Pierwsze historyczne wzmianki o karpiu, o jego występowaniu w rzekach, można znaleźć u Arystotelesa (384 – 322 p.n.e.) i Pliniusza (23 – 79 n.e.). Prof. P. Wolny twierdzi, że początki udomowienia karpia w Europie sięgają prawdopodobnie VI – V w. p.n.e., a stało się to na terenie Dacji, w ujściu Dunaju.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 569
Zalogowani 0
Wszyscy 569
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
krzysztofCz: [quote:f2a4672e65="jjj
an"]W tym wątku będę
podawał wpłacone kwoty ...(18270) Mar 27, @ 16:07:40
lecek: Wielkanoc w Ustroniu.
Zapowiedziałem
małżonce, że święto,
świętem ...(59110) Mar 26, @ 15:02:24
lecek: Pooszło. k ...(18270) Mar 26, @ 14:43:29
krzysztofCz: Za Lucka i Bedmara...
poszło k ...(18270) Mar 26, @ 14:00:16
artur: Poszło ...(18270) Mar 26, @ 10:30:05
krzysztofCz: Poszło k ...(18270) Mar 26, @ 07:09:09
jjjan: Nikt się nie kwapi
więc jeżeli ktoś chce
wpłacić,, to proszę
blik ...(18270) Mar 25, @ 20:19:56
mario_z: Dzisiaj spotkanie
jajeczkowe nad wodą,
oczywiście bez wędki
bym n ...(59110) Mar 24, @ 20:50:03
Krzysztof46: nic nie trzeba
,zbierajcie na
nastepny rok i tyle w
temacie ...(18270) Mar 24, @ 17:30:00
krzysztofCz: To komu mamy wpłacać
;question Ktoś
zapłacił, to trzeba Mu
się ...(18270) Mar 24, @ 17:27:29
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Przekonać żonę do wędkarstwa
Opublikował 12-09-2006 o godz. 22:10:00 Monk |
Muszyniak napisał
Na pewno wielokrotnie niejeden z nas wysłuchiwał narzekania żony: „co znowu na ryby, ciebie wiecznie nie ma w domu” i tak dalej i tak dalej. Pewnego razu postanowiłem zabrać moją ślubną nad wodę, aby sama zobaczyła, jaka to atrakcja ciągnąc rybę na haku. Do wyjazdu przygotowałem się jak najlepiej potrafiłem…
Kupiłem dobrą zanętę na rzekę, sprawdziłem w kalendarzu brań, czy sprzyjają mi wszystkie gwiazdy i po przygotowaniu sprzętu zabrałem żonę na ryby. Wyjechaliśmy późnym niedzielnym porankiem, zaraz po śniadaniu i „wyszykowaniu się żony – porannej toalecie”. Wierzcie mi nie było szans wyjechać wcześniej. Oczywiście głównym elementem bagażu oprócz wędek był leżak do wygodnego przyglądania się łowieniu ryb. Jadąc nad wodę już w trakcie drogi przygotowywałem żonę na dużą rybę, gdyż wybrałem miejsce na odrze w którym wyciągałem niezłe leszcze. Wgłębiałem ją w tajniki wędkowania. Na czym polega łowienie na grunt, co to jest bombka na żyłce, jak należy zacinać rybę i jak ją holować, a następnie jak używać podbieraka. Po przeprowadzeniu wstępnego szkolenia dojechaliśmy nad wodę.
Odra w tym dniu była mętna, miała leniwy wolny nurt, było cudownie, spokój, cichutko, wprost idealna pora na odpoczynek, no i łowienie ryb. Rozbicie się i zarzucenie wędek nie trwało zbyt długo. Po tych czynnościach usiadłem wygodnie na małym taboreciku i zaczęło się oczekiwanie na branie. W duchu modliłem się, aby to była duża ryba, która podniesie poziom adrenaliny zarówno u mnie, jak i u mojego obserwatora. Tak mijała minuta za minutą, moja żona zaczęła się lekko nudzić (dobrze, że zabrała jakiś kolorowy babski magazyn). Starałem się jej wytłumaczyć, że niekiedy jest tak, że na rybę trzeba czekać dłuższą chwilę. Że to zależy od ciśnienia, pogody, pory dnia i takie tam. W pewnej chwili całą nostalgię i napięcie przerwało branie na jednej z wędek. Pozwoliłem żonie, aby lekko zacięła i sama wyciągnęła rybę. Trwało to krótką chwilę, no i oczywiście do podbieraka - bo jak mogłoby być inaczej - trafił malutki, około 15 centymetrowy okoń. Wiem, że z tym podbierakiem to przesada, ale miało być tak, jak w przeprowadzonym wcześniejszym szkoleniu. Radości było multum, odbył się cały rytuał z wpuszczeniem rybki ponownie do wody i mało brakowało, a okoń dostałby na pożegnanie buziaka. No cóż, przygotowałem zestaw ponownie i zarzuciłem w miejsce, gdzie jest lekko głębiej, z nadzieją na ogromnego leszcza. W końcu miał to być wyjazd na dużą rybę w celu przekonania żony do tego zacnego hobby. I znowu wszystko wróciło do normy, nastała cisza i skupienie, obok na słońcu suszył się podbierak, a moja luba siedziała zapatrzona na zawieszoną bombkę na żyłce. Widziałem błysk w jej oczach i oczekiwanie na następne branie. Po jakimś czasie, zjedzeniu kanapek i wypiciu kubka kawy, jedna z wędek delikatnie drgnęła. Sygnalizator poszedł w górę, uderzając silnie o wędkę. Poderwałem się natychmiast, chwyciłem wędkę w dłonie i zaciąłem. Blank wygiął się jak struna, żyłka mocno się naprężyła. Nawet nie zauważyłem, jak obok mnie stała żona z przygotowanym podbierakiem. Poczułem w ręce lekkie drgania wędki. Krzyknąłem, że to musi być jakaś duża i silna ryba. Zacząłem pompować i zwijać żyłkę, tłumacząc cały podekscytowany, że tak należy robić przy tak dużym egzemplarzu, aby nie doszło do zerwania żyłki. W czasie pompowania widziałem jak żyłka niknie w mętnej wodzie, przemieszczając się raz na lewo, raz na prawo. W czasie pompowania czasami odzywał się hamulec kołowrotka lekko terkocząc. W czasie holu modliłem się, aby tylko wytrzymał zestaw. Żona nie mogła doczekać się lądowania ryby w podbieraku. Sam zastanawiałem się, co to może być? Co to za ryba skusiła się na czerwone robaki. Byłem przekonany, że to może być niewielki sum, który połknął haczyk.
Delikatnie pompując starałem się jak najbezpieczniej ściągnąć rybę do brzegu. Im bliżej brzegu wahania zestawu z lewej strony na prawą słabły. Również naprężenie żyłki było tak jakby lżejsze. W tym momencie byłem pewny, że ryba jest moja. Przed końcem holu wykrzykując do żony starałem się jej powiedzieć jak ma podebrać rybę, aby jej nie spłoszyć. Przy samym końcu holowania spojrzałem w wodę i zbaraniałem. Obok słyszałem dziki śmiech mojej żony. Stałem jak wryty i nie mogłem uwierzyć. Na końcu zestawu na moim haczyku wisiała przyczepiona za uszko reklamówka, która w czasie holu napełniała się wodą i to powodowało straszny jej opór oraz „tańczenie w lewo i w prawo”.
Było mi bardzo głupio. Stałem nad wodą z wędką, z bardzo głupią miną, uśmiechając się do siebie.
W tym dniu było to ostatnie tak efektowne branie. Na kolację jedliśmy rybę kupioną w markecie. Mimo szczerych chęci nie udało mi się zaszczepić u mojej żony bakcyla wędkarstwa…
Muszyniak
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Przekonać żonę do wędkarstwa (Wynik: 1) przez ilbelfero dnia 13-09-2006 o godz. 07:23:40 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.goslask.profort.org.pl/index.php?a=glowna | Ja też czasami biore żonkę na ryby, ale po pierwsze nie ma mowy by wstała o 5 czy 6-ej, a po drugie raczej nie ma ochoty trzymać wędki. Zazwyczaj bierze sobie coś do czytania. Ewentualnie jakies papiery z roboty. Po trzecie zapomnijcie o całodziennym siedzeniu. Mimo to bywa przyjemnie. Ale znam smak tych wymówek. Razu pewnego po takiej rozmowie z miłą moją założyłem temat na forum "jak wychować żonę?". Polecam, zajrzyj do tej dyskusji. I na koniec krótki cytat z filmu: "żonę trzeba trzymać krótko, tydzień, najwyżewj dwa". :) pozdrawiam. ilbelfero |
|
|
Re: Przekonać żonę do wędkarstwa (Wynik: 1) przez sqza (sqzaanna@tkdami.net) dnia 13-09-2006 o godz. 11:22:35 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) http://www.kotuszow.pl | I masz szczęście, że nie udało jej się zaszczepić "bakcyla wędkarstwa". Mi się udało i żałuję tego do dziś. Po pierwsze już całkiem nie mam możliwości wyjechać samemu, bo no co Ty jedziesz a ja???? Jedziemy razem!!!. A więc najczęściej z dziećmi i olbrzymim majdanem. Po drugie ona często łowi większe ryby ode mnie i wtedy to mnie już trafia... :-) Po trzecie łowią również dzieci... Słowo "łowią" oznacza, że to JA muszę przygotowywać zestawy dla kobiet i dzieci, odplątywać żyłki, pozbywac się zaczepów itd. wwrrrrrrrrrrrrrrr... A mówią, że wędkarstwo uspokaja :-) |
|
|
Re: Przekonać żonę do wędkarstwa (Wynik: 1) przez old_rysiu dnia 13-09-2006 o godz. 20:46:34 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Brawo - gratulacje za ładny tekst. Ciekawe, czy powtórzyłeś taki wspólny wypad. Jakiedyś też zabrałem swoją żonę na ryby - lato, ładna pogoda, piękna woda i leżaczek. My z córką w wodzie się kąpiemy a Ona nawet nie drgnęła jak z wędki ( tuż obok jej nogi ) karp wyciągał żyłkę z prędkością motorówki. Nawet jej powieka nie drgnęła :-) My z córką biegiem po kolana w wodzie na wyścigi biegliśmy do kija a moja żona nie wiedziała dlaczego :-) Ja tam nic już mówić nie musiałem, ale córka .. ta to się nakrzyczała. ``Mamuśka, czyty nie słyszysz? ..Mamuśka ... mogłaś chociaż zaciąć ...`` :-) Córka wtedy miała zaledwie 12 lat :-) |
|
|
Re: Przekonać żonę do wędkarstwa (Wynik: 1) przez katarina (whitehors@wp.pl) dnia 18-09-2006 o godz. 19:59:07 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | haha..świetny tekst..niestety coraz częściej w Odrze można złowić pokaźnego śmiecia zamiast wymiarowej ryby..proponuje zabrać żonę jeszcze raz na wodę, zaopatrzyć ją w lekką wędkę ze spłwikiem..myśle,ze po kilku samodzielnie złowionych rybkach spodoba się jej łowienie a kto wie, może nawet sama założy robaczka na haczyk?? :) pozdrawiam... |
|
|
|