Bongo napisał
Ostatnio mój dobry kolega zakomunikował mi, że za domem swojej wybranki odkrył w lasku mały stawik, w którym można pobawić się z drobnic±, a że owa miejscówka znajduje się dosyć blisko naszego miejsca zamieszkania, postanowili¶my uzbroić baty w lekkie zestawiki i wyruszyć na łowy.
Polecono mi zabranie długich spodni, gdyż przeprawa w kierunku bajorka jest dosyć ciężka. Niebawem przekonałem się jak bardzo. Miejscami nie wiedziałem, gdzie jestem. Chaszcze sięgały do ramion (pokrzywy również). Momentami my¶lałem, że oddam królestwo za maczetę, ale po 10 minutach byli¶my na całkiem urokliwym miejscu.
Mały stawik z mnóstwem sitowia dookoła, pełno ptaków oraz bardzo przyjazny piżmak, z którym spotykali¶my się jeszcze parę razy przy okazji łowienia w tamtej okolicy. Karasie bior± jak oszalałe (drobnica - największe sztuki dorastały do 15 cm, także zaraz po złowieniu trafiały do wody) - jednym słowem mnóstwo zabawy.
Zadowolony z sobotniego pobytu nad stawikiem zdecydowałem się wybrać tam następnego dnia. Wtedy wła¶nie cały czar miejsca prysł...
Nie ma gdzie wędki wetkn±ć, mnóstwo miejscowych niedzielniaków, prawie wszystkie stanowiska zajęte. No cóż - nie denerwowałbym się tak bardzo gdyby nie to, co wyprawiali. Każdy uzbrojony w dwie wędki z siatk± przy boku, co chwila lokuje w wodzie kolejne kule zanęty. Łowi karasia za karasiem, kiełbiki, płotki ... Wszystko w takich rozmiarach jak opisałem wyżej i najgorsze - z wyładowan± po brzegi siat± takich okazów opuszcza łowisko. Szlag jasny mnie trafił, chociaż mam dopiero 18 lat! Nie będę przecież chodził i mówił: „ po co panu te ryby”, czy co¶ w tym stylu. Może karasie na żywca s± dobre, ale na licho cała siata!? Nie potrafię zrozumieć takiego zachowania...
Poirytowany do granic wytrzymało¶ci cała spraw± wróciłem do domu i od tej pory zagl±dam tam tylko w tygodniu, gdy łowcy okazów siedz± najprawdopodobniej w pracy i wróc± znów opróżniać to urocze miejsce w okolicach weekendu...
Cóż - szkoda słów... i ryb.
Bongo