Czy wiesz, że...
Polskie obszary morskie /32,4 tys. km kw. , w tym 8628 km kw. morza terytorialnego/ uznawane są za bogate w zasoby rybne. Wydajność w polskich obszarach morskich wynosi średnio 35,9 kg/ha, podczas gdy średnia dla Morza Bałtyckiego wynosi 18,5 kg/ha.

Konto/logowanie
Members List ZAREJESTROWANI
 Ostatni Tobiasz
 Dzisiaj 0
 Wczoraj 0
 Wszyscy 4520

 UŻYTKOWNICY
 Goscie 337
 Zalogowani 0
 Wszyscy 337

Jesteœ anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj

Jesteœ stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj
aby zalogować się!

Na forum napisali
krzysztofCz: [quote:f2a4672e65="jjj an"]W tym wątku będę podawał wpłacone kwoty ...(18245) Mar 27, @ 16:07:40

lecek: Wielkanoc w Ustroniu. Zapowiedziałem małżonce, że święto, świętem ...(59106) Mar 26, @ 15:02:24

lecek: Pooszło. k ...(18245) Mar 26, @ 14:43:29

krzysztofCz: Za Lucka i Bedmara... poszło k ...(18245) Mar 26, @ 14:00:16

artur: Poszło ...(18245) Mar 26, @ 10:30:05

krzysztofCz: Poszło k ...(18245) Mar 26, @ 07:09:09

jjjan: Nikt się nie kwapi więc jeżeli ktoś chce wpłacić,, to proszę blik ...(18245) Mar 25, @ 20:19:56

mario_z: Dzisiaj spotkanie jajeczkowe nad wodą, oczywiście bez wędki bym n ...(59106) Mar 24, @ 20:50:03

Krzysztof46: nic nie trzeba ,zbierajcie na nastepny rok i tyle w temacie ...(18245) Mar 24, @ 17:30:00

krzysztofCz: To komu mamy wpłacać ;question Ktoś zapłacił, to trzeba Mu się ...(18245) Mar 24, @ 17:27:29


Artykuły komentowali
Krzysztof46 w ''Znowu Ta Szwecja'': Szkoda panowie ze sié nie oglaszacie .Chétnie dokoptowalbym do fajnej ekipy ...
Karpiarz w ''Usuwanie usterek w wagglerach i sliderach Dino.'': Ot fachura jestes Jotes. Pozdrawiam i dzieki za cenne wskazowki.
grubyzwierz w ''Znowu Ta Szwecja'': hmhmh... Mówisz Jacek, że Szwecja.. ? Kto wie, kto wie... :)
krzysztofCz w ''Znowu Ta Szwecja'': Janku czekamy na nową relację :-)
old_rysiu w ''Znowu Ta Szwecja'': A my pozdrawiamy z Polen :-)
jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Jeszcze nie do końca.
Ekipa pozdrawia że Sweden.🙂

Zenon w ''Znowu Ta Szwecja'': Dlaczego "znowu" czyżby się znudziła?

Miło widzieć znajome pyszcz...

jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Gdyby popłynąć w czwartek w dzień, to do Karlskrony, bilet dla czterech plus...
dzas w ''Znowu Ta Szwecja'': koszta zależą od tego ile pijesz... :) bez tego w 2,5 tysia za dwa tygodnie ...
the_animal w ''Znowu Ta Szwecja'': Świetna wyprawa - ekipa wiadomo - chętnie dowiedział bym się jakie koszta są...

Rozmaitości
» Pomocnik
» Regulamin PW
» Przeszukiwanie zasobów
» Przeszukiwanie forum
» Łowca Okazów 2010
» Grand Prix Czatu
» Prognoza pogody
» Ośrodki i stanice wędkarskie
» Rejestracja łódki
» Interaktywne krzyżówki

Recenzje
· JAXON ZX MACHINE 400
· MacTronic NICHIA HLS-1NL2L
· TUBERTINI GORILLA UC4 FLUOROCARBON
· Daiwa Exceler Style F
· Namiot Fjord Nansen
· Mikado NSC Feeder
· Wędzisko Mikado NSC 360 Feeder Nanostructure
· Mistrall Bavaria 2,7
· żyłka DUAL BAND
· Mikado T-Rex Bolognese 600

Filmoteka
Sum 200cm

Dodał: avallone78
Dodany: 14th Feb 2011
Odsłon: 2101
Ocena: 0.00 Ocen: 0

X targi Na Ryby ZAJAWKA

Dodał: jarecki74
Dodany: 19th Mar 2010
Odsłon: 1964
Ocena: 1.00 Ocen: 1

Boleń Wojtka

Dodał: wojto-ryba
Dodany: 23rd Dec 2009
Odsłon: 1985
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 5/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2225
Ocena: 5.00 Ocen: 4

Żerowanie karpi 4/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2055
Ocena: 5.00 Ocen: 2

Żerowanie karpi 3/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2112
Ocena: 4.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 2/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2024
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 1/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2063
Ocena: 2.00 Ocen: 1

Sum Odrzański

Dodał: jarokowal
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2426
Ocena: 5.00 Ocen: 3

Hol suma

Dodał: Marek_b
Dodany: 22nd Mar 2009
Odsłon: 2246
Ocena: 5.00 Ocen: 3


Forum Dyskusyjne Pogawędek Wędkarskich

Pogawędki Wędkarskie :: Zobacz temat - Sitcom - zaczynamy (2)
Pogawędki Wędkarskie Strona Główna -> Sitcom
Sitcom - zaczynamy (2)
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwoœci zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Lista tematów forum
Poprzedni temat :: Następny temat  
Autor Wiadomoœć
old_rysiu
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Jul 31, 2002
Posty: 8461

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Wądół
PostWysłany: Czw Lut 06, 2003 9:32 pm    Temat postu: Sitcom - zaczynamy (2) Odpowiedz z cytatem

Już sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Jutro rano jedziemy na ryby a tu leje. Spać nie mogę, po parapecie brzęczą krople deszczu. Zacina od wschodu. Jeszcze mój dziadek mówił - " Od wschodu nic dobrego nie przyjdzie ".
Z prognoz telewizyjnych, nic się nie dowiedziałem - " pogoda zmienna .."
Barometr stoi jak wryty - to dobrze, ale czy przed świtem nie zmieni położenia? Czasami lepiej nie patrzeć. Po co martwić się na zapas. Musi być duch walki, to lubię najbardziej. Skoro mam wreszcie trochę czasu na rybki, niech barometr mi nie psuje tego.
Teraz najważniejsze to spać. Budzik nastawiony. Nigdy nie był mi potrzebny, zawsze wstaje pół godziny prędzej. To chyba niepokój, ze mogę zaspać.
Stary zegar już bije. Raz, dwa....dziewięć, dziesięć. Spij już wreszcie, śpij.
Dobrze się mówi. Jeszcze w myśli przegląd sprzętu, przynęt, obraz lustra wody - ach ta wyobraźnia.
Cała noc to przewalanie się. Krótka drzemka, mini sen o holowanej rybie, przebudzenie, liczenie uderzeń zegara....znów drzemka.
Jest wpół do trzeciej. Kosy już śpiewają za oknem zwiastując nadejście świtu. Tego już nie wytrzymuję. Wstaję. Nie słychać deszczu. Czyżby przestało padać? Może zmiana kierunku i wali po parapecie od strony zachodniej?
Na tle świecącej lampy widać ciszę. Na kałużach też nie widzę zmarszczek. Przestało padać. Jest ciepło. Na termometrze + 19 * C. Lekka mgiełka, zero wiatru. Jest super.
Woda do czajnika, toaleta poranna bez golenia. Z lodówki wyjmuję sernik wiedeński. Kawka i już zabieram się za śniadanko. Teraz dopiero ryczy budzik. Biegiem do pokoju. Uspakajam go i zaglądam na żonę. Na szczęście jeszcze śpi. Za czterdzieści minut spotkanie na parkingu. O czym ja dzisiaj zapomnę? Zawsze na łowisku czegoś mi zabraknie.
Bam, bam, bam. No i mamy już trzecią nad ranem. Powoli trzeba schodzić.

( Dalszą część pisze Linisko )
linisko
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Oct 19, 2002
Posty: 279

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Zamość
PostWysłany: Czw Lut 06, 2003 11:18 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Już wszyscy jesteśmy na parkingu, jest nas pięciu, wszyscy się witają i do samochodu.
Godzina drogi przed nami, godzina pogawędek wędkarskich, sto dwadzieścia kilometrów do wyznaczonego miejsca. Jedziemy na Bug w poszukiwaniu leszcza, karpia i suma. Dwa dni nad piękną, dziką rzeką, tylko my i ryby. Rozmowy w samochodzie trwają to o sprzęcie , to o przynętach i zanętach, każdy ma jakiś plan na złapanie ryby. Czas jazdy przeciąga się z powodu mgły, nad wodę dojedziemy później niż planowaliśmy.
Powoli zbliżamy się do celu, zaczyna się rozwidniać. I wreszcie jesteśmy, Jest godzina 4.40 nad ranem . Szukamy wygodnego miejsca, podczas poszukiwań spotkaliśmy miejscowego który właśnie wracał z nocnej zasiadki na suma, złapał jednego 10kg. i jednego spiął, już myślimy o nocy, czy nam także się poszczęści? Wszyscy zadajemy sobie to samo pytanie. Znaleźliśmy wygodne i dostępne miejsce. Pierwszy rzut okiem na wodę i rozkładam wędki , koledzy też nie leniuchują . Na jedną wędkę zakładam trzy białe robaczki i kukurydze , a na drugą dwa ziarka kukurydzy. Jest już jasno , słońce powoli wychyla się zza drzew.
Namioty rozłożymy później, Ranek może okazać się obfity w brania i szkoda byłoby je przegapić .
Po nęceniu, siedząc na krzesełku popijam gorącą kawkę i czekam na pierwsze branie. Ciągle myślę o nocy , czy weźmie jakiś sum , nurtujące pytanie dręczy mój umysł .

( dalszą część pisze Esox )


Ostatnio zmieniony przez linisko dnia Piš Lut 07, 2003 8:46 am, w całości zmieniany 1 raz
Esox
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Jul 31, 2002
Posty: 4285

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Warszawa
PostWysłany: Piš Lut 07, 2003 12:37 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie pamiętam, kiedy ostatnio było mi dane posłuchać tej najpiękniejszej z możliwych do usłyszenia na Podlasiu opowieści - gadania rzeki o tym, co widziała, tocząc od źródeł swą kawową wodę. Rozglądam się po okolicy. Powyżej mojego stanowiska łagodny zakręt. Jestem na jego zewnętrznym łuku. I dobrze, bo tutaj będzie głębiej. Przypominając sobie rzeczne wyprawy ze szczenięcych lat, zaczynam odgadywać tajemnice łowiska. Czytam rzekę - jak mawiał mój dziadek. I dopiero teraz uświadamiam sobie jak bardzo brakowało mi tej lektury. Widzę przelane główki powyżej i poniżej mnie. Za dolną główką nurt umyka na drugi brzeg, zaś pośrodku koryta woda chlupocze, bełta się - zapewne jest tam spora rafka.

Szczytówka gruntówki wpada w sierocą chorobę. Buja się to do przodu, to do tyłu i usypia swoim kołysaniem. Federek posłusznie tworzy kąt prosty z żyłką i pozostaje nieugięty. W krzakach za plecami słyszę melodyjne, fletowe pogwizdywania wilgi. Wstaję delikatnie z krzesełka, aby nie spłoszyć tego ślicznego, żółto-czarnego ptaka. Niestety - nie tak łatwo go dojrzeć. Po chwili słychać, jak już z oddali woła: "Zofijo - chodź na piwo". O właśnie - piwo! Przyroda jest jednak mądra i wie, czego mi trzeba.

Przedzieram się przez krzaki i wychodzę na ścieżkę wśród wysokich traw. Całe są mokre od rosy i brnąc tak w stronę Zbyszka, mam po chwili mokre spodnie. Brrr - tego chyba najbardziej nie lubię. Wspinam się na skarpę, pod którą siedzi mój nawierniejszy kompan wędkarskich wypraw. Z góry, w swoim kapeluszu wygląda zabawnie. Coś mnie kusi, podnoszę mały kamyk i pac... rzucam nim w środek kapelusza.

- Pieprzone ptaki - mówi Zbyszek macając się po głowie. Zaskakujące, jak jego miłość do przyrody w jednej chwili przeradza się w tak dosadnie sformułowany manifest wojenny. To mi wystarczy, aby podjąć walkę w obronie honoru ptaków. Rzucam jeszcze raz. Tym razem kamyk trafia w wodę. Zbyszek wstaje i podchodzi do samego brzegu, wpatrując się w nurt. Zaczynam się krztusić ze śmiechu, kiedy tkwi tak już minutę, wciąż usiłując wypatrzeć przyczynę chlupnięcia. Już chcę wyjść z ukrycia, uśmiać się serdecznie, otworzyć puszkę piwa, kiedy z oddali dobiega znajomy odgłos. Dzwonek mojej gruntówki!

Biegnę na oślep, teraz już cały mokry. Wysokie pokrzywy chlastają po twarzy, jeszcze skok między gałęzie, jeszcze kałuża i... jasna choroba - na błocie przewracam się i na tyłku zjeżdżam do samych wędek. Chwytam gruntówkę i zacinam przesadnie szerokim gestem, aż za plecy. Zbyszeeeeeeek, Zbyszeeeeeeeeeek - branieee! Wszystko mnie swędzi, cały jestem w błocie, ale nic to - w tej chwili najważniejsza ryba. Pierwsza od lat. Idzie opornie, kołowrotek oddaje kawałek żyłki, ale po chwili opór maleje. Podciągam zestaw, z wody wynurza się ciężarek, a za nim spora kępa jakiejś wodnej trawy, owinięta na haczyku. Niech to szlag! Zaczynam zdejmować trawę z przyponu. Kiedy już prawie całkiem się jej pozbywam, dostrzegam, że na haczyku wisi jazgarz. Załamany kładę się na plecach, ściskając go w dłoni.

- Ale cię umęczył - wytrzeszcza oczy Zbyszek, który właśnie przybył z pomocą - uważaj, bo jak dostaniesz jakiegoś leszcza, albo brzanę - to cię w całości do domu nie dowiozę. Jak ja nie lubię jego złośliwego chichotu, kończącego się zawsze kaszelkiem palacza. Kiedy jednak patrzę na siebie, całego w bąblach i oblepionego błotem - przyznaję - wyglądam idiotycznie.

Powoli się podnoszę, odstawiam gruntówkę, kiedy kątem oka spostrzegam potężne szarpnięcie na federze. Kijek nie tyle się ugiął, co razem z podpórkami wpadł do wody. Chwytam go w ostatniej chwili i nawet nie muszę zacinać. Na drugim końcu czuć rybę. I to nie byle jaką. Śmiech Zbyszka dawno już umknął z prądem rzeki - teraz stoi skupiony obok mnie i spogląda to na wędkę to na wodę. Holuję powoli, spokojnie, ryba wychodzi z nurtu pod brzeg - trzeba będzie ją spokojnie podciągnąć pod prąd, bo zejść się nie da. Zbyszek moczy siatkę podbieraka, przytrzymując papierosa w zębach. Na wodzie widać wir i ryba odbija do dna. Kilkakrotnie zgrzyta hamulec. Wreszcie naszym oczom ukazuje się piękny jaź. Zbyszek podbiera go pewnym ruchem. Zadowolony spoglądam na rybę i mówię - Dobrze, że tamten mnie tak przygotował - to przy tym się już nie zmęczyłem.

Robimy kilka zdjęć ryby, po czym delikatnie wypuszczam ją do wody. Gdyby to był leszcz, jego los byłby zapewne całkiem inny, ale w jaziach ani ja, ani Zbychu nie gustujemy. Zarzucam znowu pickera, zaś gruntówką macham w stronę rafki. Być może w jej pobliżu czai się jakaś brzana? Kiedy po założeniu dzwonka odwracam się od wody, Zbyszka już nie ma. Z oddali słychać dźwięk jego elektronicznego wskaźnika w kołowrotku na sumowej gruntówce. Czyżby sum? W biały dzień?

(ciąg dalszy pisze Rumun)
Rumun
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Oct 26, 2002
Posty: 475

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Wrocław
PostWysłany: Piš Lut 07, 2003 11:39 pm    Temat postu: Sitkom, cd. Odpowiedz z cytatem

Zbychu szybkim, aczkolwiek pewnym biegiem, uprzedzony moją nauczką podążył w stronę wędziska. Zebrałem się i nie zwracając uwagi na mój, tyle co rozprawiczony, nowy sprzęt, poniesiony adrenaliną pobiegłem za nim w stronę miejscówki. Nagle usłyszałem - A mam cię dziadu! Co jest u licha? - pomyślałem w biegu, smagany zimną poranną rosą po policzkach, biegnąc dalej. Kiedy wygrałem walkę z chaszczami i stanąłem za plecami kumpla zobaczyłem akcję, która raduje każdą wędkarską duszę.

W tym samym czasie podbiegł do nas kolejny z naszej paczki, Krzycho, zwany historycznie od nazwiska Rumunem.
I wtedy jak na komendę wykrzyknęliśmy jednocześnie zza pleców Zbynia: O kurde!!!...
Nad pięknym, aczkolwiek surowym brzegiem Bugu w ciepłych promieniach sierpniowego słońca ujrzeliśmy bowiem ten widok... - człowieka w walce z naturą, a właściwie Zbyszka z jego sławną, "sumką", jak zwykł nazywać swoje wędzisko, które dzierżył mocno w rękach wygięte w pałąk niczym trzcina na wietrze.
Zbieg wydarzeń wymazał wszystkie wcześniejsze nasze założenia: rozkładanie namiotów, ognisko, śniadanie, jeszcze zimne piwo...
Teraz w naszych umysłach kłębiły się setki myśli, rad i pomysłów.
Co chwilę dało się słychać terkot hamulca kołowrotka i sączone z mozołem słowa z ust Zbyszka: Teraz tyyyyy...., a teraz.....jaaaaa. Oddawał i pompował linkę. Trwało to chyba całą wieczność zanim zobaczyliśmy gigantyczny wir i odjazd w głąb nurtu.
Stalismy nad brzegiem gotowi do pomocy na każdą komendę, która mogła rozbudzić nas do działania.
Wydarliśmy się: Widziałeś, ale to musi być smok!!!?

(ciąg dalszy pisze Sacha)
_________________
Gdzie Diabeł nie może......, tam Rumuna pośle;)


Ostatnio zmieniony przez Rumun dnia Wto Lut 11, 2003 7:25 pm, w całości zmieniany 1 raz
sacha
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Oct 30, 2002
Posty: 3612

Kraj: Polska
Miejscowoœć: W-wa
PostWysłany: Wto Lut 11, 2003 7:15 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

G....o nic nie widziałem!mam większe zmartwienie.Jestem pewien że nasz
umowny wymiar ochronny jest przekroczony i to znacznie ale czy uda sie go wyholować???Miało być trochę On,trochę ja ale na razie to raczej Jego Wysokość Sum ciągnie i niewiele sobie robi z tych pierwszych minut holu.
Zmęczęnia jakoś nie mogę zarejestrować a mnie już trochę łapa boli.
Wyciągam paczkę papierosów,próbuję przypalić,nic z tego,ręce mi się trzęsą.Ktoś wyjmuje mi papierosa z ust,wkłada z powrotem przypalonego nawet nie kojarzę kto to był,ślepię w punkt gdzie niknie żyłka.Patrzę na szpulę,połowy żyłki nie ma i nic nie wzkazuje żebym coś odzyskał.Ryba się zatrzymuje,może teraz-podciągam go trochę w naszą stronę,niepodoba mu się moje zachowanie,następuje kolejny odjazd.
Ciekawe czy jak bym był o 50kg lżejszy i miał narty wodne to mógłbym za nim popływać?Koledzy mają różne opinie,jeden mi każe popuścić hamulec,drugi przykręcić,nie dotykam do niczego-zostaje jak było.Ktoś z tyłu puka mnie w bark,kątem oka widzę szklaneczkę jednorazową z napojem-sok z dodatkiem a w zasadzie dodatek z sokiem,podły serwis-bez lodu.Odzyskuję trochę żyłki ale składam to na karb zmiany kierunku przez rybę a nie tego że ją przyciągnołem.Ryba jest bliżej środka rzeki,coś jakby pływała w kólko,może zbunkrowała się w jakimś dole?
Jesteśmy w miejscu oddalonym ok.30-40m od miejsca gdzie rozpoczeła się walka,kiedy ja to przeszedłem?Z tyłu słyszę"pół godziny za Tobą,teraz może być już tylko lepiej"tak im się tylko wydaje,ręce bolą,nogi jak z waty
no,przez chwilę pomyślałem by poprosić o zmianę.Głupi pomysł -a jeśli by się urwał?albo wyholował by go ktoś inny?a może to ryba życia?nie- trzeba to zrobić samemu.Jak będzie ogromne bydle wróci do wody ale wolałbym takiego do 1,5m.Z łba i kręgosłupa ugotowało by się halaszele,część usmażyło a i kilka filetów może uda się gdzieś uwędzić?
Jadłem dwa razy w życiu wędzonego-poezja!łosoś czy węgorz nawet się nie umywają.A ile taki wędzony może wypić!Moje przemyślenia trwają napewno kilka minut a rybsko sobie pływa pośrodku rzeki,chyba za szybko go zacząłem wędzić bo zaczął spływać z nurtem.Drepcze za nim po brzegu,całe szczęście że brzeg w miarę łatwo dostępny.Jeden z kolegów melduje że leci po podbierak,ktoś go powstrzymuje"a na co mu ten podbierak założysz"?Ktoś będzie właził do wody,może nawet dwóch będzie potrzeba.Ryba jakby stawiała mniejszy opór,odzyskuję trochę żyłki,ryba odpływa,znowu trochę żyłki,znowu ryba odpływa ale chyba więcej odzyskuję.Żyłka niknie w wodzie coraz bliżej brzegu ale nadal jest to spory kawałek i nic do góry,cały czas trzyma się przy dnie.Docierają do nas dwaj wędkarze ze spinningami.Łowili kilkadziesiąt metrów poniżej miejsca gdzie stałem i usłyszeli nasze rozmowy.Przyszli popatrzeć,coraz więcej kibiców,ale będzie obciach jak mi się nie uda!"Mineła godzina"meldunek zza pleców."Cholera,rybie to zamelduj"ja już mam coraz bardziej dość.Któryś coś mruczy że nie mam szans,bodaj by się Twoje słowa w g....o obróciły,godzina walki,coraz większe nadzieje i tak ma się skoniczyć???Nie są to może parlamentarne odzywki ale znamy się tyle czasu że bierzemy to wszystko na wesoło.Mnie może jednak już niedługo nie być do śmiechu.Ryba jest kilkanaście metrów od brzegu,jeden ze spinningistów mówi że tam jest niecałe 2m wody ale 30-35m dalej w wodzie leży kilka zwalonych drzew i jest spory dół więc lepiej żebym nie pozwolił rybie tam zbytnio hasać.Uszu w zasadzie taki sum nie ma ale jakby go usłyszał i próbuje płynąć w tamtą stronę.Dobrze że nie przyszło mu to do głowy wcześniej,nie ma już tyle siły i z kilkunastu metrów skracam dystans do 8-10m gdy sum łukiem zbliża się do brzegu.
(Może dalej Salmiak albo jacek_dsw)
jacek_dsw
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Sep 02, 2002
Posty: 1286

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Sosnowiec
PostWysłany: Sro Lut 12, 2003 6:25 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tak blisko a jednak tak daleko. 8 – 10 m jak to przeliczyć na czas holu, który mi jeszcze pozostał? Wykończony psychicznie jak i fizycznie zastanawiam się ile jeszcze pozostało siły sumowi, który tak dzielnie walczy blisko półtorej godziny, czy posiada jeszcze wystarczająco dużo siły na kolejny odjazd? Mam nadzieje, że nie, bo nie wiem jak on, ale ja chyba skapituluję. Chyba zdecydowanie osłabł, bo idzie jak by lżej albo ja już nie czuję siły ryby. Kapelusz już cały przemoczony gdyż pot zalewa mi oczy spływając z wysokiego czoła, mimo to dostrzegam cień na wodzie. Nie tylko ja spostrzegłem cień ryby, ale i gotującą się z lekka wodę, tłum gapiów wskazuje palcami, a za pleców dobiegają mnie pojedyncze wyrazy zdziwienia „o kur..”, to jedno z najczęściej powtarzanych, może nie zbyt wymowne, ale coś mi się wydaje, że, sam bym tego lepiej nie ujął. Już blisko, jeszcze jakieś 5m do brzegu. Krzycho wchodzi do wody w, woderach aby go podebrać, ale maksymalnie wyciągnięty jeszcze nie może go dosięgnąć. Staram się odzyskać, choć kilka centymetrów żyłki, centymetr po centymetrze zwiększa się zawartość żyłki na szpuli kołowrotka a i odległość ryby do wyciągniętej ręki Krzycha się zmniejsza. Czas jakby zwolnił, wydaje się, że sekunda trwa godzinę, - powoli kręcę korbką kołowrotka. Gdy już zbliża się nieunikniona chwila podbierania, co chwilę dobiegają mnie głośnie podpowiedzi wędkarzy „fachowców”. Staram się to wszystko ignorować i skupiam się wyłącznie na holu.
- Jeszcze 10 cm, dasz radę – krzyczy Krzysiek wciąż stojący, z wyciągniętą ręką, w wodzie.
Niespodziewanie dzieje się coś dziwnego, sum sam podpłynął do Krzycha, a przynajmniej tak czuję na wędce. Już gdzieś w oddali słyszę pojedyncze oklaski, które wywołują uśmiech na mojej mokrej twarzy. Wzorując się na wzroście Krzyśka, który mierzy sobie ładnych parę centymetrów, staram się ocenić długość ryby i coś na moje skromne oko wychodzi, iż dużo większy to on nie jest od suma. W chwili, gdy wędrują krzyśka dłonie do paszczy suma, słyszę jęk hamulca kołowrotka, zaciskam dłonie na wędce żeby mi jej z rąk nie wyrwało. Patrzę na wodę, bo to, co się właśnie dzieje jakoś do mnie nie dociera. Krzysiek w wodzie – cały, ręce lekko zakrwawione w jego oczach przerażenie.
- Widziałeś jak odjechał - mówi drżącym głosem krzysiek.
Ogłupiałem wzrokiem patrzę na niego i na żyłkę, która w końcu przestała schodzić z kołowrotka. Jeszcze do mnie nic nie dociera, serce wali jak szalone, chyba zaraz dostanę zawału.
Stoję w bezruchu chyba dobrą minutę, ściskając ile sił w rękach wędzisko. Wciąż nie mogę sobie wyobrazić skąd ten sum do jasnej cholery miał tyle siły żeby jeszcze tak daleko popłynąć? Z za pleców słyszę zbliżające się kroki, jeden ze spinningistów klepnął mnie po ramieniu
- Masz, zapal sobie, jeszcze nic straconego wciąż masz go na kiju.
Mówi wkładając mi do ust odpalonego papierosa.
- Dzięki. Zaciągam się dość mocno, jak bym 2 dni nie palił.
- Gdzie poszedł? Pytam go
- Siedzi znowu w nurcie. Mógł go ten twój znajomy najpierw uderzyć dłonią w pysk, może nie byłby teraz taki mokry, a na pewno miał by całe dłonie.
Co prawda to prawda mówię do siebie patrząc na przemoczonego Krzyśka, który już doszedł do siebie i nie zwracając uwagi na przemoczone ubranie mówi
- Pompuj stary, pompuj jeszcze raz spróbuję podebrać, może teraz się uda.
Resztkami sił zaczynam pompować od nowa. Sum idzie jak „szmata” tylko, że trochę duża. Już nie ucieka, już się skończył jego repertuar sztuczek. Coś czuję, że na dzień dzisiejszy zakończę łowienie, po tej walce nie będę w stanie zestawu zarzucić, nie mówiąc o ewentualnym holu kolejnej ryby jakichkolwiek rozmiarów.
20...15..10m, coraz bliżej i bliżej.
Krzysiek już przygotowany, wyciągniętą ręką dosięga suma i stara się go lekko podsunąć do siebie, aby mógł ponownie włożyć kciuki do paszczy smoka. Mija już druga godzina jak stoję z wędką w ręku, sam się dziwię skąd wziąłem w sobie tyle siły i determinacji, aby się zmierzyć z tym potworem i nigdy bym nie przypuszczał, że, bądź, co bądź, ryba może mieć tyle siły w sobie.
- Popuść trochę żyłki – słyszę krzyśka, który już ma kciuki w paszczy suma, któremu się to zbytnio nie podoba, bo zaczął się dziwnie wić na boki. Cóż za zabawny widok, ciało krzyśka przypomina właśnie trzepoczącą chorągiewkę na wietrze, trochę dziwnie i zabawnie to wygląda. W chwili, gdy Krzychowi udaje się suma dowlec do brzegu, bo lądowaniem nie można tego nazwać, rozlegają się oklaski. Nie mogę zaprzeczyć, że stoję dumny jak paw, nawet łzy mi się lekko zaczęły do oczu cisnąć. Nie wiem czy uroniłem, choć jedną, ale na pewno poczułem jak spływa mi po policzku kropla łzy lub potu. Co chwilkę to ktoś podchodzi i uściskiem dłoni gratuluje wspaniałej ryby. Niewątpliwie jest to największy sum, jakiego udało mi się złapać, towarzyszący koledzy nie mają na swoim koncie takiego okazu. Adam – mój sąsiad, pobiegł po metrówkę i wagę, nie zapomniał też przynieść piwka. Sum leży nieruchomo na piaszczystej plaży, widać ma już wszystkiego dosyć. Zaczynamy go mierzyć od głowy, pierwszy metr a końca ryby nie widać........
(Do pomiarów suma zapraszam Old_rysia wesoly )
old_rysiu
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Jul 31, 2002
Posty: 8461

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Wądół
PostWysłany: Nie Mar 16, 2003 9:56 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Adam postanawia zrobić znaki na piachu - początek głowy i koniec ogona. Suma odstawić na bok i dopiero zmierzyć, jaka jest odległość między narysowanymi kreskami.
Na naszym stanowisku coraz więcej gapiów.
-Skąd się tu wzieło tylu wędkarzy?
Zaczynamy pomiar suma. 189 cm. Nie ma dwóch metrów a wygląda na trzy. Ktoś przyniósł wagę. TNT Fishing scale 50 kg. Eleganckie etui i wykonanie wzbudza zaufanie. Skoro ważyć - to tylko takim cackiem.
Zakładamy na chromo-niklowe haki suma, za szczękę dolną. Drugi hak przewieszamy przez solidny kij grubości 5 cm. Teraz dwóch wędkarzy gapiów, ma okazję dźwigać drąga z moim sumem. Sum uniósł się w górę i wszyscy patrzą na podziałkę. Wskazówka przeszła poza skalą. Ma więcej niż 50 kg, ma więcej niż 110 lbs.
Jesteśmy już bardzo zmęczeni. Nie tylko już holem, ale całym zgromadzeniem.
Oj, żeby już wszyscy poszli sobie. Krzysiu patrzy na mnie, jakby chciał zapytać : " I co teraz? "
Nie wiem. Pierwsza myśl jaka mi przeszła to wypuszczenie suma na wolność.
- Krzysiu darujemy życie. Wypuszczamy - dosyć donośnym głosem informuje zgromadzonych.
- Wypuszczamy?- Trochę dziwi się Krzychu.
- No jasna sprawa, jak takiego olbrzyma zabierzemy? Już i tak jest nas pięciu w samochodzie. Chcesz dołozyć jeszcze jednego gościa? - z uśmiechem kwituję zapytanie.
- Chyba masz rację, trzeba będzie wypuścić.
Podchodzi do nas jeden z wędkarzy.
- Panowie - mówi nieznajomy wędkarz - ten sum już nie nadaje się do wypuszczenia. Zbyt długi hol spowodował przemęczenie mięśni. Wydziela się kwas mlekowy, który i tak zabije go w wodzie. Wypuszczając go, nie pomożecie mu. Jedyna rada jaką Wam mogę teraz dać, to zabicie go.
Słucham tego i nie mogę uwierzyć. Jak to - nie można już wypuścić ryby?
Co tu robić? Kto zabije takie bydle?
Za zakrętem na którejś główce siedzą jeszcze Zenek i Bartek. Pewno nic nie wiedzą o naszej rybie. Zenek już nie jednego kolosa powalił, dla niego to fraszka. Mieliśmy się spotkać przed wieczorem, ustalać dalszą strategię. Ale gdzie tam jeszcze wieczór?
Nieznajomy wędkarz podpowiada nam - jak zabezpieczyć suma. Mamy na szczęście w samochodzie linkę holowniczą - gruby sznur. Wędkarz ten, pomaga nam związać suma. Przeprowadził linkę pod płatem skrzelowym i zamknął karabinek na lince. Teraz wpuścił suma do wody i zawiązał drugi koniec do wystającego pnia drzewa.
Chociaż cała ta akcja nie wyglądała apetycznie, to jednak wędkarz zapewnił nas, że to jedyny słuszny sposób na przetrzymanie tak olbrzymiego suma.
Sum już w wodzie i towarzystwo zaczyna sie rozchodzić. Ale mamy bałagan na stanowisku. poprzewracane podpórki, wędka w piachu, pełno niedopałek z papierosów, nawet opakowanie po słoneczniku, nie mówiąc już o słonecznikowych łupinach.
Siadam na stołeczku. Zrobiła się cisza. No nie całkiem. Ktoś tam z krzaków woła na mnię - " Zofijo - choć na piwo".
Koniec.
Wyœwietl posty z ostatnich:   
   Pogawędki Wędkarskie Strona Główna -> Sitcom
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwoœci zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Za treści głoszone na forum dyskusyjnym odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.
Korzystając z forum akceptujesz ten REGULAMIN  System pomocy - FAQ

Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Forums ©
Pogawędki Wędkarskie - portal dla wszystkich wędkarzy!
Redakcyjna poczta: redakcja@pogawedki-wedkarskie.pl

Redakcja serwisu w składzie: Jarbas, Marek_b, -, -, -, -

Wszystkie teksty i zdjęcia opublikowane w portalu są utworami w rozumieniu prawa autorskiego i podlegają ochronie prawnej. Kopiowanie, powielanie, "crosslinking" i jakiekolwiek inne formy wykorzystywania cudzej własności intelektualnej i twórczej bez zgody właścicieli praw autorskich są zabronione prawem.

Wszelkie znaki towarowe są własnością ich prawowitych właścicieli, zaś ich użycie dozwolone jest wyłącznie po uzyskaniu zgody.

PHP-Nuke Copyright © 2004 by Francisco Burzi. license.
Tworzenie strony: 0.10 sekund :: Zapytania do SQL: 39