Czy wiesz, że...
Wartością graniczną tlenu rozpuszczonego w wodzie, poniżej której ryby sną (w mg/litr) jest dla pstrąga potokowego 2,2; pstrąga tęczowego 1,2; leszcza 0,4-0,5; sandacza 0,5-0,8; okonia 0,2 - 0,6, płoci 0,7; szczupaka 0,3- 0,6; karpia 0,2-0,3; lina 0,1-0,2; karasia 0,1.

Konto/logowanie
Members List ZAREJESTROWANI
 Ostatni Tobiasz
 Dzisiaj 0
 Wczoraj 0
 Wszyscy 4520

 UŻYTKOWNICY
 Goscie 337
 Zalogowani 0
 Wszyscy 337

Jesteœ anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj

Jesteœ stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj
aby zalogować się!

Na forum napisali
krzysztofCz: [quote:f2a4672e65="jjj an"]W tym wątku będę podawał wpłacone kwoty ...(18237) Mar 27, @ 16:07:40

lecek: Wielkanoc w Ustroniu. Zapowiedziałem małżonce, że święto, świętem ...(59104) Mar 26, @ 15:02:24

lecek: Pooszło. k ...(18237) Mar 26, @ 14:43:29

krzysztofCz: Za Lucka i Bedmara... poszło k ...(18237) Mar 26, @ 14:00:16

artur: Poszło ...(18237) Mar 26, @ 10:30:05

krzysztofCz: Poszło k ...(18237) Mar 26, @ 07:09:09

jjjan: Nikt się nie kwapi więc jeżeli ktoś chce wpłacić,, to proszę blik ...(18237) Mar 25, @ 20:19:56

mario_z: Dzisiaj spotkanie jajeczkowe nad wodą, oczywiście bez wędki bym n ...(59104) Mar 24, @ 20:50:03

Krzysztof46: nic nie trzeba ,zbierajcie na nastepny rok i tyle w temacie ...(18237) Mar 24, @ 17:30:00

krzysztofCz: To komu mamy wpłacać ;question Ktoś zapłacił, to trzeba Mu się ...(18237) Mar 24, @ 17:27:29


Artykuły komentowali
Krzysztof46 w ''Znowu Ta Szwecja'': Szkoda panowie ze sié nie oglaszacie .Chétnie dokoptowalbym do fajnej ekipy ...
Karpiarz w ''Usuwanie usterek w wagglerach i sliderach Dino.'': Ot fachura jestes Jotes. Pozdrawiam i dzieki za cenne wskazowki.
grubyzwierz w ''Znowu Ta Szwecja'': hmhmh... Mówisz Jacek, że Szwecja.. ? Kto wie, kto wie... :)
krzysztofCz w ''Znowu Ta Szwecja'': Janku czekamy na nową relację :-)
old_rysiu w ''Znowu Ta Szwecja'': A my pozdrawiamy z Polen :-)
jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Jeszcze nie do końca.
Ekipa pozdrawia że Sweden.🙂

Zenon w ''Znowu Ta Szwecja'': Dlaczego "znowu" czyżby się znudziła?

Miło widzieć znajome pyszcz...

jjjan w ''Znowu Ta Szwecja'': Gdyby popłynąć w czwartek w dzień, to do Karlskrony, bilet dla czterech plus...
dzas w ''Znowu Ta Szwecja'': koszta zależą od tego ile pijesz... :) bez tego w 2,5 tysia za dwa tygodnie ...
the_animal w ''Znowu Ta Szwecja'': Świetna wyprawa - ekipa wiadomo - chętnie dowiedział bym się jakie koszta są...

Rozmaitości
» Pomocnik
» Regulamin PW
» Przeszukiwanie zasobów
» Przeszukiwanie forum
» Łowca Okazów 2010
» Grand Prix Czatu
» Prognoza pogody
» Ośrodki i stanice wędkarskie
» Rejestracja łódki
» Interaktywne krzyżówki

Recenzje
· JAXON ZX MACHINE 400
· MacTronic NICHIA HLS-1NL2L
· TUBERTINI GORILLA UC4 FLUOROCARBON
· Daiwa Exceler Style F
· Namiot Fjord Nansen
· Mikado NSC Feeder
· Wędzisko Mikado NSC 360 Feeder Nanostructure
· Mistrall Bavaria 2,7
· żyłka DUAL BAND
· Mikado T-Rex Bolognese 600

Filmoteka
Sum 200cm

Dodał: avallone78
Dodany: 14th Feb 2011
Odsłon: 2100
Ocena: 0.00 Ocen: 0

X targi Na Ryby ZAJAWKA

Dodał: jarecki74
Dodany: 19th Mar 2010
Odsłon: 1963
Ocena: 1.00 Ocen: 1

Boleń Wojtka

Dodał: wojto-ryba
Dodany: 23rd Dec 2009
Odsłon: 1984
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 5/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2224
Ocena: 5.00 Ocen: 4

Żerowanie karpi 4/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2054
Ocena: 5.00 Ocen: 2

Żerowanie karpi 3/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2111
Ocena: 4.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 2/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2023
Ocena: 5.00 Ocen: 1

Żerowanie karpi 1/5

Dodał: Marek_b
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2062
Ocena: 2.00 Ocen: 1

Sum Odrzański

Dodał: jarokowal
Dodany: 23rd Mar 2009
Odsłon: 2425
Ocena: 5.00 Ocen: 3

Hol suma

Dodał: Marek_b
Dodany: 22nd Mar 2009
Odsłon: 2245
Ocena: 5.00 Ocen: 3


Forum Dyskusyjne Pogawędek Wędkarskich

Pogawędki Wędkarskie :: Zobacz temat - Sitcom 9A
Pogawędki Wędkarskie Strona Główna -> Sitcom
Sitcom 9A
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwoœci zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Lista tematów forum
Poprzedni temat :: Następny temat  
Autor Wiadomoœć
RonWeasley
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Oct 19, 2002
Posty: 277

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Ostrowiec Św.
PostWysłany: Czw Kwi 08, 2004 8:13 pm    Temat postu: Sitcom 9A Odpowiedz z cytatem

Zaczynamy sitcom 9A. Temat: Bużańskie leszcze. Pierwszy do tablicy - LINISKO
_________________
Gorące pozdrowienia z coraz zimniejszego Ostrowca Świętokrzyskiego przesyła RonWeasley
linisko
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Oct 19, 2002
Posty: 279

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Zamość
PostWysłany: Czw Kwi 15, 2004 7:56 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bużańskie leszcze.


Rozmowa telefoniczna:
- Cześć Włodek, to ja Andrzej.
- Cześć.
- Co robisz jutro, może wyskoczymy jutro na rybki.
- Z przyjemnością, mam jutro wolne.
- To gdzie jedziemy? Myślałem o Bugu.
- No dobra, a dokładniej gdzie.
- Myślałem o Gródku, słyszałem że ostatnio ładne leszcze tam ciągnął
- Ok., spróbujemy. To o której wyjeżdżamy?
- O godzinie 3.30 pod moim samochodem.
- Niech będzie, miałem nadzieje się wyspać, ale trudno.
- Nie marudź. Cześć
- Do jutra.

Z Bugu Włodek zawsze wraca z pełną siatką, kiedy często moja jest pusta. Może dlatego, że Włodek świetnie łowi na tyczkę, jeśli chodzi o metodę skróconego zestawu, nie ma sobie równych. Nie raz dyskutowaliśmy nad walorami tyczki i klasycznej spławikówki czy gruntówki po kilku głębszych, jednak nigdy do niczego to nie doprowadzało. Wystarczy spojrzeć na wyniki, które Włodek ma nieporównywalnie większe od moich.

Czas wybrać się na zakupy.
- Cześć Marek.- witam się ze znajomym sprzedawcą.
- Co u ciebie Andrzej?
- Wszystko w porządku, dzięki że pytasz.
- Czego potrzebujesz?- pyta sprzedawca
- Tak: białe, czerwone, atraktor leszczowy tandem baitsa, dwie zyłki 0.22mm Strofta, pokaż mi jeszcze koszyczki i rurki antysplątaniowe. A zapomniałbym daj mi jeszcze przyponówkę siglon 0.16mm
- To wszystko?
- Myślę, że tak. Ile się na leży?
- 76zł. i 60gr.
- Cześć
- Dzięki, cześć- żegnam się ze sprzedawcą
Wracam do domu i przewijam żyłki, montuje zestawy. Przegląd potrzebnych rzeczy, wszystko jest. Teraz tylko czekam na wyprawę, uwielbiam Bug to niezbadana rzeka, kto wie może gdzieś w jakimś głębokim bełku spoczywa piękna trzy-cyfrówka? Bużańskie leszcze nie raz śnią mi się po nocach, mam nadzieję na udane łowy. Wynoszę sprzęt do samochodu, nastawiam budzik…

Pi..pi..pi..pi - głośny alarm budzika roznosi się po całym mieszkaniu.
Jest jeszcze ciemno, ale czas wstawać. Kanapki w plecak herbatka w termos, mogę spokojnie wyjść z domu. Wkładam plecak do samochodu i czekam na Włodka, patrzę na zegarek, jest równo 3.30, granatowy Scenik podjeżdża na parking, co jak co, ale Włodkowi nie można zarzucić, że jest nie punktualny.
- Cześć- wita się ze mną przyjaciel.
- Witam
Przerzuca swój cały majdan wędkarski do mojego, Eskorta. Od naszego łowiska dzieli nas jakieś 80km. Dzięki rozmowie, czas jazdy mija bardzo szybko, jakby trwała chwilę, żartujemy, planujemy, opowiadamy o swoich przygodach. Już jesteśmy, nikogo nie ma, tylko my sami i oczywiście ryby.
- Jak tu pięknie- biorę głęboki oddech świeżego, porannego powietrza.
- O tak, jak dobrze wyrwać się z miasta, od spalin samochodów samochodów fabryk- mówi Włodek.
- Chlap- słyszymy jak coś wyskakuje ponad wodę i nagle uderza o nią
- Coś się spławiło, to dobry znak- mówię do Włodka.
Jest już całkiem jasno, czas znaleźć jakieś łowisko. Włodek rusza w górę rzeki a ja połowie w dole.



Do sitcomu 9b zapraszam Old_rysia, który opisze nam wszystko oczami Włodka.
Docio
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Oct 28, 2002
Posty: 3958


PostWysłany: Sob Kwi 17, 2004 4:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Od rozstania z Włodkiem zrobiłem może kilkadziesiąt kroków i stanąłem przed zwartym szeregiem nadbrzeżnych krzewów i to wyrośniętych. Z daleka nie było widać, że nie ma przez nie ścieżki, ścieżka odbijała od rzeki i wyraźnie omijała krzewy z dala od brzegu. Gdybym był bez tego całego majdanu to nawet bym się nie zastanawiał i wpadł pomiędzy „wikliny”, ale w tym wypadku to raczej niemożliwe. Zrobiłem kolejne kilka kroków i dostrzegłem małą przerwę pomiędzy krzewami, bez większego zastanowienia wszedłem w nią.

Dwa kroki a świat wokół mnie zmienił się nie do poznania. Zamiast soczystej trawy stałem na wilgotnej, gliniastej i gołej ziemi. Świeży poranny powiew zamieniony został w parny i kwaśny zapach gleby, który otaczał mnie z każdej strony. No cóż – pomyślałem sobie, skoro już tu wdepnąłeś to brnij dalej Andrzejku. Przeciskałem się przez kolejną niewielką przerwę pomiędzy krzewami, torba, wędziska nogi i kurtka, co i raz zaczepiały się o rozłożyste gałęzie. Wtulałem głowę w ramiona albo pochylałem ją nisko chroniąc w ten sposób twarz przed podrapaniem. Zaiste droga moja do wody była przedziwna. Na każdy metr do przodu przypadały dwa lub trzy na boki, tak jak pozwalały krzewy. Przy kolejnym pochyleniu się, na gołej dotychczas ziemi zauważyłem wyraźny ślad porządnego gumowca, wyraźny choć na pewno nie dzisiejszy. Intuicyjnie skierowałem się zgodnie z jego kierunkiem choć chciałem iść w przeciwną stronę. Podążając „tropem gumowca” zacząłem wreszcie iść, moja droga stała się lżejsza i po chwili uderzył mnie w twarz świeży powiew wiatru, ten sam co rano gdy wysiedliśmy z samochodu, powiew – prosto od wody.

Duszny półmrok pozostał za moimi plecami a przede mną roztaczał się najcudowniejszy widok jaki widziałem od lat. To niesamowite, że przyjeżdżając tu od tak dawna wcześniej nie skusiłem się na sprawdzenie tych krzaków i zawsze obchodziłem je wałem. Przede mną roztaczał się widok na niewielką zatoczkę z kilkumetrowym pasem trawy pomiędzy wodą i wysokimi krzewami. To przez te krzaki nie było widać tego cudu i to nawet z wału. Na prawo trawa po kilkunastu metrach łączyła się znów z nimi a na lewo brzeg był wyższy. O jakim „lewo” ja myślę, to nie lewo tylko „góra” z brzegiem podniesionym na może dwadzieścia centymetrów, na którym leżał kawał uciętego pnia-kloca. Widocznie brzeg miał tutaj ostre wcięcie i z biegiem czasu powstała taka wspaniała zatoczka.

Cudowne miejsce z wyglądu, ciekawe jak tu z głębokością – pomyślałem i niewiele się zastanawiając ruszyłem w górę. Po chwili w dostrzeżonym sporym pniu rozpoznałem pomysłowo zrobioną ławeczkę. Zacząłem się przyglądać i z przykrością stwierdziłem, że ktoś tutaj, w tej samotni wyszykował sobie świetnie miejsce na odpoczynek z wędką. Trochę głupio podsiadać ale skoro już jestem... Najwyżej jak ktoś przyjdzie to się dogadamy. Prawdę mówiąc to i trzech by się tu zmieściło, więc moje obawy rozpierzchły się. Zacząłem rozstawiać swój majdan koło pnia – ławeczki i mimowolnie wyciągnąłem aparat fotograficzny. Wziąłem głęboki oddech, usiadłem na pniaku, przekręciłem wyświetlacz tak abym mógł nadal wspierać się łokciami o kolana, lekkie przygięcie palca, zdjęcie zrobione. Zmiana perspektywy, zmiana celu i kolejne zdjęcie zrobione. Potem kolejne, i kolejne, i jeszcze jedno... Piękno miejsca zostało uwiecznione, Włodek na pewno nie spodziewa się takiej rewelacji.

No dość sentymentów, poczułem jakbym dopiero się obudził. W końcu to tylko widoczek i ciekawe czy jego uzupełnieniem będą piękne ryby. Zacząłem dobierać się do swoich maneli, rozstawiłem podpórki, nawilżyłem wstępnie zanętę i otworzyłem torbę z wędziskami.


Okiem Włodka pisze Esox, he he he :-D
w 9b oczywiście
Woytas
Redaktor Portalu
Redaktor Portalu


Dołšczył: Jul 15, 2003
Posty: 741

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Brzeg
PostWysłany: Wto Kwi 20, 2004 7:39 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nagle usłyszałem jakiś odgłos - tuż obok mnie. Jakby jakiś kamor pacnął o ziemię.
W jakimś nieokreślonym odruchu złapałem za swój wysłużony nóż i zamarłem w bezruchu. To chyba magia tego miejsca spowodowała, że poczułem się jak Robinson na swojej wyspie i byłem gotów, jak lew bronić swego terytorium przed intruzami. Rozejrzałem się uważnie. Nic, zupełnie nic ! Schowałem nóż do pochwy i zamierzałem wrócić do rozkładania wędek aż tu nagle, za plecami, usłyszałem odgłos deptanej, suchej, ubiegłorocznej trawy. Zrobiłem obrót, jak zawodowy miotacz młotem na olimpiadzie ! Spodziewałem się jakiegoś zwierzęcia : jeża, sarny, jelenia, zaskrońca, wydry czy co tam może pełzać lub łazić w nadbrzeżnych chaszczach o tej porze roku.
W zasadzie spodziewałbym się prędzej słonia czy aligatora, ale to co zobaczyłem nie mieściło się w żadnym zbiorze "spodziewałem" - nawet pustym !
Przez trawy przedzierał się - o mamo, aż boję się to napisać - .... najprawdziwszy .... krasnal. Wiem, że słowo najprawdziwszy ma się tutaj jak pięść do nosa.
Ludek ubrany jak ... wędkarz : maskujące spodnie, kamizelka, kapelusz. Przez ramię przerzucony chlebak. Stałem jak wryty. Z wrażenia nie mogłem wydusić z siebie żadnego dźwięku - nie mogłem nawet wykrzyczeć oklepanego NAAA POOOOMOC ! On tymczasem spokojnie pomachał do mnie ręką. Podszedł do ławeczki i z trudem, ale skutecznie się na nią wdrapał.
- Będziesz tak się gapił, czy może się przywitasz ? - Zagadał.
- Eeee, tego ... - Odpowiedziałem ?
- No nie, znów trafiłem na jakiegoś nimaka. - Powiedział i już zamierzał wstać.
- Poczekaj - wreszcie mój rozum wziął górę nad zaskoczeniem - wiesz ... nie spodziewałem się zobaczyć....
- Krasnoludka ? - Skończył za mnie zdanie.
- Hmm ? Podrosło się trochę, to i Konopnicka z głowy wywietrzała, co ? A i tak nie traktujecie Jej poważnie - literatura dziecięca - he, he. My też nie staramy się narzucać swojego istnienia, ale istniejemy.
- Ale co Ty tu robisz ?
- Oo ? Konkrety ? Delegacja stary. Dostaliśmy cynk, że w Polsce krążą podróby naszych sztandarowych produktów - haczyków wędkarskich. Nasi prawnicy, próbowali na kilku polskich portalach wędkarskich wywołać dyskusję na ten temat, ale sprawa ugrzęzła w miejscu. Nikt z podejmujących wątek nie potrafił zdefiniować ani podróbki, ani też uzasadnić ekonomicznych powodów takiego postępowania. A co się uśmialiśmy, jak na jednym z portali, ludkowie zaczęli snuć podejrzenia, ze na świecie jest tylko jedna fabryka wytwarzająca haczyki. Wyobraź sobie spory tłumek przed monitorami skandujący "ciepło, ciepło !!!". Ha, ha, jak sobie przypomnę to mi się jeszcze brzuszysko trzęsie. Szefowie postanowili wysłać kogoś na "zwiady" i padło na mnie - prawdziwy fuks. Nie byłem na zewnątrz już od jakichś 30 lat. Pewnie wiesz co jest grane, praca, praca ...., podnoszenie kwalifikacji, szkolenia, nastawienie na wynik i takie tam pierdoły. Nigdy nie ma czasu.
- A nie boisz się, że komuś o Tobie opowiem ?
- Chłopie, nie krępuj się ! Już widzę minę Twojego szefa, jak się dowie, że gadasz o krasnoludkach. Kuroniówka ? POM (Poranny Obchód Miasta) ? Jak myślisz ?
- ....
- Wiedziałem, że ta perspektywa Ci się nie spodoba. Wracajmy do sprawy haczyków. Będę na górze tylko tydzień, a muszę jeszcze wstąpić w parę miejsc. Pokaż na jakie haki łowisz.
No nie, jeszcze chyba nie oswoiłem się do końca z tą sytuacją. Drżąca ręką wyjąłem pudełko z haczykami i mu podałem.
- Przyjaciele mówią do mnie Jędrek. - Powiedziałem.
- A ja mam na imię Kokosz. - Odpowiedział biorąc ode mnie pudełko.
- Co my tu mamy ? Owner, Kamatsu, Mustad ... no, no, nasi stali i najwięksi kontrahenci.
Oglądał haczyki bardzo dokładnie i skrupulatnie. Ciągle cos mrucząc pod nosem
- Wszystkie są oryginalne, ale nie puszczają - jak widzę - tego co najlepsze na wasz rynek. Sprzedajemy, ten towar jako II klasę. A oni to oferują jako pełnowartościowy - siła marketingu. Szefostwo się nie ucieszy !!! Chyba musimy zrezygnować z pośredników. W dobie internetu można już taką akcję spokojnie przeprowadzić. Wiesz zamówienia OnLine, sklepy internetowe, pełna anonimowość, itd. - rzekł w końcu
Sytuacja była, mówiąc delikatnie absurdalna. Siedzę sobie nad rzeką i rozmawiam, z krasnoludkiem. Co tam z krasnoludkiem, z krasnoludkowym kontrolerem jakości, fachowcem od haczyków i kto wie czego jeszcze. Ogląda moje haki, a ja ciągle nie potrafię wydobyć z siebie ani słowa. W głowie mnóstwo pytań : Jak długo żyją, czym się zajmują (to już częściowo wiem), jak głęboko pod ziemią mają swoje siedziby, jak wyglądają panie krasnoludkowe, ... A On mi mówi o sprzedaży przez internet, jakości haczyków - ja chyba zwariowałem. Sierotka Marysia pewnie się w grobie przewraca !
- Słuchaj Jędrek ! Nie mam więcej czasu muszę lecieć dalej - umówiłem się na przegląd haczyków w sklepie w Gródku. Nie, nie myśl sobie, że tak jawnie. Do roboty zabiorę się po zamknięciu, ale dla mnie to kawał drogi.
- Kokosz, poczekaj, powiedz mi tylko ....
Nie zdążyłem skończyć, przerwał mi w pół zdania.
- Mam dla Ciebie upominek.
Z chlebaka wyciągnął karnecik z haczykami na przyponach. Na opakowaniu nie było nazwy żadnej firmy - tylko napis : nr 10.
- Przyjechałeś na leszcze, a te są na nie najlepsze. Wiem wyglądają niepozornie, ale spróbuj nie zawiedziesz się - powiedział mrużąc szelmowsko oko.
- I jeszcze jedno. Jak byłem młodym krasnoludkiem, to chodziłem na ryby z moim dziadkiem. Staruszek, jak ryby nie chciały brać, zaczynał dłubać w nosie, a z tego co wydobył kręcił w paluchach kuleczki i pstrykał nimi do wody, czasem jeszcze pluł na to.
Kokosz popatrzył na mnie. Musiał zobaczyć moje zdziwienie bo powiedział.
- Nie dziw się było to z 300 lat temu.
Mniej mnie dziwiło poprzednie zdanie !
- Nie wiem, na ile było to skuteczne, ale po jakimś czasie spławik ożywał. Często ciągnęliśmy we dwóch - nie używaliśmy wtedy wędek - czasem trzeba było linkę okręcić wokół drzewa.
Musiałem mieć oczy ja stare pięciozłotówki, bo Kokosz rzekł :
- No co ? Że nie wierzysz w krasnoludki - OK, ale, że nie wierzysz w wielkie ryby to się strasznie dziwię. A ta historia z dziadkiem, tak mi się przypomniała w związku z Twoimi leszczami. Wiesz taka dziadkowa metoda. - Kokosz jakby się zamyślił.
- Popatrz tam się spławił spory leszcz !- Pokazał ręką na środek zatoczki.
Obróciłem głowę, na wodzie rozchodziły się spore kręgi. Trzeba w końcu zabrać się za łowienie pomyślałem. Spojrzałem znów w stronę Kokosza, ale jego już tam nie było. Usłyszałem szelest deptanej trawy, lecz nie dostrzegłem już nikogo ...

- Jędrek ! Jędrek .... - Dobiegało jakby z oddali.
- Jędrek ! - Było coraz bliżej.
Otworzyłem oczy, nade mną klęczał pochylony Włodek był roztrzęsiony.
- Co się stało ? - Zapytałem.
- Stary Wybacz ! Zebrało mi się na wygłupy. Chciałem Cię wystraszyć - bo zająłeś moją tajną miejscówkę. Rzuciłem w Twoim kierunku kamień. Najpierw wyciągnąłeś nóż. Potem coś zaszeleściło w trawie, nawet wydawało mi się, że ktoś się tam przedziera. Jak usłyszałem ten szelest odłożyłem przygotowany kamień. A może tylko chciałem odłożyć. Nie wiem. W każdym razie poleciał w kierunku Twojej torby z zanętą. Zrobiłeś taki nagły zwrot, że kamień uderzył Cię w skroń. Nie był nawet duży, ale musiał Cię trafić w jakieś czułe miejsce. Odjechałeś.
- Tak całkiem ?
- Mhmm ! Tak mi przykro. Przepraszam Cię najmocniej. Nie wiem co mnie podkusiło - chyba jakiś diabełek we mnie wstąpił.
Diabełek ? - Pomyślałem. To Pikuś przy krasnoludkach. Ręką dotknąłem skroni, nawet nic mnie nie bolało. Odjazd ? Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Czuły punkt ? O tym chyba muszę pogadać z moją Panią. Spojrzałem na zegarek, na szczęście całe to zdarzenie nie trwało dłużej niż pięć minut.
- Jędrek, jeszcze raz przepraszam. Powiedz co mogę zrobić, żebyś mi wybaczył.
- Stary wyluzuj - nic takiego się nie stało !
Mówiłem poważnie. Nie gniewałem się na niego. Przez głowę przeleciały mi wszystkie - głupie jak okazało się po czasie - dowcipy, które robiłem znajomym. Nie wszystkie kończyły się śmiechem. Przypomniał mi się kolega, któremu poluzowałem wentyl w pontonie. Nie zapytałem nawet czy potrafi pływać. Na szczęście nie odpłynął daleko ! To co teraz czuje Włodek jest dla niego wystarczająco surową karą.
Rozejrzałem się dookoła. Moje pudełko z haczykami leżało otwarte na ławeczce. Dopiero teraz poczułem, że ściskam coś zaciśnięte w dłoni. Skierowałem wzrok w stronę ręki. Rozchyliłem palce. W dłoni tkwił karnecik z napisem : nr 10. Przyjrzałem się dokładnie, nie takich haczyków nie miałem wcześniej w swoich zasobach, a może miałem tylko leżały gdzieś zapomniane pod spodem. Wyjąłem jeden haczyk. O tak na leszcza to on się nadawał ! Dotknąłem palcem ostrza. Bez trudu przebiło skórę. Pojawiła się kropelka krwi.
- Wiesz co Włodek ? Spokojnie się tutaj rozłożymy razem. Chyba nie będziemy sobie przeszkadzać. Miejsca jest sporo. A i pogadamy sobie spokojnie. Tak rzadko się przez zimę widzieliśmy.
- Nie gniewasz się na mnie ?
- Nie ! Już Ci mówiłem. Rozkładaj sprzęt bo nam dzień ucieknie !
Włodek zajął się rozkładaniem tyczki, ja w swoich - zmontowanych wczoraj zestawach - wymieniłem przypony na te z haczykami "nr 10". Sprawdziłem zanętę, dolałem trochę wody. Pierwsze kule poleciały w łowisko. Na jeden zestaw założyłem białe, na drugi kanapkę z białych i czerwonych. Do zanęty dodałem garstkę białych. Zamieszałem lekko i upchałem zanętę z robakami w koszyczkach. Zestawy powędrowały w ślad za kulami zanęty. Wędziska umieściłem w podpórkach. Podciągnąłem trochę żyłki w obu zestawach - żeby nie było luzu. Nareszcie mogłem zapalić. Rozsiadłem się wygodnie na ławeczce i zapaliłem papierosa. Teraz pozostało tylko czekać. Włodek jeszcze się krzątał przy swoim sprzęcie, a ja - zaciągając się dymem - zacząłem rozmyślać.
Z zadumy wyrwało mnie głośne Dzień Dobry, a nie był to głos Włodka .....

Dalej wątek - przez wizjer Włodka - ku uciesze wszystkich czytających, będzie snuł Adalin w sitcomie 9b.
_________________
Krytyk i eunuch z jednej są parafii - obaj wiedzą jak żaden nie potrafi usmiech
old_rysiu
Pogawędkowy twardziel
Pogawędkowy twardziel


Dołšczył: Jul 31, 2002
Posty: 8461

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Wądół
PostWysłany: Piš Maj 14, 2004 10:02 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

To nie jest możliwe. Następny intruz na tak wspaniałej miejscówce? Strasznie zdenerwowany, jednak odpowiadam.
- Dzień dobry.
Odwracam się i aż mnię zamurowało. Mnich? Ksiądz czy jezuita? Patrzę na jego ręce. Jeszcze bardziej mnie zadziwia, że nie trzyma wędek. Sylwetka jego, jednak mi nie pasuje do żadnej duchownej osoby. W głowie zaczynam mieć zamęt. Tutaj na rybach, takie spotkania? Właściwie na jakich rybach? Czy ja jestem nad rzeką? Zresztą po co mi rzeka? Brzuch mnie boli. Może małe co nieco? Co ja gadam? Przed oczami robi mi się jakaś czarna ściana. Czy ja mdleję? Co tutaj tak zimno? Usiądę sobie trochę, może przejdzie. Organizm sam zaczyna się bronić przed zimnem. Nawet mi urosły włoski na rękach. Krzysiu zawszei mówił.
- Wszystkie misie mają włoski, żeby im nie było zimno.
Rozglądam się dookoła i widzę, że stoi obok mnie przestraszony Pan. Czyżby to był mój przyjaciel Krzysiu? Może tak dawno go nie widziałem, że zdążył już urosnąć? Widocznie tak już jest a mały rozumek misia nie musi wszystkiego wiedzieć. Za moim Krzysiem stoi jakiś okropny Pan. Siedzę sobie na pieńku i słucham ich rozmowy. Chociaż misie nie rozumieją wszystkiego, to jednak chcą posłuchać. Wyrazy jakimi się posługiwali Krzysiu i Obcy kompletnie nic mi nie mówiły. Krzysiu bardzo był zły na tego Pana. Mówił na niego Ineluki. Z rozmowy wynikało, że jest to bardzo wysoko urodzona postać. Chyba na niego mówił " Król". Zupełnie zaś nie zrozumiałem wyrazu " Sith", " trol" i jeszcze inne wyrazy.
Przerażało mnie jedynie, kiedy ten Ineluki pokazał jakąś antenkę - podobno do zmiany bieguna ziemskiego. Będzie wtedy bardzo zimno, i tak sobie myślę, czy aby moje futreko nie będzie za lichutkie?
Zupełnie nie rozumię, dlaczego dla tego Ineluki, tak ważną rzeczą jest zamrożenie ziemi i co do tego ma Polo-Cocta? O właśnie. Wystarczy tylko jeden wyraz Polo-Cocta i już mój brzuszek zaczyna burczeć jak prawdziwy misiu z ogromnego lasu. Czy ja tutaj znajdę moje małe co nieco? Jak będe tutaj siedział, to na pewno nic nie zjem. Trzeba po cichutku opuścić skłóconego Krzysia z Inelukim i poszukać coś za tymi krzaczkami.
Już miałem zrobić pierwszy kroczek, taki malutki kroczek, gdy nagle ręka Ineluki złapała mnie za kamizelkę i znalazłem się w powietrzu. Teraz widzę, że lecę w powietrzu w kierunku wielkiej, ogromnej wody.
Jak wpadnę, to z pewnoscią się nie potłuczę. Tylko czy takie pluszowe misie potrafią pływać? Tego mój mały rozumek jeszcze nie wie.
Oj będzie co opowiadać. Tygrysek to umie pływać. Raz nawet się chwalił jak płynął ratować żabkę, która złamała nogę.
Lot w powietrzu nie był zbyt długi i uderzyłem prosto w wodę. Ku mojemu zdziwieniu, nie musiałem nic robić i woda sama mnię unosiła, obracając raz w tą, raz w inną stronę. Całkiem niezła zabawa, gdyby nie to...no właśnie. Zaczyna mi się robić zimno. Moje futerko nabiera coraz więcej wody. Robię się coraz cięższy i cięższy. Już tak szybko nie płynę i na dodatek, zaczynają mnie oglądać dziwne stworki, które bez przerwy szczypią mnie po moim głodnym brzuszku. Na moje nieszczęście, Krzysia nie widać i chyba czeka mnię wielka przygoda.
Kiedy sobie tak rozważałem, nagle zabulgotało pod moimi nóżkami i ...

Cd - Sitcom 9A - będzie pisał Zabrze


Ostatnio zmieniony przez old_rysiu dnia Sob Cze 05, 2004 5:34 pm, w całości zmieniany 1 raz
zabrze
Łowca Węgorza


Dołšczył: Apr 05, 2003
Posty: 1857

Kraj: polska
PostWysłany: Czw Cze 03, 2004 7:27 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Bąbli wydobywających się z wody było coraz więcej. Woda w rzece była na tyle czysta, że na dnie zobaczyłem jakąś dziwną rybę z długimi wąsami. Cóż to za ryba???, pamiętam że Krzyś przestrzegał mnie i kłapouchego przed kąpielą w rzece, która przepływa przez stu milowy las. Krzyś opowiadał wtedy o rybach z wąsami, które atakowały mieszkańców lasu. Ryba powoli zaczęła płynąć w moim kierunku, z każdym przepłyniętym metrem nabierała coraz większej prędkości. Ogarnęło mnie wielkie przerażenie, gdy pomyślałem sobie że stanę się przekąską tego potwora. Mimo że mój mały rozumek nie musi wszystkiego rozumieć, wiedziałem że muszę się jakoś wydostać z tej nieprzyjemnej sytuacji. Zacząłem przebierać moimi małymi nóżkami i łapkami kierując się w stronę brzegu. Po przepłynięciu kilku metrów, moje łapki były już bardzo zmęczone. Wiedziałem że moja sytuacja staje się coraz bardziej podbramkowa. Zauważywszy Krzysia i Inelukiego którzy stali na brzegu rzeki, po czym zacząłem krzyczeć POMOCY. Chwilę potem obróciłem główkę za siebie i zauważyłem ogromną paszczę ryby, która znajdowała się kilka metrów za mną. Strach jaki mnie ogarnął, nie pozwolił mi na wykonanie najmniejszego ruchu. W jednej chwili, przed moimi oczami przeleciało mi całe moje życie, gdy nagle ktoś ostro szarpnął mnie za łapkę. Bardzo szybko znalazłem się w powietrzu. Zauważyłem że moim wybawcą jest Ineluki, który wcześniej rozmawiał z Krzysiem. Szybciutko spojrzałem w kierunku brzegu, gdzie zauważyłem Krzysia. Z wielką prędkością zacząłem oddalać się od ziemi, zdążyłem jedynie uśmiechnąć się i pomachać mojemu przyjacielowi.
Nasza podróż nie trwała zbyt długo . Po raz pierwszy w moim życiu widziałem zamek, twierdza króla zbudowana była na chmurze. Brama wejściowa zamku była bardzo duża, wydawało mi się że tygrysek nie był by w stanie jej przeskoczyć. Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w środku. Setki obrazów wisiały na ścianach zamku, wszystkie klamki były wykonane z szczerego złota. Jako miś nie potrafiłem rozumieć, skąd jedna osoba posiadać może takie skarby. W końcu Krzyś zawsze powtarzał że misie nie muszą wszystkiego rozumieć. W pewnym momencie odezwałem się.
- Po co mnie tu sprowadziłeś, - i gdzie jest Krzysiu.
- Twój przyjaciel musi wykonać bardzo trudną misję, - od której zależą wasze dalsze losy.
- Krzysiu zawsze powtarzał, że misie takie jak ja nie muszą wszystkiego rozumieć.
- O co ci chodzi?, - czego ty nie rozumiesz?.
- Tobie o coś chodzi, a ja nie wiem o co tobie chodzi, bo jestem tylko misiem. – Odpowiedziałem.
Chwilę później Ineluki zniknął, więc miałem trochę czasu na zwiedzanie. Wpierw udałem się koło wielkiej szafy na której znajdowały się jakieś dziwne przedmioty. Na jednej z półek znajdowały się słoje. Byłem coraz bardziej głodny, więc mój pusty brzuszek podpowiadał mi że może być tam jedzenie. Powolutku zacząłem wspinać się po szafie, w kierunku słoi z domniemanym jedzonkiem. Gdy miałem wyciągnąć rękę w kierunku upragnionego przedmiotu, szafa zaczęła się chwiać i kołysać. Bardzo szybko chwyciłem się kartonu, z którym spadłem na podłogę. Mój plan zdobycia upragnionego jedzonka nie powiódł się. Zaciekawiłem się sporej wielkości pudłem, zbliżyłem się do niego i zajrzałem do środka. Zobaczyłem w nim dwa bardzo dziwne przedmioty, które po chwili wyciągnąłem. Jedynym z nich była kryształowa kula, która zbytnio mnie nie zainteresowała. Moją uwagę przykuła szczelnie zamknięta, metalowa puszka. Jako miś byłem bardzo ciekawski, więc zacząłem kombinować jak ja otworzyć. Szybciutko poradziłem sobie z tym problemem. Z metalowej puszki wyleciała jakieś dziwne stworzonko które przypominało ważkę lub motyla.
- Kim jesteś??. - Zapytałem.
- Jestem rusałką leśną. - dziękuję ci za to że mnie uwolniłeś. Król burz uwięził mnie tysiące lat temu. -Nie chciałam pogodzić się z tym, że sprzedał część lasu trolą. Zbuntowałam się tej decyzji i zostałam uwięziona.
- Jesteś już wolna więc możesz uciec.
- Nie mogę, - uwolniłeś mnie, więc będę spełniać twoje życzenia.
Nagle usłyszeliśmy głos dochodzący z góry.
- To pewnie Ineluki, musisz się gdzieś skryć. Najlepiej jak byś się schowała do jednej z kieszeni mojej kamizelki.
Rusałka bardzo szybciutko wleciała do największej kieszeni. Następnie wziąłem karton który zleciał z szafy i wsadziłem go pod stół, tak aby nikt nic nie zauważył. Obróciłem się i zobaczyłem Inelukiego z jakąś dziwną miksturą.

Do sitcomu 9b zapraszam Roniego.
_________________
Bercik
Woytas
Redaktor Portalu
Redaktor Portalu


Dołšczył: Jul 15, 2003
Posty: 741

Kraj: Polska
Miejscowoœć: Brzeg
PostWysłany: Pon Cze 28, 2004 12:59 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ineluki odłożył słój na półkę. Na szczęście nie zauważył, że cokolwiek ruszałem. Pewnie nie posądzał misia z takim małym rozumkiem o to, że mógłby cokolwiek sam wymyślić. Pod nosem szeptał jakby jakieś zaklęcia. Od czasu do czasu mówił coś do takiego małego pudełka. W pewnym momencie powiedział do mnie.
- Chodź. Musimy iść sprawdzić co dzieje się z twoim przyjacielem.
- Z Krzysiem ?
- Nie .... z Tygryskiem hi, hi.
Miś taki jak ja nie mógł zauważyć ironii w jego głosie. W dodatku strasznie burczało mi w brzuszku.
- A co się stało Tygryskowi ? - spytałem całkiem poważnie
- Tygryskowi nic, żartowałem sobie. Nie mamy czasu, musimy się spieszyć !
- Aa ! Byłbym zapomniał o jednej rzeczy !
Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko. Otworzył je, i ze środka wyciągną jakieś kapsułki.
- Misiu musisz połknąć jedną.
- O nie ! Nic nie połknę ! - Krzyś zawsze mi mówił, że nie wolno od obcych brać nic do jedzenia, żadnych cukierków, a tym bardziej nic co wygląda jak tabletki !
- Misiu ... one są o smaku miodu.
Tym stwierdzeniem trafił w mój słaby punkt. Na miód mam apetyt zawsze, wolę go nawet od kozich bobków. Mój opór słabł. W brzuszku już mi nie burczało, ale dudniło jak w głębokiej cembrowanej studni. Byłem straszliwie głodny.
- Dawaj ! - powiedziałem nie zastanawiając się więcej
Ineluki podał mi kapsułkę, a ja połknąłem ją jak wygłodniały pelikan. Nie poczułem nawet jaki miała smak. I tak było to nieistotne.
- Teraz już nie mamy ani chwili do stracenia !
Złapał mnie za łapkę i pociągnął za sobą. Szliśmy bardzo szybko ciemnym korytarzem. Po chwili moje nóżki zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a uścisk Inelukiego zelżał. Moja łapka wysunęła się z jego dłoni. Nie zatrzymał się, żeby mnie znów za nią złapać. Jego kroki oddalały się, a ich odgłos słabnącym echem odbijał się od ścian mrocznego korytarza. Chciałem krzyknąć, ale mój głos utkwił gdzieś w gardle. Za nic nie chciał wydobyć się na zewnątrz. Nie miałem siły iść dalej i nawet chyba nie chciałem. Zrobiło mi się słabo. Gdybym cokolwiek widział, to pewnie świat wirował by mi przed oczami. Nie wiem czy z głodu czy ze strachu zacząłem się cały trząść. Dotknąłem łapką najbliższej ściany. Buła sucha i szorstka, zrobiłem kilka kroków wzdłuż niej i natknąłem się na jakiś mebel. Po oględzinach łapkoleptycznych stwierdziłem, że jest to całkiem wygodne krzesło. Z siedzeniem i oparciem wyściełanym aksamitem. Wdrapałem się na nie. Oparłem wygodnie. Pomyślałem, że poczekam tu na niego. Wokół mnie ciemność. Odgłos kroków ucichł. Zapadła cisza. Byłem bardzo zmęczony. Zamknąłem oczy ...

*****

... siedziałem na swoim krzesełku. Co się stało, przysnąłem ? Straciłem przytomność ? Strasznie mnie boli głowa. W głowie kołatały mi dziwne myśli. Jak przez mgłę widziałem dziwną postać. Anteny, połyskujące spod kaptura płaskie oczy. Postać nie miała ust tylko jakby okrągłe sitko. I przez głowę przemykał mi ciągle jakiś dziwny nic nie znaczący wyraz : INELUKI. Z trudem zbierałem myśli. Nie chciały się poukładać w jakąś logiczną całość. Przyjechaliśmy na ryby. Znalazłem świetną miejscówkę. Potem .... hmm, przyszedł Włodek. Mówił coś o jakimś kamieniu. Rozłożyliśmy wędki. I chyba ...., ktoś tu przyszedł ? Coś do nas mówił. INELUKI ? Dalej ... czarna dziura ! Chyba jednak po rozłożeniu wędek zasnąłem ! Rozejrzałem się dookoła. Włodek łowił ryby jak w transie - z wielkim skupieniem śledził spławik, każde przytopienie kwitował lekkim przycięciem. Co jakiś czas wyciągał rybę i - co dziwne - wszystkie pakował do siatki. Po wyholowaniu patrzył na mnie jakoś dziwnie. Wydawało mi się, że rywalizuje ze mną, a w dodatku był tak spięty jakby walka szła o najwyższą stawkę. Ryby jak nigdy, brały mu co chwilę. Nie chciałem mu przeszkadzać zadawaniem dziwnych pytań. Jeszcze wziąłby mnie za jakiegoś głupka. Sprawdziłem swoje zestawy wymieniłem robaki na świeże. Dlaczego mi tak w głowie szumi ? Szczytówka mojej wędki drgnęła ...

Milcząc łowiliśmy jeszcze około pół godziny. Włodek co chwilę nerwowo spoglądał na zegarek. W pewnym momencie głośno krzyknął :
- Koniec !
Koniec czego ? - pomyślałem
Włodek schylił się po swoją siatkę. W tym momencie zapytałem na głos.
- Czego koniec Włodku ?
Upuścił wyciągniętą do połowy siatkę i bardzo szybko obrócił się w moją stronę.
- Jędruś ? Jędruś !!! Jes, jes, wygrałem !!!
Nie wiedziałem co na to mam powiedzieć. Wydusiłem jednak z siebie :
- A kogo się spodziewałeś krasnoludka ? I co wygrałeś, albo z kim ?
- Jak to z kim ? Z Krwawym Kokoszem, walczyłem o Twój powrót ....
W tym momencie przerwał. Była to chyba reakcja na moją minę. Wyrażała ona ogromne zdziwienie i zaskoczenie. I pomyśleć, że przed chwilą martwiłem się tym, żeby nie wziął mnie za głupka.
- Taak, a świstak siedzi i zawija w sreberka. - wypaliłem z głupia frant, żeby załagodzić jakoś sytuację.
- Wiesz co, zbierajmy się do domu powoli, strasznie dziwny dziś dzień ? Nie wiem, czy ciśnienie spada czy co, ale strasznie boli mnie głowa, i w ogóle przespałem jakieś dwie godziny. I śniły mi się jakieś głupoty. - dodałem.
- Chyba masz rację. Coś dziwnego wisi w powietrzu, może jakaś burza nadchodzi ? - w jego słowach już nie było takiego entuzjazmu jak przed chwilą. Pewnie zdał sobie sprawę, że wypalił z tym Krwawym Kokoszem głupstwo. Całkiem prawdopodobne, że też przysnął i coś mu się śniło.
I tak było już późno. W domu obiecałem, że będę na kolację a przed nami spory kawałek drogi. Zacząłem zwijać swój sprzęt. Wypuściłem złowione ryby. Siatkę zapakowałem do nylonowego worka, żeby nie śmierdziała w aucie. Czułem się naprawdę źle. Pulsowanie w skroniach było coraz bardziej dokuczliwe. Połknąłem dwa pyralginy, zawsze skuteczne w takich sytuacjach. Minie chwila zanim zaczną działać. W ciszy pozbieraliśmy sprzęt i ruszyliśmy w kieruku samochodu. Pakowanie zajęło moment ... Nie rozmawialiśmy. Bo te krótkie wymiany słów trudno nazwać rozmową. Zgadzałem się na wszystko co zasugerował. Wędki tu ! OK tu. To pudło przesuń trochę w prawo ! Jest trochę w prawo. Itd. ... . Nie oponowałem nawet jak załadował wiadro z rybami. Było zakryte. Więc nie mogło śmierdzieć bardziej od mojej siatki ....

*****

... Żołnierz szedł szybkim krokiem wzdłuż brzegu rzeki. Maska przeciwgazowa utrudniała oddychanie. Ohydne OP-1, peleryna wysmarowana neutralizatorem i założony na głowę kaptur - wszystko to sprawiało , że poruszał się jak jakiś cyborg. Spojrzenie w bok wymagało obrócenia całego korpusu. Sprzęt do pomiaru stężenia gazu był ciężki i niewygodny. Pochodził z czasów kiedy to wyposażenie było produkowane wg jedynie słusznych wzorów, a ergonomia była słowem tabu. Antena nadajnika sterczała wysoko nad głową. Żołnierz nie był szczęśliwy - właśnie po dwóch miesiącach miał wyskoczyć na 72 godziny do domu. A tu ten wypadek. Alarm w jednostce "chemików" nie był rzeczą codzienną, ale jak już się zdarzył to sprawa musiała być poważna. Ciężarówka przewożąca, ostatnią partię gazu do utylizacji miała wypadek w okolicach Gródka w pobliżu rzeki Uszkodzeniu uległo kilka pojemników, skażenie mogło objąć kilka kilometrów kwadratowych terenu. Zadaniem "chemików" było odnalezienie wszystkich osób mogących znajdować się na terenie skażenia i podanie im neutralizatora. Wszystko miało się odbyć z zachowaniem jak największej dyskrecji, gdyby opinia publiczna dowiedziała się, że posiadamy jeszcze zapasy bojowych gazów psychotropowych mógłby wybuchnąć skandal na skalę międzynarodową.
Jak do tej pory nikogo nie spotkał. Na szczęście teren był prawie bezludny Zawsze jednak mógł się zaplątać tutaj jakiś wędkarz lub miejscowy kłusol. Nagle przed sobą zobaczył samochód. Podszedł do niego szybko. Zatrzymał się rozejrzał dookoła, ale nikogo nie zauważył. Trawa była zdeptana z jednej i drugiej strony samochodu. Więc jest ich co najmniej dwóch - pomyślał. Muszę ich jak najszybciej znaleźć zanim zrobią sobie krzywdę.
Działanie gazu było nieprzewidywalne. Ktoś mógł sobie wyobrazić - pod jego wpływem - że jest kwiatkiem, usiąść na ziemi wystawić twarz do słońca. Inny, - a podobnych przypadków było w czasie testów niestety dużo więcej - że jest jakimś mega-wojownikiem. Ci z kolei nie wystawiali buźki do słoneczka, tylko rwali się do walki i czasem potrzeba było dziesięciu chłopa żeby dać im radę.
Odnalazł biegnąca przez gęste krzaki ścieżkę. Ślady były świeże. Ruszył w kierunku rzeki. Po chwili wyszedł na małą nadbrzeżną polanę
- Dzień dobry Panowie. - powiedział, zdawał sobie sprawę, że jego głos jest przytłumiony i niewyraźny.
Nie doczekał się odpowiedzi. Jeden z wędkarzy sprawiał wrażenie jakby coś do niego mówił, ale był to jakiś niezrozumiały bełkot. A może to i dobrze pomyślał. Chłopaki nie będą nic pamiętali, to i nie będą gadali głupot przy piwku. Wcisnął przycisk nadawania. Nie lubił laryngofonów, ale w tym "ubranku" korzystanie ze zwykłego mikrofonu było niemożliwe.
- Panie sierżancie - znalazłem dwóch wędkarzy. Są wyraźnie pod wpływem gazu. Jeden właśnie "rozmawia" z motylkiem. Mówi do niego rusałko .... ha, ha.
- Żołnierzu proszę się nie śmiać. Sprawa jest bardzo poważna. Podajcie im INELUKI.* i obserwujcie przez chwilę, żeby nie zrobili sobie krzywdy. Środek działa po jakich 10 minutach od podania. Wtedy musicie opuścić miejsce zdarzenia. Zrozumiano ?
- Tak jest !
Nie było o czym dyskutować wojsko to wojsko.
- Panowie podam wam INELUKI - powiedział na głos.
Wiedział, że słowa trafiają w próżnię, ale zrobiło mu się raźniej. Całe szczęście, że ich halucynacje przybrały niegroźną dla otoczenia formę. Pomyślał o swojej dziewczynie. Uśmiechnął się w myślach. Kto wie może już wieczorkiem ....

*****

Prowadzenie nie sprawiało zwykłej przyjemności. To przez tą bolącą głowę. Chyba powoli zaczyna mijać.
- Wiesz co Włodek. To był jakiś dziwny dzień. Czuję się jakiś strasznie zmęczony. I ten ból głowy !
- Taa. Wiesz bałem się odzywać po tym jak popatrzyłeś na mnie gdy wypaliłem z tym Kokoszem. Jednak mam wrażenie, że tu wydarzyło się coś dziwnego. I nie można tego zwalić na pogodę. Nie jestem żadnym meteoropatą. Do tej pory nic takiego mi się nie zdarzyło. Dzisiaj też mnie głowa ćmi. A może kiedyś trzeba zacząć. - zaśmiał się
- Słyszałem kiedyś, że gnijąca roślinność bagienna wydziela duże ilości metanu. Podobno w małym stężeniu działa halucynogennie. Może to to ? Taką polankę trudno przewietrzyć.
- Tego pewnie nigdy się nie dowiemy ! Włącz radio, może coś ciekawego dzisiaj się wydarzyło ?
Wcisnąłem przycisk. Głos spikerki był łagodny i miły. W swojej audycji puszczała nastrojowe kawałki. Podróż przebiegała spokojnie, z naprzeciwka minęło nas kilka wojskowych samochodów. Może jakieś manewry ? Droga do domu minęła spokojnie. Pomogłem Włodkowi przepakować sprzęt do jego samochodu. Już mieliśmy się rozstać gdy usłyszeliśmy w radiu taką wiadomość :
- W okolicach Grudka - jak donoszą nasi reporterzy - doszło dzisiaj do dziwnych zdarzeń. Miejscowa ludność zaobserwowała, nienaturalne zachowania wśród zwierząt domowych i dziko żyjących. Pewien rolnik opowiadał, że jego koń zaczął zbierać gałęzie z podwórka i w kącie koło stodoły mościł sobie z nich coś na kształt gniazda. Ktoś podobno widział zająca goniącego lisa i dzika robiącego wyraźne podchody do sarny. Pan Zygmynt S. opowiadał, że spotkał grupkę krasnoludków wybierających się na potańcówkę do remizy. Jego żona Pani Stanisława S. była zdziwiona tym co opowiada, tym bardziej, że miało to miejsce koło południa i Zygmuś (jak mówi o nim żona) nie zdążył dziś jeszcze niczego wypić ...
Dalszą część doniesień zagłuszyła przejeżdżająca niedaleko ciężarówka. Popatrzyliśmy po sobie znacząco.
- Wiesz co ? - rzucił Włodek. Jedźmy następnym razem na nockę, weźmiemy ze sobą piwko przynajmniej będziemy pewni przyczyn.
- Jasne ! Zadzwonię do Ciebie jutro coś wstępnie ustalimy. Co nas może jeszcze zaskoczyć na rybach ? Trzymaj się.
Włodek wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i odjechał ...

*****

Żołnierz po słowach spikera pomyślał : ... ten Zygmuś chyba nie dostał INELUKI. Przekręcił gałkę odbiornika, znalazł stację nadającą nastrojową muzyczkę. Przytulił mocniej swoją dziewczynę ....

*****

Wniosłem sprzęt do domu. Gdy odwieszałem kamizelkę coś mnie tknęło. Zajrzałem do kieszeni i zobaczyłem pięknego motyla. Nie wiem jak się tu dostał. Ostrożnie wyciągnąłem go i posadziłem na palcu. Motyl zatrzepotał skrzydełkami ale nie odleciał. Podszedłem do okna, otworzyłem je. Rękę z motylem wystawiłem na zewnątrz. Przez chwilę układał swoje czułki na łebku, a gdy poczuł silniejszy powiew wiatru wzbił się w powietrze ...



* - Izomerowy NEutralizator Lekkich Udarów - Kapsułki Indywidualne

Oldi w ostatniej części Sitcomu 9b definitywnie zakończy przygody naszych znajomych.
_________________
Krytyk i eunuch z jednej są parafii - obaj wiedzą jak żaden nie potrafi usmiech
Wyœwietl posty z ostatnich:   
   Pogawędki Wędkarskie Strona Główna -> Sitcom
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwoœci zmiany postów lub pisania odpowiedzi Wszystkie czasy w strefie
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Za treści głoszone na forum dyskusyjnym odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.
Korzystając z forum akceptujesz ten REGULAMIN  System pomocy - FAQ

Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Forums ©
Pogawędki Wędkarskie - portal dla wszystkich wędkarzy!
Redakcyjna poczta: redakcja@pogawedki-wedkarskie.pl

Redakcja serwisu w składzie: Jarbas, Marek_b, -, -, -, -

Wszystkie teksty i zdjęcia opublikowane w portalu są utworami w rozumieniu prawa autorskiego i podlegają ochronie prawnej. Kopiowanie, powielanie, "crosslinking" i jakiekolwiek inne formy wykorzystywania cudzej własności intelektualnej i twórczej bez zgody właścicieli praw autorskich są zabronione prawem.

Wszelkie znaki towarowe są własnością ich prawowitych właścicieli, zaś ich użycie dozwolone jest wyłącznie po uzyskaniu zgody.

PHP-Nuke Copyright © 2004 by Francisco Burzi. license.
Tworzenie strony: 0.11 sekund :: Zapytania do SQL: 39