że Sweden.🙂

Zenon w ''Znowu Ta Szwecja'': Dlaczego "znowu" czyżby się znudziła?

Miło widzieć znajome pyszcz...

jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Gdyby popłynąć w czwartek w dzień, to do Karlskrony, bilet dla czterech plus...
dzas w ''Znowu Ta Szwecja'': koszta zależą od tego ile pijesz... :) bez tego w 2,5 tysia za dwa tygodnie ...
the_animal w ''Znowu Ta Szwecja'': Świetna wyprawa - ekipa wiadomo - chętnie dowiedział bym się jakie koszta są...

Rozmaitości
» Pomocnik
» Regulamin PW
» Przeszukiwanie zasobów
» Przeszukiwanie forum
» Łowca Okazów 2010
» Grand Prix Czatu
» Prognoza pogody
» Ośrodki i stanice wędkarskie
» Rejestracja łódki
» Interaktywne krzyżówki

Recenzje
· JAXON ZX MACHINE 400
· MacTronic NICHIA HLS-1NL2L
· TUBERTINI GORILLA UC4 FLUOROCARBON
· Daiwa Exceler Style F
· Namiot Fjord Nansen
· Mikado NSC Feeder
· Wędzisko Mikado NSC 360 Feeder Nanostructure
· Mistrall Bavaria 2,7
· żyłka DUAL BAND
· Mikado T-Rex Bolognese 600

Filmoteka
Sum 200cm

Dodał: avallone78
Dodany: 14th Feb 2011
Odsłon: 2247
Ocena: 0.00 Ocen: 0

X targi Na Ryby ZAJAWKA

Dodał: jarecki74
Dodany: 19th Mar 2010
Odsłon: 2014
Ocena: 1.00 Ocen: 1

Boleń Wojtka

Dodał: wojto-ryba
Dodany: 23rd Dec 2009
Odsłon: 2141
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 5/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2275
Ocena: 5.00 Ocen: 4

Żerowanie karpi 4/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2105
Ocena: 5.00 Ocen: 2

Żerowanie karpi 3/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2162
Ocena: 4.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 2/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2074
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 1/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2116
Ocena: 2.00 Ocen: 1

Sum Odrzański

Dodał: jarokowal
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2479
Ocena: 5.00 Ocen: 3

Hol suma

Dodał: Marek_b
Dodany: 22nd Mar 2009
Odsłon: 2296
Ocena: 5.00 Ocen: 3


Lekcja pokory
Opublikował 21-02-2007 o godz. 12:20:00 Monk
Spinningowe łowy Bombel napisał

No, czas najwyższy! – powiedziałem sobie, gdy Sacha wspomniał o wyprawie na pstrągi. Prawie czterdzieści lat uganiam się z wędkami, a kropkowańca jeszcze nie próbowałem przechytrzyć. Więc co? Mam tylko wypieków dostawać, czytając o tych młynkach, wyskokach, tej sile? Figa! Czas i na mnie! Czas stracić pstrągowe dziewictwo!



Najpierw zakupy: kijaszek ze średniej półki (Cormoran Black Bull 2,40), zachwalany kręciołek (Okuma Elektra – 5 lat gwarancji), ze dwadzieścia nowych Sendalków, Salmiaków, Rapalek, Sieków i coś tam jeszcze (i ze dwadzieścia już posiadanych), trochę wirówek, gumki. Jestem gotów? Chyba tak.
Z takim wyposażeniem to chyba wszystkie ryby wyłowię! Szczególnie, że i teorią się naładowałem. Przez dwa tygodnie wyszukując w necie wszelkich porad o sposobach, metodach, podawaniu i prowadzeniu przynęt, stanowiskach ryb itp. W niedzielny poranek ruszam z Darkiem w trasę. Po trzech godzinach meldujemy się w pensjonacie. Przemiła pani usiłuje podjąć nas kawą czy herbatą, ale gdzie tam! Ryby czekają!

Nie jest dobrze… Sacha się zasępił. Widzisz? Przymarznięty śnieg skrzypi pod nogami, nie da się cicho podejść do brzegu. A zachowanie ciszy to podstawa. I to słońce na bezchmurnym niebie. Liście ni żadne chabazie nas nie osłonią. A maskowanie to kolejna z podstaw. Do tego woda jest zaskakująco niska. Od ostatniego tu pobytu opadła ze trzydzieści centymetrów. Widać to nawet na sterczących sterczących wody, licznych tu, opadłych z drzew konarach.

Kiepsko to rokuje. No i te nawisy lodowe przy brzegach, wiszące o 15 – 20 cm nad powierzchnią wody. A że brzeg dość stromy i zaśnieżony, to można widowiskowo zjechać i się wykąpać…

A co mi tam! Musi się udać. No nie ma siły, żeby przez dwa dni nie złowić choćby jednego kropka! Niech się trafi nawet i niewymiarek. Muszę pstryknąć sobie fotkę z własnoręcznie pstrągiem. Jakimkolwiek. Byle by fotka była. Byle bym wreszcie stracił to od lat doskwierające mi dziewictwo!

Darek zaplanował taktykę: zaczyna od jednego mostku, ja od drugiego, 2 km niżej. Spotkamy się gdzieś pośrodku. Potem powrót po własnych śladach. Do zachodu słońca powinniśmy dokładnie obłowić te odcinki.

Zapominam o doskwierającym, obolałym kręgosłupie i katarze. Czym prędzej zbroję sprzęt i heja! – nad wodę! Tu pierwsza konstatacja: ''cuś'' 'mizerna ta rzeczka. 4 - 5 metrów szerokości, gdzie niegdzie pewnie i 3 nie będzie… Dla mnie, wychowanego na rzekach nie węższych niż 10 metrów, na zaporowych przestrzeniach, na żwirowniach czy jeziorach, cuś tu za wąsko… No, ale pstrągowe ciurki tam mają. Się naczytałem, nasłuchałem, że kabany się łowi nawet i na siurkach o szerokości metra.

Pierwsza prostka płyciuteńka, trzeba iść na zakręt. Tam powinno być podmycie, dołek. Jest. Że też, do diaska, polaroidów nie mam! Znaczy – mam. Ale wypadło jedno szkło. Może by tak jednym tylko okiem? Nie idzie. To już lepiej nieuzbrojonymi oczami. Zresztą jakby mnie kto w takich patrzałkach zobaczył, to mógłby się posikać ze śmiechu…

Zaczynam. Zamach i… grzmocę szczytówką w gałąź nad głową. Aha, trzeba jeszcze było się rozejrzeć. Więc się rozglądam. O kurde! Przecież na dobrą sprawę tu się nie da rzucać inaczej niż płasko, z boku. Mało tego! Gałęzi tyle, że wolna przestrzeń dla ruchu szczytówki miewa nie więcej niż metr. A tak nie umiem, nigdy nie miałem potrzeby uczenia się. I dlaczego ja się uparłem na wędkę 2,40? 2,10 to świat i ludzie na nim. Ale zaraz… Przecież Darek ma 3 metrowy kij. Twierdził, że zawsze z nim tu łazi. Znaczy, że i ja sobie poradzę. Zresztą innego wyjścia nie mam.

Więc drugi rzut. Tym razem nie zaczepiam o gałąź. Wobek sobie leci i… po trzech metrach lotu radośnie się kołysze na innej gałązce. Znaczy, że trzeba lepiej się rozglądać i rzucać jeszcze bardziej płasko. Spróbuję. W trzecim rzucie nie zaczepiam kijem, nie wieszam wobka na gałęzi. Sadzam go za to na brzegu po mojej stronie. Ech, dlaczego ja się nie uczyłem tych krótkich, płaskich rzutów?! Rzut czwarty - wobek na drugim brzegu, na uschniętym badylu. Naciągam żyłkę, badyl pęka. I razem z wobkiem stacza się tuż pod brzeg. Gdzie wspólnie wczepiają się w olchową gałąź. Faaaajnie, kurna, faaaajnie! Na szczęście ściągam całe to towarzystwo bez problemu. Niestety, dołek na pewno już spalony. Teraz to pewnie nawet i miejscowe żaby się pobudziły i spieprzają w podskokach.

Na kolejnym łuku sytuacja się powtarza. Na następnym - także. Jak nie puknę o gałąź, jak nie zaplączę żyłki w ogromnie licznych badylach, jak nie wrzucę wobka na gałąź, na swój lub przeciwny brzeg, to się pośliznę. Ratunkowo grzmocąc dupskiem o glebę tak, że nawet i ptaki z okolicy wolą trzymać się ode mnie z daleka. Może bojąc się, że to polowanie?

Mam dość. Warunków, obrzydliwie wąskiej rzeczki, w którą nie mogę trafić, skrzypiącego śniegu. A najbardziej – samego siebie mam dość. Że dałem się namówić na wyjazd. Że choć tyle lat z wędką biegam, przekonanym będąc o swoich umiejętnościach, tu teraz popełniam znacznie więcej błędów niż wtedy, gdy jako dzieciak latałem po krzakach z leszczynówką i dwoma haczykami na zapas.

Siadam więc na jakimś pieńku, sięgam puszeczkę zupki chmielowej (brr! Jaka zimna!), zaczynam myśleć. Najpierw o tym, że jestem patałach, a nie wędkarz. Że w umiejętności posługiwania się spinningiem do pięt nie urastam dziesiątkom tysięcy nawet i młodzieńców wędkującym od roku czy dwóch. A co dopiero starym wyjadaczom? Jak ja teraz wyglądam? Ja, który o wędkarstwie od lat pisuję, próbując pouczać innych? Straszny wstyd! Ech, szkoda gadać.

Potem otwieram i drugą puszeczkę. Co okazuje się niezłym pomysłem. Gdzieś tak w jej połowie zaczynam myśleć pozytywnie i konstruktywnie. Że przecież pierwszy raz spinninguję w tak trudnych warunkach. Więc chyba mam prawo do błędów. Że na trzecim zakręcie, równie trudnym, popełniłem już mniej błędów. Że jak się postaram, to czegoś się nauczę. A ja lubię się uczyć. Szczególnie w wędkarskiej branży. Wreszcie, gdy puszka już pusta, wraca mi odrobina optymizmu. Tym bardziej, że Darek nie dzwonił z informacją, że coś złowił. A umówiliśmy się, że kto pierwszy coś złowi, to się pochwali. Sięgam po telefon. Kurde! Brak zasięgu! Więc pewnie łowi, bo zawsze tu coś połowił, a dodzwonić się nie może. Nieco przygasa moje świeżo odrodzone dobre samopoczucie. A trzeciej puszki nie mam…

Kawałek dalej wreszcie znajduję krótką prostkę z dobrym dostępem. Jest tam wyraźna, wąziutka rynienka tuż pod brzegiem, przy nawisach traw. Udaje się podejść cichutko, skryć między dwoma grubymi olchami. Uff, może wreszcie coś? Niestety, wobek Dorado nie cieszy się zainteresowaniem. Ale przynajmniej trafiam niemal dokładnie tam, gdzie chciałem. Znaczy, że jednak czegoś się już nauczyłem!

Sięgam więc po gorąco polecanego mi Sendala. I… na 5 rzutów 4 są spaskudzone. Bo przednia kotwiczka zaczepia za ster, toteż podczas ściągania wabik kręci się jak śmigło. Sprawdzam pozostałe Sendalki – wszystkie mają to samo! Myśl pierwsza: pogadam ja sobie z tym, który mnie namówił! Toż małe Rapalki i Salmiaki są tańsze! Myśl druga – pozbyć się przednich kotwiczek. Co czynię przy pomocy kombinerek. Bo paluchy zmarznięte, nie mogę zdjąć maleńkich kółek łącznikowych. Kombinerki też zmarznięte, ale one radzą sobie z pokonaniem problemu.

Niestety, choć już nauczyłem się prawie za każdym razem trafiać w wodę prawie tam, gdzie chcę, choć sprawdzam nie tylko z dziesięć wobków w różnych kolorach i wielkościach, ale też kilka wirówek, nawet gumek – nic, nawet puknięcia. Nie skutkuje też pstrągowy kogucik, podarowany mi w Borsukach przez Torque. Podobno rewelacyjny. Niestety, to akurat zostaje w wodzie. Otwierając listę strat.

Wreszcie spotykamy się z Darkiem. Też nie zaliczył nawet jednego brania. Jedynie widział, dochodząc do brzegu, kilka uciekających w popłochu pstrągów (Darek ma polaroidy, więc widzi więcej). Spotkany przez Niego spinningista też, po wielu godzinach prób, nie zaliczył ani jednego puknięcia. Znaczy, że sprawdziły się obawy. Sam chrzęst deptanego śniegu nie pozwoli na złowienie czegokolwiek. Chyba, że przypadkiem. Pod warunkiem wypuszczenia wobka z prądem na sporą odległość. Ale jak wypuszczać, skoro co parę metrów rzeczka zakręca? Niemniej już namierzyliśmy kilka miejsc, w których to możliwe. W drodze powrotnej do punktów startowych sprawdzimy je ponownie. Może teraz, gdy słońce już się chyli ku zachodowi, jakiś kropek da się oszukać?

Nie dał się. Wracamy. Zaraz będzie ciemno, a tu mróz się nasila. I czas na zamówioną obiado – kolację, bo w brzuchach burczy. Humory nam jednak dopisują. Bo choć dzień zupełnie bezrybny, to jednak warto było się nałazić, poznać nowe miejsca, czegoś nowego nauczyć, rozruszać gnaty zastałe za biurkiem, przy kompie, zapomnieć o pracy, zachwycić pięknem tych zakątków, malowniczym zachodem słońca…

Domowe żarełko okazuje się przepyszne. Przemiła, stale uśmiechnięta gospodyni podejmuje nas tak, że każdemu można życzyć podobnej obsługi, takiego nastroju miejsca. Obżeramy się aż po przełyki (Darek pożreć może trzy razy więcej niż ja; chyba taniej wychodzi ubieranie Go). I wędrujemy do pokoju. Przywiozłem „książkę”, czas na „lekturę”. Bo wieczór długi. Więc co jakiś czas podsuwam Darkowi i sobie kolejny, niewielki rozdział. A lektura mocna, ma z pięćdziesiąt „koni”. Tematów do pogaduch mnóstwo. Do tego z ciekawością przeglądamy Atlas ptaków i kilka książek o regionie, podrzuconych nam przez gospodynię. Sacha znajduje co ciekawsze fragmenty, wczuwając się w rolę lektora i czytając na głos. Wreszcie tuż przed północą wędrujemy do łóżek. Wcześnie wzajemnie naładowując się nadzieją, że nazajutrz uda się coś złowić.

Poniedziałkowy poranek (ciut zaspaliśmy, choć koguty darły dzioby jak opętane) to szybkie śniadanko. Też przepyszne! Do dyspozycji m.in. świetny bigosik, swojska kiełbasa, własnej produkcji żółte sery (Darek „wymiótł” cały półmisek), swojska kaszaneczka, jakieś wędliny… I hajda nad wodę! Zostało nam tylko trzy godziny łowienia, więc trzeba maksymalnie je wykorzystać. Pogoda rokuje nieco lepiej. Niebo zasnute chmurami, temperatura na plusie. Śnieg stał się wilgotny, miękki, już tak nie chrzęści pod butami. Więc może jednak się uda?

Nie udało się. Żadnemu z nas. Darkowi to dobrze. On pstrągowe dziewictwo już dawno temu stracił. A mnie nie dotknęło nawet „prawo frajera”… Znów nawet puknięcia. Czyżby pstrągi pościły? A może zagłodzić się chcą na śmierć? Nie dowiemy się. No cóż, każdy ma swoje tajemnice… Lecz przecież gdyby ryby tych tajemnic przed nami by nie miały, to co to by była za przyjemność? Ot, to jak pojechać do sklepu odległego o 200 km i kupić. A tak chociaż pobiegaliśmy sobie nad wodą, dotleniliśmy się, wypoczęliśmy.

Wracamy inną drogą. Zatrzymując się nad Narwią i z podziwem patrząc na to, co się stało: tysiące hektarów niskich łąk, zalanych przez zamarznięciem dwumetrowym przyborem, aż po horyzont ciągną się niczym lodowa pustynia. Z rzadka okraszona krzakami i drzewami, moczącymi nogi głęboko pod lodem.

Widoczna na środku, pozioma kreska, upstrzona pojedynczymi przecinkami topoli, to odległa o półtora kilometra skarpa na prawym brzegu Narwi. W lewo i w prawo – zalane łąki ciągnące się kilometrami. Nic dziwnego, że nawet miejscowi spece nie mogą znaleźć swoich ulubionych miejsc na licznych starorzeczach. Nie mogą znaleźć ryb. Widocznie rozeszły się po tych łąkach, korzystając z okazji do wydłubywania z dna wszelakiego robactwa. Więc miejscowi podlodowcy odpuścili i czekają na wiosnę. Dziwi nas tylko, że na narwiańskim dopływie, zaledwie o kilka kilometrów dalej, trafiliśmy na bardzo niską wodę.

Pstrągowego dziewictwa nie straciłem. Choć bardzo chciałem. Trudno. Lecz jeszcze popróbuję. Bo chyba jednak bakcyl zaczął we mnie kiełkować.

Bombel


 
Pokrewne linki
· Więcej o Spinningowe łowy
· Napisane przez Monk


Najczęœciej czytany artykuł o Spinningowe łowy:
Trokizm


Opcje

 Strona gotowa do druku Strona gotowa do druku

 Wyœlij ten artykuł do znajomych Wyœlij ten artykuł do znajomych


Komentarze sš własnoœciš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoœci za ich treœć.

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować

Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez Zamki (Zamki@interia.pl) dnia 21-02-2007 o godz. 13:08:23
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.morskietrocie.e-fora.pl
Ale fajnie spędzony czas tylko pozazdrościć. Bombel przyjdzie i na Ciebie pora :-):).



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez SpinerK (kuba.vino@gmail.com) dnia 21-02-2007 o godz. 14:29:54
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Dobrze było Bombel, ważne że w ogóle się wybrałeś :) Pstrągi po jakimś czasie przyjdą same :) Wystarczy trochę popracować na rzutami, polecam przede wszystkim rzut "spod siebie".



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez torque (torque@pogawedki.wedkarskie.pl) dnia 21-02-2007 o godz. 14:52:14
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Tak się Bombel złożyło, że w ten weekend i ja i wielu moich znajomych, w różnych częściach kraju, próbowało złowić pstrąga. W wielu wypadkach na próbach się kończyło. Słoneczko, które wyszło zza chmur, na czas weekendu, spowodowało, że pstrągi niechętnie lub wcale nie współpracowały. A już w poniedziałek siedząc pracy, od rana dostawałem informacje o pięknych pstrągach złowionych zarówno na północy jak i południu kraju. Wystarczyło, ze słońce schowało się za chmury.
Tak więc pocieszyć się możesz, że nie jesteś jedyny, który nie połowił podczas ostatniego weekendu.



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez Wichura dnia 21-02-2007 o godz. 15:41:54
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.VingTsunKuen.trinet.pl
Czytając Twoją opowieść o trafianiu woblerkami w wodę przypomniało mi się powiedzonko Fartiego. Mawia on: "Widzisz, na pstrągach najważniejszą sprawą jest, trafić przynetą w rzekę" :))



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez jarekk dnia 21-02-2007 o godz. 15:50:23
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.grodzkie.pl
Bardzo sympatyczny tekścik :) Szczerze, bez zadęcia i przemądrzałości. Od razu przypominają się sceny sprzed paru (..hmmm) lat, gdy połowę woblerowego pudełka wieszało się wiewiórkom w oknach. Przyznam zresztą, że nawet obecnie na pierwszy wypad w sezonie zabieram zwykle drugoligowe wabiki, bo po zimie i ręka niepewna i oko jakby krzywe. A co do dziewictwa, to podobno samo mija, kwestia czasu ;)



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez Anguiler83 (p.daniec@op.pl) dnia 21-02-2007 o godz. 22:03:52
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Bomblu złowisz jeszcze nie jednego pstrąga. Przy takim zapale i miłości do tego co się robi wyniki murowane. I myślę, że nie będziesz długo czekał. A sama relacja jak zawsze na poziomie – czyta się, wyobraża sobie to co opisujesz i czuje jakby było na rybach :)



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez Yelcyn dnia 21-02-2007 o godz. 23:58:41
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://www.wcwi.pl
Andrzej, podobno dziewictwo najszybciej się traci w samotności...ale - w grupie raźniej! :) W moim pierwszym (i jedynym) wypadzie na kropkowańce sukcesy miałem podobne: było nas 7-miu! Poznałem co to przyjaźń, posłuchałem swietnych opowieści, poznałem technikę... tylko dziewictwa nie straciłem! :) Może dziurka (głęboczek) była za płytka??? ;)



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez Megalodon dnia 22-02-2007 o godz. 01:07:24
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Bombel - to nic, że tym razem nic nie złapałeś. Liczy się duch i upór czego widzę Tobie nie brakuje. Tak trzymać. Gratuluje wyprawy i zapału.



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez Czez dnia 22-02-2007 o godz. 08:54:33
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Tekst bardzo mi się spodobał z jednej prostej przyczyny jam też dziewica w ten deseń ;-)))) i dokładnie tak wyobrażam sobie próby utraty dziewictwa przez siebie. Jak tak czytałem to na myśl mi iągle przychodziło, kurcze przecież ja też bym na 100% nie trafił, zawadził itd. :-))))

PS. A tak na marginesie to nie wiedziałem, że z Ciebie taki pieszczoch...Sacha bajeczki do snu czytać musiał ...no, no, no...



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez trutta dnia 22-02-2007 o godz. 11:24:09
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Bombel z pstrągami to jak z kobietami im dłużej jej nie możesz mieć tym lepiej później czujesz smak zwycięstwa.
Doczekasz się doczekasz!!!.



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez tomek79 (jackpot.baby@gmail.com) dnia 22-02-2007 o godz. 15:19:31
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Brawo, jak zwykle fajowska relacja... :) Twoje teksty mają to do siebie, że nawet gdy nie ma w nich zdjęc albo na zdjeciach nie ma ryb, to i tak słowami wystarczająco działasz na wyobraźnię...:) pzdr



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez Barach3 (barach3@poczta.onet.pl) dnia 23-02-2007 o godz. 11:50:28
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć) http://okon.glt.pl
Ja w tym roku byłem w podobnej sytuacji. Dopiero od tego sezonu rozpocząłem zabawę z "kropkowańcami". Miałem jednak szczęście, bo już na drugiej wyprawie straciłem "pstrągowe dziewictwo". Także głowa do góry i marsz na drugą wyprawę, a może znajdziesz swe rozdziewiczenie (tak jak ja ) na drugiej wyprawie :)



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez Robert (gosia67600@aol.com) dnia 24-02-2007 o godz. 13:03:37
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Przesympatyczny i zgrabny tekst !
Sporo w nim prawdy i o moim łowieniu !Takie rzeczki u mnie
to tradycja.Mimo iż oswoiłem już rękę do rzutów w takich warunkach,
nie raz i nie dwa „wieszam”przynętę na krzakach.
Nie złowiłeś swojego pstrążka, ale tak właśnie bardzo często wyglądają
i moje wyprawy(jeśli to ma Cię pocieszyć).
Podoba mi się również Twoje podejście do wedkowania,mam podobny
punkt widzenia :-)).



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez orzech dnia 26-02-2007 o godz. 15:35:26
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Ciekawy pomysł aby napisać o traceniu dziewictwa nie tracąc go.
Mój pierwszy dzień nad rzeczką był niemal identyczny. Też ozdabiałem drzewa świecidełkami, też denerwowałem się na siebie i rzeczywistosć. Było tylko trochę cieplej a mój kolega-guru złowił trzy sztuki. I ta wąska woda gdzie niby pływają kabany:) Czytałem jakbym czytał własne myśii.



Re: Lekcja pokory (Wynik: 1)
przez Amitaf dnia 05-03-2007 o godz. 14:20:12
(Informacje o użytkowniku | Wyœlij wiadomoœć)
Bombel, ciekawy artykuł bez przesady i prawdziwy. Któż z nas, kto zaczynał nie miał takich przygód „niech pierwszy rzuci kamień”. A i później niejednokrotnie zdarzy się (mnie w ostatnią sobotę 03.03.07r.) zostawić nieco „żelastwa” w wodzie na zaczepie i tego najbardziej łownego tzw. tajna broń. Bo jak się nie zerwie to jak mawia mój przyjaciel po kiju „otwieramy pudełko i do wody” – przynętę. Będzie okazja uzupełnić coś nowego i na pewno „super łownego” . Nie zniechęcaj się, następnym razem będzie lepiej. No i wiosna idzie, a wiosną jak żabka ruszy to drżyjcie narody . Pozdrawiam i życzę cierpliwości oraz pierwszego (i nie ostatniego) kontaktu z piegusem.
PS. Polecam rzuty z kolana tzw. forhend i backhand.


Pogawędki Wędkarskie - portal dla wszystkich wędkarzy!
Redakcyjna poczta: redakcja@pogawedki-wedkarskie.pl

Redakcja serwisu w składzie: Jarbas, Marek_b, -, -, -, -

Wszystkie teksty i zdjęcia opublikowane w portalu są utworami w rozumieniu prawa autorskiego i podlegają ochronie prawnej. Kopiowanie, powielanie, "crosslinking" i jakiekolwiek inne formy wykorzystywania cudzej własności intelektualnej i twórczej bez zgody właścicieli praw autorskich są zabronione prawem.

Wszelkie znaki towarowe są własnością ich prawowitych właścicieli, zaś ich użycie dozwolone jest wyłącznie po uzyskaniu zgody.

PHP-Nuke Copyright © 2004 by Francisco Burzi. license.
Tworzenie strony: 0.17 sekund :: Zapytania do SQL: 184